Kontynuujemy naszą podróż po powojennych wrocławskich osiedlach. Byliśmy już na Szczepinie i osiedlu Przyjaźni, a dziś wracamy na zachód – na osiedle Popowice.

Przeczytaj poprzednie odcinki cyklu “Wrocławskie ARCHistorie”

Popowice. Wrocławska odpowiedź na ogólnopolską ofensywę budowlaną, jaką na początku lat 70. triumfalnie ogłosił I sekretarz KC PZPR Edward Gierek. Nowa, socjalistyczna Polska miała być krajem, w którym każda rodzina będzie mieć zapewnione mieszkanie. We Wrocławiu postulat ten realizowano głównie na zachodzie miasta, tutaj bowiem znajdowały się największe rezerwy terenowe[1]. W 1970 roku liczący 70 ha teren pod zabudowę mieszkaniową otrzymała Spółdzielnia Energetyk, która postanowiła wznieść tu pierwsze osiedle zrealizowane w całości w technologii Wrocławskiej Wielkiej Płyty.

Popowice miały stać się domem dla ponad 17 tysięcy mieszkańców, a zadanie opracowania koncepcji zabudowy powierzono architektowi Witoldowi Jerzemu Molickiemu (znanemu już nam z projektu Szczepina i osiedla Przyjaźni na wrocławskich Krzykach). W pobliżu Parku Zachodniego, między ulicami Legnicką, Popowicką i Niedźwiedzią, powstały 11-kondygnacyjne i 5-kondygnacyjne bloki, ustawione pasmowo i ukośnie wobec siebie. Szare, smutne blokowisko? Niekoniecznie! Zapraszam na rozmowę z mieszkanką i miłośniczką Popowic, Katarzyną Śmigielską*.

 Popowice, budynek wielorodzinny przy ul. Niedźwiedziej 14-24, proj. Witold Molicki, J. Pietkiewicz i A. Słabiak, ok.1972 r., zbiory Muzeum Architektury we Wrocławiu

Marta Czyż: Ile miałaś lat, gdy zamieszkałaś na Popowicach?

Katarzyna Śmigielska: Na Popowice przeprowadziłam się z rodzicami, gdy miałam 5 lat – w 1981 roku. Wcześniej mieszkałam w kamienicy pomiędzy ulicami Nowowiejską a Walecznych, w niesamowicie dużym, bo 5-pokojowym mieszkaniu, z olbrzymim, położonym centralnie przedpokojem, po którym jeździłam na swoim rowerku. I choć mieszkanie wspaniałe, okolica była czarna od dymu z kominów i pyłu z węgla składowanego na ulicy i w piwnicach. W bramie mieszkało dużo starszych ludzi. Żadnego dziecka, więc poza przedszkolem byłam kompletnie pozbawiona dziecięcego towarzystwa.

MC.: A zatem Popowice musiały być dla Ciebie ogromną zmianą! Nowe osiedle, nowe bloki, mnóstwo ludzi w różnym wieku. To było miejsce przyjazne dzieciom? Łatwe do oswojenia?

KS.: Po przeprowadzce na Popowice sytuacja zmieniła się diametralnie. Zamieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu, bez balkonu, ale za to pośród rozległych, zielonych terenów z placami zabaw. Większość mieszkań zajmowały rodziny z małymi dziećmi. Tato oprowadził mnie po sąsiadach  i natychmiast poznałam dużo nowych koleżanek. Z jedną z nich mam kontakt do dziś!

Mój blok, stojący w pierwszej linii od ulicy Legnickiej, oddzielony był od niej olbrzymią polaną, obsadzoną topolami. Po drugiej stronie naszego bloku znajdował się plac zabaw z metalowymi urządzeniami, rakietą i globusem – absolutny hit dla dziecięcej wyobraźni! Pamiętam, jak mówiłam mamie, że wychodzę na podwórko lub na polanę. Pamiętam też, że większość dnia spędzałam na dworze, obowiązkowo z kocykiem i badmintonem. Nie czułam niebezpieczeństwa. Nasze mieszkanie miało okna tylko od strony południowej, natomiast okna mieszkania mojej przyjaciółki Moniki wychodziły zarówno na podwórko, jak i na polanę, więc nasze mamy były dogadane, że możemy wychodzić na dwór, o ile będziemy widoczne z okien mojego lub jej mieszkania.

Pewnego dnia na polanie powstały gigantyczne wykopy – kładziono nową rurę ciepłowniczą. To był raj! Naznosiłam do domu mnóstwo końskich zębów i okruchów niemieckiej ceramiki. Niestety sąsiedzi przekazali rodzicom, że był jakiś wypadek w wykopach i od tego czasu chodziliśmy  tam rzadziej albo kłamaliśmy, że w ogóle nas tam nie było. Popowice były wspaniałe! Była tu szkoła, do której biegałam z kluczem na szyi, oraz druga, konkurencyjna szkoła, w której uczyli się nasi potencjalni wrogowie (śmiech). Toczyliśmy z nimi wojny terytorialne na górce z oponami.

Dobrze pamiętam dzień, w którym na osiedlu wylądowało duże „ufo” w postaci kościoła (Kościół Najświętszej Maryi Panny Królowej Pokoju przy ul. Ojców Oblatów, proj. W. Hryniewicz, W. Jarząbek i J. Matkowski – przyp. MC). To był dla nas estetyczny szok! Najpierw otwarto pierwszą część – tzw. kościół mniejszy, a potem kościół większy, z różowo-złotym wnętrzem, kompletnie niepasującym do bloków, które znaliśmy na osiedlu.

Popowice miały mnóstwo przestrzeni zielonych, dostępnych dla każdego. Wszyscy mieszkaliśmy w podobnych warunkach i spędzaliśmy podobnie czas. Osiedle było nasze i wystarczało nam całkowicie. Były sklepy, kino Studio, przedszkola dla maluchów, żłobek, szkoły podstawowe, otwarte boiska przyszkolne. I był tramwaj, który na początku woził mnie na drugi koniec miasta do przedszkola, a potem woził do liceum, bo w czasie podstawówki w ogóle nie miałam potrzeby opuszczania osiedla.

Popowice, budynek wielorodzinny, proj. Witold Molicki, J. Pietkiewicz i A. Słabiak, ok.1972 r., zbiory Muzeum Architektury we Wrocławiu

MC.: Popowice, dzieło Witolda i Marii Molickich, to pierwsze osiedle zbudowane na tak wielką skalę z wielkiej płyty. Prawdziwe blokowisko, na kilkanaście tysięcy mieszkańców. Dziś patrzymy na tę architekturę nieco inaczej niż jeszcze kilka lat temu, doceniamy jej walory plastyczne (słynne popowickie balkony), nasłonecznienie, dbałość o zieloną przestrzeń.  Jak Popowice wyglądają dla Ciebie dzisiaj? Czy dostrzegasz w nim elementy, które tworzą jego niepowtarzalność, wyjątkowość?

KS.: Popowice były i są dla mnie osiedlem kompletnym, które pokochałam od razu. Przestrzeń osiedla, jego otwarta forma sprawiły, że nie miałam kłopotów adaptacyjnych. Nigdy nie odbierałam go jako wyjątkowego osiedla, choć porównywałam je z innymi i moje Popki zawsze wygrywały! Pamiętam jednak historię, która stała się anegdotą w naszej rodzinie. Któregoś dnia moja mama wyszła z bloku i nie potrafiła wrócić z zakupami do domu! Wszystkie bloki i przejścia między nimi wydały się jej takie same. To było pierwsze negatywne doświadczenie, które zapamiętałam. Jak się później okazało, wspólne dla wielu mieszkańców…

Kłopoty związane z technologią, czyli z wielką płytą, wracały zawsze podczas remontów. Rodzice mówili, że Popowice były stawiane w „pijackim zwidzie”, że żaden z pokoi nie ma prostych ścian, a piłeczka położona pod oknem spokojnie turlała się w stronę drzwi. Klepki na podłodze były docinane ręcznie w miejscu, gdzie ściana spotykała się z podłogą. Bez porządnej wiertarki nie było mowy o wiszących szafkach, a jak już raz zawisły, to nie było szans na jakiekolwiek zmiany. Jak mama zaczynała mówić o remoncie, to ojciec dostawał białej gorączki…

Mieszkanie w wielkiej płycie, szczególnie od strony południowej, sprawiało, że mocno odczuwalne były temperatury letnie, mimo że osiedle jest świetnie przewietrzane. Popowickie bloki ustawione są w sposób pozwalający na przelot wiatru z zachodu na wschód. Ich lekko skośne ustawienie powoduje jednak, że pomiędzy blokami tworzą się dysze, w których podczas wietrznych dni głowę urywa. Jednak samego mieszkania nie sposób wywietrzyć…

Mieszkańcy osiedla jako młodzi ludzie z dziećmi nauczyli się żyć w blokowisku, nie przewidzieli jednak, że nie jest to do końca dobre miejsce na starość. Niskie bloki są pozbawione wind, co na przykład uniemożliwiło opuszczanie mieszkanie mojemu Tacie pod koniec Jego życia.

A w 10-piętrowych wieżowcach, by skorzystać z windy, trzeba wejść po schodach na kondygnację parteru, co odczuwam dotkliwie teraz i ja – jako mama dziecka niepełnosprawnego ruchowo. Siedem schodów to czasem bariera ogromnie utrudniająca życie…

MC.: Od początku powstania Popowic podkreślano, że brakuje im bardzo ważnego elementu – punktów usługowo-handlowych. Ten brak uzupełnił nieco w latach 90. niebieski „blaszak” przy ulicy Legnickiej, potem pojawiły się dyskonty spożywcze. A jak to wyglądało z Twojej perspektywy?

KS.: Nie pamiętam czasów sprzed blaszaka, bo byłam wtedy zbyt mała, by tak daleko chodzić. Sklep spożywczy mieliśmy tuż za blokiem. Był dobrze zaopatrzony. A jak w latach 90. powstały kioski warzywne z asortymentem zza granicy to już był raj. Czekolada z okienkiem z warzywniaka, gumy Donaldy. Naprawdę nic więcej nie było potrzebne. Był szewc, była repasacja pończoch. Po meble i artykuły papiernicze chodziło się do Domu Handlowego Popowice przy ul. Popowickiej. A w sobotę czy niedzielę na pobliskim Szczepinie odbywał się targ. Tam kupić można było żywą kurę (tato mojej koleżanki hodował kurę w łazience), części samochodowe, rowery, jedzenie. A jak już byłam nastolatką to w niebieskim blaszaku otwarto świetnie zaopatrzony lumpeks. Istny raj dla młodzieży odkrywającej indywidualność!

Popowice, budynek wielorodzinny przy ul. Niedźwiedziej 14-24, proj. Witold Molicki, J. Pietkiewicz i A. Słabiak, ok.1972 r., zbiory Muzeum Architektury we Wrocławiu

MC.: A jak na życie Popowic wpłynęły nowoczesne apartamentowce, biurowce i galerie handlowe, które na początku XXI wieku zaczęto budować wzdłuż ulicy Legnickiej? Pojawili się nowi ludzie,  ale i nowe elementy, na przykład szlabany…

KS.: Kiedy zniknęła łąka sprzed bloku moich rodziców odczułam, że idą zmiany. Nagle osiedle zostało zasłonięte, jak parawanem. Z perspektywy ulicy Legnickiej stało się praktycznie niewidoczne. Miało to dwa plusy: zmniejszyła się ekspozycja nasłonecznienia w okresie letnim, przez co w bloku moich rodziców jest zdecydowanie przyjemniej w okresie wakacji, i zdecydowanie zmniejszył się hałas. 

Jednak wraz z nowymi budynkami pojawiły się też nowe zwyczaje. Przybyło samochodów, więc trzeba było poustawiać szlabany, by nie parkowały wszędzie. Pojawił się też nikomu wcześniej nie znany kłopot z dostępnością przestrzeni. Wysokie krawężniki oddzielające nowe od starego. Coś czego nie mogę osobiście znieść i zrozumieć. Niegdyś otwarta forma Popowic została po prostu w sposób bezczelny zamknięta.

Osiedle ze względu na świetną komunikację z centrum Wrocławia stało się atrakcyjnym miejscem na rynku wynajmu. Nie powiem, że kiedyś wszyscy się znaliśmy, ale teraz na osiedlu pełno jest mieszkań wynajmowanych i odczuwalne jest wyludnienie osiedla latem, kiedy studenci wracają w swoje rodzinne strony. 

To prawda, że teraz dostępny jest jeszcze bogatszy wachlarz usług, powstały knajpki, sklepy otwarte przez niemal całą dobę. Ale znikł dom kultury i kino osiedlowe. Bliskość centrum handlowego sprawia, że nie musimy nigdzie jechać,  nawet gdy chcemy oddać się „luksusowym” zakupom.

Auto nie jest tu potrzebne. Wciąż mam w zasięgu spaceru dostęp do wszystkiego, co potrzebuję, a tramwaje do centrum miasta sprawiają, że nie muszę się martwić dojazdami do pracy i dostępnością miejsc parkingowych oraz kosztami parkowania. 

MC.: Mieszkańcy lubią Popowice? Działają tu stowarzyszenia lub nieformalne grupy, które chcą integrować lokalną społeczność?

KS.: Myślę, że na Popowicach mieszka się wygodnie. Jest przestrzeń, ale i bliskość ludzi. Jeśli jest się otwartym na rozmowy i poznawanie mieszkańców z najbliższego otoczenia – żyje się tu łatwo. Zawsze mam zapewnioną opiekę nad moimi zwierzętami, kiedy wyjeżdżam. Zawsze jest ktoś, kto pomoże z naprawą. Dzieci nadal mogą biegać z kluczami na szyi do szkoły. Szalenie podobają mi się spotkania psiarzy, którzy codziennie o tej samej porze wychodzą ze swoimi pupilami i spędzają razem czas – w ciepłe dni nawet kilka godzin dziennie.

Nie wiem, ile osób zna historię osiedla. Po termoizolacji i remoncie elewacji budynków, osiedle nie przypomina już tego z projektu małżeństwa Molickich. Z rozmów z ludźmi wnioskuję jednak, że mniej interesuje ich zachowanie wartości historycznej, a bardziej komfort życia. Nowy podział kolorystyczny na elewacjach budynków ułatwił komunikację wielu mieszkańcom osiedla.

Czekamy na nową linię tramwajową biegnącą po północnej stronie osiedla. Jesteśmy ciekawi, jak będzie wyglądał nowy teren portu Popowice. Zaludnienie na obrzeżach Popowic sprawia, że Park Popowicki zaczyna być ciasny w letnie dni. Ale obok jest kolejny park, wały nad Odrą – jest dokąd uciec.

Mam wrażenie, że coraz bardziej dbamy o nasze osiedle, a oddolne inicjatywy są częściej zauważalne. Powstają na przykład przydomowe rabaty, a jeszcze przed pandemią Stowarzyszenie FAUNA I FLORA POPOWIC otrzymało środki na zorganizowanie akcji edukacyjno-integracyjnej z okazji Dnia Ziemi, połączonej ze sprzątaniem najbliższych terenów zielonych. Dbałość o miejsce oznacza również dbałość o siebie nawzajem.

Pandemia świetnie to uwypukliła. Jeśli ktoś z nas jest chory, ma dostarczane zakupy, a i pies jest wyprowadzany. Każdy z nas ma różne umiejętności, którymi dzieli się z innymi. Ja już nie muszę szukać fryzjera czy elektryka. Są nimi moi nieocenieni sąsiedzi i jak trzeba to po prostu do siebie dzwonimy.  Mamy kilka grup mieszkańców aktywnie działających w mediach społecznościowych. Staramy się o mikrogranty i zgłaszamy projekty do WBO. Społeczność Popowic jest aktywna i stara się pokazać, że mieszkamy na naprawdę fajnym osiedlu!

*Katarzyna Śmigielska – urbanistka, malarka, inicjatorka i kuratorka Galerii Prozy i Galerii nr 22 na placu Solnym, pedagożka, od dziecka mieszkanka i miłośniczka osiedla Popowice, w wolnych chwilach kociara i kucharka-eksperymentatorka 😊


[1] Agata Gabiś, Całe morze budowania. Wrocławska architektura 1956-1970, wyd. Muzeum Architektury we Wrocławiu 2018, s. 406.

Foto główne: Bloki przy ul. Popowickiej, fot. Julo – Praca własna, Domena publiczna,