Wrocław w XIX wieku i wcześniej mógł poszczycić się licznymi piwiarniami i browarami. Tutejszy złoty trunek był znany i lubiany również daleko poza granicami miasta. Browarniczą równowagę zaburzył Bawarczyk Konrad Kissling, który zaczął sprowadzać piwo ze słynnego piwowarskiego regionu.
Nim Konrad Kissling doszedł do statusu króla browarniczego przeszedł długą drogę. Początkowo interesy nie szły mu tak sprawnie. Był synem producenta tytoniu, jego ojciec liczył ze zostanie rolnikiem. Kissling postanowił zostać kupcem. Wspólnie z kolegami założył firmę, w której handlowano wyrobami lnianymi oraz serami z Królestwem Polskim. W czasie licznych podróży handlowych poznał Śląsk i Wrocław. Jednak z czasem okazało się, że handel serem nie idzie mu najlepiej. Ponoć pewnej zimy interesy poszły mu na tyle źle, że z Warszawy do Wrocławia wracał pieszo.
Po przeprowadzce do Wrocławia, Konrad Kissling zauważył, że w piwnym mieście brakuje bawarskiego trunku. Ta myśl skłoniła go do importu bawarskiego piwa. Pomysł mógł się okazać wielkim niewypałem, gdyż w XIX wieku we Wrocławiu działało 80 browarów. Prym wiodła Piwnica Świdnicka. Jednak od 12 maja 1935 roku jej status zaczął się zmieniać, kiedy to Konrad Kissling otworzył swoją piwiarnię na Rynku. Sukces spadł na niego jak grom z jasnego nieba.
Poza piwem handlował nadal serami oraz lodem, który trzymał w piwnicach-chłodniach na dzisiejszych Kowalach i następnie sprzedawał we Wrocławiu i Berlinie. Produkował tam również cegły, smołę i gaz świetlny, który pakowany w skórzane worki dostarczano do miasta, aby jako atrakcja dla gości oświetlała piwiarnię Kisslinga – wspomina Maciej Łagiewski w książce „Wrocław, Wędrówki przez stulecia”.
Bawarskie piwo stało się bardzo popularnym trunkiem i od pierwszych dni istnienia piwiarni Wrocławianie pokochali to piwo. Maciej Łagiewski w swojej książce przypomina, że „Już w dniu otwarcia piwnica była za mała, drugiego dnia siadano na stopniach, trzeciego dnia stano na chodniku”. Piwo początkowo było sprzedawane w butelkach, jednak popularność skłoniła handlowca do sprowadzania trunku w beczkach.
Pomysł na lokal z piwem bawarskim był genialny. Jedynym problemem był wówczas transport piwa z odległego regionu do Wrocławia. Długa droga dostaw zwłaszcza w miesiącach letnich niestety negatywnie wpływała na jakość piwa, które nie nadawało się do picia. Mimo wszystko wrocławianie tolerowali przerwy w dostawach pysznego trunku i cierpliwie na niego czekali.

Dlatego przez ponad 100 lat istnienia wyszynki należące do Kisslinga były równie popularne jak Piwnica Świdnicka. Na sukces piwiarni wypłynęły również liczne promocje. W jego lokalach wprowadzony był upust na kolejne kupowane piwo. Za pierwszy kufel płaciło się trzy srebrne grosze, za kolejne już dwa grosze. Oczywiście w lokalu można było smacznie zjeść. Ponoć najpopularniejszą przekąską była kanapka… z serem, który sam sprowadzał.
Z czasem lokal zmienił siedzibę i został przeniesiony na dzisiejszą ulicę Ofiar Oświęcimskich, a następnie dodatkowo przy obecnej ulicy Stanisława Leszczyńskiego, gdzie lokal działał do 1945 roku. Atmosfera w lokalach była iście przednia i prowokowała do długiego świętowania.
Warto wspomnieć o synu Konrada Kisslinga – Jerzym Konradzie Kisslingu. Po ojcu to on przejął interes. Przed II wojną światową był majorem w rezerwie, w czasie wojny służył w Naczelnym Dowództwie Armii. Prawdopodobnie był związany z zamachem na Hitlera. Został aresztowany po nieudanym zamachu 20 lipca 1944 roku w kwaterze führera (zwanej Wilczym Szańcem) koło Kętrzyna. Następnego dnia popełnił samobójstwo. Ponoć są też źródła, które stwierdzają, że stracony 22 lipca 1944 r.