Mobilna aplikacja Uber wystartowała oficjalnie w czerwcu 2010 roku w San Francisco. W Polsce działa dokładnie od 19 sierpnia 2014 roku, a we Wrocławiu od listopada 2015 r. Przez ten czas zdołała zyskać 1,5 miliona klientów w naszym kraju.

W Polsce dyskusja wokół Ubera skupia się głównie na tym, czy w ogóle jest legalny. O firmie głośno robi się przede wszystkim wtedy, gdy dochodzi do protestu taksówkarzy albo gdy lokalne służby wystawią któremuś z kierowców sporą karę. Sam Uber z kolei stara się działać trochę jak nowożytne włoskie banki – po prostu robi pieniądze.

Tanie (nocne) taksówki
Można spotkać się z opinią, że w naszym mieście Uber nie rozwija się tak dobrze, jak w innych miastach. Powodem mają być wyjątkowo niskie ceny wrocławskich taksówek. Historia, owszem, piękna. Jednak, jak to zwykle bywa z pięknymi historiami, niezbyt prawdziwa.

– Mogę uspokoić wszystkich użytkowników i kierowców korzystających z aplikacji we Wrocławiu: Uber dynamicznie rozwija się w stolicy Dolnego Śląska – mówi Magda Szulc, rzecznik prasowy firmy.
Wypowiedź właściwie mogłaby zamknąć temat, ale warto przyjrzeć się bliżej legendzie o tanich wrocławskich taksówkach, tym bardziej że nieco prawdy w niej jest. Jeśli popatrzymy tylko na taryfę dzienną, to nasze miasto wcale nie jest najtańsze: nawet w Warszawie można znaleźć korporację, która skasuje mniej za przejazd.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z taryfą nocną. W tej kategorii Wrocław deklasuje pozostałe miasta. Najpopularniejsze w naszym mieście Ryba Taxi i Wicar po prostu takiej taryfy nie mają – za kurs płacimy tyle samo niezależnie od pory. W tym kontekście nie może dziwić, że wrocławianie z usług Ubera korzystają najchętniej właśnie późnym wieczorem.

Kilometry, minuty, przeliczniki
Na pierwszy rzut oka cennik Ubera jest bardzo atrakcyjny. Przejechanie jednego kilometra kosztuje 1,3 zł. To o ponad złotówkę taniej niż wspomniane Ryba czy Wicar. Do tego trzeba jednak doliczyć 25 groszy za każdą minutę podróży – czy to przejazdu, czy postoju. Oprócz tych opłat może pojawić się jeszcze mnożnik ceny. Teoretycznie wynosi od 1,2 do 9: tyle razy musimy pomnożyć ostateczną cenę za kurs. Zdarza się on wtedy, kiedy zapotrzebowanie na kierowców Ubera jest spore i w praktyce rzadko kiedy przekracza 1,5.
Algorytmy dynamicznego cennika na przykładzie San Francisco i nowojorskiego Manhattanu próbowało prześwietlić kilku programistów. Zajęło im to cztery tygodnie, a wniosek był taki, że system jest raczej sprawiedliwy i naprawdę uaktywnia się wtedy, kiedy więcej osób chce skorzystać z oferty.
Ciekawą analizę rzeczywistych cen przejazdów z Uberem wykonał Dawid Kosiński z portalu Spidersweb. Po podsumowaniu rocznego korzystania z usługi wyliczył, że kilometr kosztował go około 1,8 zł. Nie brał przy tym pod uwagę opłaty za rozpoczęcie kursu.

Spośród 1,5 miliona użytkowników aplikacji 500 tysięcy dołączyło do niej w ciągu ostatniego półrocza. Jeśli wziąć pod uwagę, że Uber w Polsce działa od około 3,5 roku, to przyspieszenie jest spore. Liczba przejazdów realizowanych za pośrednictwem aplikacji rośnie o około 20% każdego miesiąca.
Niedawno firma wprowadziła też narzędzie pozwalające określić koszt przejazdu. Wpisując miejsce, z którego startujemy, i punkt docelowy, dowiemy się, ile zapłacimy za kurs w zależności od tego, czy zdecydujemy się na najtańszą, czy którąś z droższych opcji. Mechanizm ma uwzględniać nie tylko odległość, ale także czas przejazdu i ilość osób korzystających z usługi.

Kierowcy Ubera kontra taksówkarze
Uberem w Polsce jeździ kilka tysięcy kierowców. Liczba ta dynamicznie się zmienia, a sama korporacja podkreśla elastyczność i sezonowość współpracy. Dla większości to raczej forma dodatkowego zarobku, a nie głównego źródła utrzymania. – Aż 32% kierowców korzystających z aplikacji loguje się do niej na mniej niż 10 godzin tygodniowo – wyjaśnia Magdalena Szulc.

Powszechnie znany jest też konflikt na linii Uber – taxi. Co jakiś czas słychać o protestach taksówkarzy czy ich akcjach wymierzonych w kierowców Ubera. Zarzucają im nie do końca jasną sytuację prawną: przede wszystkim brak uprawnień i zawiłą kwestię podatkową. Szefowie korporacji i sami taksówkarze oficjalnie mówią o nieuczciwej konkurencji.

– Dla większości ludzi taryfiorz [sic!] to taki podstarzały, wąsaty Janusz w kamizelce, który opowiada nieśmieszne dowcipy. A my naprawdę nie jesteśmy głupi. Gdyby praca dla Ubera była takim eldorado, to w dużych miastach nie byłoby już taksówkarzy, tylko sami uberowcy – mówi jeden z wrocławskich taksówkarzy.

 

 

 

 

 

 

Infografika Maciej Kisiel