Nadobna panno, piękny kawalerze! Aby was śnieg nie zasypał, a mróz lica nie tarmosił, zapraszam serdecznie na spacer śladami miłosnej epistolografii. Będzie ekscytująco, prawie jak w muzeum!

Gmaszysko Poczty Głównej wydaje się nieprzyjazne i ponure. Ciężka, kanciasta, brązowa bryła, płaskorzeźby na fasadzie a przy wejściu – plątanina niezrozumiałych wzorów. Kunsztowne, lecz równie dobrze mogłyby tworzyć bramę do innego wymiaru. Powiedz „Przyjacielu” i wejdź!

Będziemy dziś śledzić innego pisarza – Pierre’a Choderlosa de Laclos, autora najbardziej znanej powieści epistolarnej w dziejach. Trudne słowa padły, minęło dużo czasu i sporo megabajtów, zanim nauczyłam się ich poprawnie używać.

Epistemologia – jest to nauka o teorii poznawania. Rozważa naturę takich pojęć jak: prawda, przekonanie, sąd, spostrzeganie a także relacje między tym, co nam się wydaje, a tym co jest w rzeczywistości. Powiedziałabym, że w miłości są to rzeczy kluczowe, ale nie będziemy się dziś tym zajmować.

Epistologia – nie ma takiego słowa, pomyliłam się tylko osiem razy, pisząc ten tekst.

Chciałabym dziś zająć się epistolografią – czyli sztuką pisania listów. Dlaczego tak? Po pierwsze, możemy się nad tym na co dzień zastanawiać, ale dzisiejszy świat to rzeczywistość słowa pisanego. Wiele naszych relacji, znajomości z przyjaciółmi, kontakty z rodziną czy nawet przełożonymi – odbywają się za pomocą tekstu. A po drugie, jeśli weszliście do budynku przy Krasińskiego 1, i nie trafiliście przypadkiem do kopalni Khazad-dûm, to powinniście zaraz być w Muzeum Poczty i Telekomunikacji.

„Pisze się tomy całe na próżno, gdy dla porozumienia wystarczyłby kwadrans rozmowy.”, wicehrabia de Valmont

Niebezpieczne związki między internetem a miłością.

Jeszcze nigdy poznawanie ludzi nie było tak proste, dostępne, przyjazne. Ekscytujące i niebezpieczne. Gramy słowami, drodzy, w czasach komunikatorów jest to podstawowe tworzywo, z którego zbudujemy zainteresowanie, fascynację, intrygę a wraz z postępem fabuły – może romans i związek. Mam wielu przyjaciół, znajomych, którzy uważają, że kontakty międzyludzkie upadły, bo tak wiele rozmów prowadzimy przez komunikatory. A ja mówię – to wspaniale! Choć być może, po prostu, mam słabość do pisania.

Komunikator cię nie oszuka blichtrem spotkania, atmosferą. Pomiędzy wami są tylko słowa – bezpośrednie dojście do czyjejś duszy. Fizjonomią jest tutaj szacunek do języka, ortografii, interpunkcji. Zapachem – intelekt. Nie da się oszukać kogoś, prowadząc intensywną, ożywioną korespondencję. Jasne, można kłamać do woli apropo zawodu, statusu, sytuacji rodzinnej ale flow, przyciąganie, pasja, podobny humor – nie pokażemy tutaj nic więcej niż to, kim jesteśmy. Słowa pokazują wnętrze człowieka. Można je ubrać w piękne piórka atrakcyjnego ciała – ale to nadal będzie ta sama dusza.

fot. Marta Muraszkowska

Jeśli istnieją rozkosze żywsze, ja ich nie pragnę, nie chcę ich poznać. Czyż może być coś słodszego niż być w zgodzie z własnym sercem, widzieć przed sobą pasmo dni pogodnych, usypiać bez niepokoju i budzić się bez wyrzutów?„, Madame de Tourvel

W Muzeum Poczty i Telekomunikacji spotka nas… cisza. To miejsce mogłoby nas zalać kakofonią dźwięków, gdyby ożywiły się muzealne zbiory telefonów, telegrafów i skrzynek pocztowych. Jest pięknie, kolorowo, radośnie, momentami – nostalgicznie, ale cicho. To takie miejsce, żeby do siebie szeptać i ukradkiem dotknąć czyjejś dłoni, pochylając się, na przykład, nad księgą z życzeniami ślubnymi, podarowaną muzealnikom przez mieszkańca Wrocławia. „Najdostojniejszej Młodej Parze – Szczęść Boże” – napisały tam w 1932 roku przedstawicielki Sióstr Elżbietanek. Będzie to niestety jedyny ślad miłości, który uda się znaleźć na własną rękę. Z pomocą przychodzi Justyna Jeleniewska-Janusz, z działu filatelistyki, która pokazuje mi skany walentynkowych znaczków i romantyczne kartki z połowy ubiegłego wieku. To jednak nie to, po co przyszłam. Zamiast urządzeń i nośników komunikacji chętniej poznałabym to, co było jej treścią.

„Ech, odkądże ty podróżujesz w ten sposób, popasając co chwilę, bocznymi dróżkami? Mój przyjacielu, gdy chcesz dojechać do stacji, bierz konie pocztowe i jazda! Gościńcem!”, markiza de Merteuil

Obiecująco zaczyna się robić w dolnej sali muzeum. Wydaje się, że znalazłam kolejną, romantyczną rzecz – oryginalny, dziewiętnastowieczny dyliżans, który służył do przewozu listów i pasażerów. Widzicie te obszerne suknie, kapelusze, pakowane na dach walizy, dyskretne pocałunki na pożegnanie….

Czujecie ten klimat?

Mam nadzieję, że nie. W dyliżansie mogły podróżować 24 osoby, wliczając obsługę. W każdej kabinie po sześciu pasażerów, reszta na dachu. Średnia prędkość pojazdu to około 6 kilometrów na godzinę a był to środek lokomocji przeznaczone na długie, wielodniowe podróże – na przykład podróż z Warszawy do Wrocławia, która trwała 7 dni. Fajnie. Można się dobrze poznać ze współpasażerami. Co, biorąc pod uwagę znikomą higienę osobistą ludzi w tamtych czasach, nie było raczej niczym sympatycznym. Ewentualnego aktu zespolenia emocjonalnego mogłyby dokonać występujące podczas podróży przygody – wykolejenia (na pewno nie tak częste, jak u nas, ale o wiele bardziej dramatyczne w skutkach), złamane koła, wypadki w rowach a wreszcie napady zbójców.

Co można zrobić romantycznego w dyliżansie? Popatrzeć na niego w muzeum, polecam, warto!

„Często najważniejsze bywa to, co się wydaje obojętne.”, wicehrabia de Valmont

Czy udało mi się znaleźć miłość w Muzeum Poczty i Telekomunikacji? Niespecjalnie. Więcej romantycznych emocji dostarczy prawdopodobnie seans lub lektura „Niebezpiecznych związków”.

Czy poleciłabym to miejsce na pandemiczną randkę? Zdecydowanie! Jest spokojnie, ładnie, kolorowo, jest dużo miejsca na szepty, a po cichu mówi się przecież najważniejsze rzeczy.