Antyszczepionkowcy.biz to stworzona przez młode małżeństwo z Wrocławia gra karciana, w której wcielamy się w przedsiębiorcę działającego w biznesie antyszczepionkowym. Z Aleksandrą i Jakubem Stefaniakami udało mi się zamienić kilka słów na temat tego projektu.

Bartosz Adamiak: Skąd bierze się brak zaufania do medycyny i nauki?

Aleksandra Stefaniak: Często dyskutujemy między sobą na ten temat. To właściwie jeden z powodów, dla których zaczęliśmy myśleć nad tą grą. Wydaje nam się, że tym, co głównie popycha ludzi w stronę teorii spiskowych, jest fakt, że są one proste. Nauka dziś nie jest już taka sexy, jak wtedy, gdy lądowaliśmy na Księżycu. Często pojawia się ona na konferencjach i w czasopismach branżowych, które nie są dostępne odbiorcy niezwiązanemu z medycyną. Za to są osoby, które propagują teorie spiskowe, potrafią je wytłumaczyć w bardzo przystępny i jasny sposób. Podają przykłady, które wydają się być sensowne i przekonujące.

Jakub Stefaniak: Zawsze są to także proste odpowiedzi. Czyli to nie jest tak, że musimy ćwiczyć, zdrowo się odżywiać i chodzić na badania profilaktyczne, tylko – przykładowo – jeśli mamy zawał serca, wystarczy pouciskać sobie jakiś punkt pod nosem i zawał mija. I to jest rzeczywiście coś takiego, co urzeka swoją prostotą. Żyjemy obecnie w bańce informacyjnej. Jeżeli wpiszemy w wyszukiwarkę frazę „szczepienia ochronne”, pierwsze kilka stron wyników to miks informacji naukowych oraz artykułów pseudonaukowych. I jeśli ktoś nie wie, jak weryfikować te informacje, to ta druga opcja zawsze wydaje się bardziej atrakcyjna.

B.A.: Więc idzie to także w parze z rozwojem technologii telekomunikacyjnych?

A.S.: Oczywiście. Kiedyś tylko najbliższa rodzina wiedziała o czyichś kontrowersyjnych poglądach. Teraz osoby, które mają dość szczególne pomysły na to, co robić z własnym zdrowiem, mogą w prosty i łatwy sposób komunikować się i łączyć w grupy. Na szczęście coraz więcej portali społecznościowych zaczyna działać w sposób bardziej odpowiedzialny. Na przykład Instagram zablokował ostatnio hashtag służący do promowania pseudonauki. YouTube przestał płacić za reklamy, które pojawiają się w filmach pseudonaukowych. Facebook też przestał wyświetlać sugerowane strony o podobnej tematyce, bo wcześniej, jeżeli zapisałeś się do grupy przeciwników szczepień, to natychmiast serwis proponował kilka innych grup, np. przeciwników 5G, wyznawców płaskiej Ziemi itp. To zamykało te osoby w bańce informacyjnej. Widać, że coś się w tym kierunku dzieje, ale nadal dużo łatwiej niż kiedyś jest się tym osobom łączyć.

J.S.: Trzeba też podkreślić, że – w naszej ocenie – głównym źródłem problemu są złe intencje paru liderów ruchów antyszczepionkowych, którzy faktycznie budują na tym swój biznes i czerpią z tego zyski. Zdecydowana większość osób, która wierzy w to, że szczepienia są złe, padła ofiarą manipulacji. Zarówno rodzice, którzy mają jakieś wątpliwości i się boją, jak i osoby, które tworzą i propagują tego rodzaju treści, ale rzeczywiście wierzą w to, że szczepienia są złe. W obu przypadkach są to ludzie, którzy chcą jak najlepiej dla swoich dzieci i którzy się o te dzieci zwyczajnie boją. Po prostu internet podsuwał im bardzo dużo materiałów mijających się z prawdą. Wierzymy, że dzięki takim projektom, jak nasz, ale także dzięki innym akcjom informacyjnym nie jest tak, że antyszczepionkowcy podbijają świat, tylko że większość ludzi nadal wierzy w szczepienia i że wszystkie osoby nastawione do szczepień sceptycznie da się jednak przekonać.

Fot. Materiały prasowe

B.A.: Na czym polega projekt Antyszczepionkowcy.biz?

J.S.: Cała akcja opiera się na dwóch filarach. Po pierwsze: atworzyliśmy grę planszową, która służy rozrywce, ale także pokazaniu tego poważnego tematu, jakim są szczepienia i ruchy antyszczepionkowe, w takiej trochę satyrycznej formie. Ma to być forma przystępna dla ludzi niekoniecznie związanych z branżą medyczną i ochroną zdrowia. Drugim filarem naszej działalności był aspekt społeczny: od każdego sprzedanego egzemplarza gry ufundowaliśmy dwie szczepionki na cele ochronne. Zatem chcieliśmy nie tylko zainteresować ludzi tematyką szczepień, ale także przy okazji pomóc zebrać środki na cele społeczne.

B.A.: Gdzie te szczepionki trafią?

J.S.: Zdecydowaliśmy się na przekazanie ich na rzecz organizacji UNICEF, która prowadzi swoją akcję „Prezenty bez pudła”. Wspólnie z naszym partnerem – firmą Be Think, która uczestniczyła w naszej akcji marketingowej – łącznie kupiliśmy prawie 6000 szczepionek. Aktualnie trafiły one już do UNICEF-u i zostały wykorzystane zgodnie z aktualną strategią tej organizacji.

B.A.: Czy wierzą Państwo, że za pośrednictwem gry można dotrzeć do przeciwników szczepień i wpłynąć na ich opinię?

A.S.: Jeżeli chodzi o naszą grę, to ma ona zupełnie inną funkcję. Naszym typowym odbiorcą ma być osoba, która albo już jest przekonana do szczepień, albo myśli, że może jest ziarenko prawdy we wszystkich teoriach spiskowych dotyczących szczepień. Nie celujemy w zagorzałych przeciwników szczepień, ponieważ wydaje nam się, że nie jesteśmy w stanie nic tutaj wskórać. Zrobiliśmy takie badania ankietowe wśród osób, które w naszą grę grały, i ponad 80 procent powiedziało, że może ona stać się platformą do dyskusji z osobami nieprzekonanymi do szczepień, które uważają, że prawda może leżeć gdzieś pośrodku.

J.S.: Jeszcze 10 lat temu, kiedy mieliśmy dziecko, które powinno być zaszczepione zgodnie z bieżącym kalendarzem, była to oczywista decyzja, nikt nie miał żadnych wątpliwości. Aktualnie w internecie można znaleźć wiele wpisów młodych rodziców, którzy są zdrowo myślącymi, racjonalnymi ludźmi i chcą swoje dzieci zaszczepić, ale pod wpływem właśnie internetu czasem nie śpią przez kilka dni ze strachu, że coś złego mogłoby się wydarzyć. Nasza gra ma pomóc właśnie tym ludziom zobaczyć, że ruchy antyszczepionkowe mają swoją narrację, ale mają także swoje motywy. Mówią, że szczepienia są złe, a zaraz potem dodają, że na szczęście mają takie tabletki z kiszonej kapusty, które nie dość, że sprawią, iż nie trzeba się szczepić, to jeszcze czynią nas niemal nieśmiertelnymi. I my pokazujemy w przewrotny sposób, dlaczego komuś może zależeć na budowaniu tej atmosfery strachu.

Fot. Materiały prasowe

B.A.: Na czym polega gra?

A.S.: Wcielamy się w hochsztaplera, który z jednej strony próbuje sprzedać swoje tabletki z kiszonej kapusty, a z drugiej próbuje przepchnąć ustawę dotyczącą zniesienia obowiązku szczepień. Całość zaczyna się w momencie, kiedy zostaje utworzona Naczelna Izba Antyszczepionkowa. Jako gracze jesteśmy członkami tej izby i rywalizujemy ze sobą o fotel prezesa. Chodzi o to, żeby zdobyć jak najwięcej punktów wizerunku i by zostać tym prezesem, najlepszym antyszczepionkowcem w gronie.

J.S.: Jest jeszcze drugi, bardziej przewrotny aspekt. Budujemy nasz wizerunek takiego najbardziej zasłużonego dla sprawy działacza ruchu, ale równocześnie sami nie musimy wierzyć w te antyszczepionkowe kłamstwa. Możemy być racjonalnymi ludźmi. I kiedy w trakcie gry zaczynamy mieć kontakt z różnymi chorobami, sami możemy się zaszczepić. To oczywiście źle wpływa na nasz wizerunek jako antyszczepionkowca, ale z perspektywy mechaniki gry sprawia, że zaczynamy być odporni na poszczególne choroby. Nasze szanse, że sami nie poniesiemy negatywnych konsekwencji kontaktu z tymi chorobami, gwałtownie rosną. Czyli z punktu widzenia mechaniki zarządzamy ryzykiem. Decydujemy, czy chcemy być prawdziwymi, wiernymi antyszczepionkowcami, ale kosztem tego, że sami możemy cierpieć na skutek chorób, czy też wolimy być hipokrytami, ale żyć bezpiecznie i dostatnio.

B.A.: Kto przegrywa?

A.S.: U nas nie ma przegranych. Osoba, która zdobędzie zero punktów, czyli prawdopodobnie zaszczepi się na wszystko, nie przepchnie żadnej ustawy, nie uda jej się być dobrym biznesmenem i odpowiednio inwestować pieniądze w te bezużyteczne przedmioty, zostaje tajnym agentem Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

J.S.: Ale zwycięzca oczywiście może być tylko jeden. I tu już zależnie od tego, w ile osób gramy, jest to osoba, która jako pierwsza zgromadzi określoną ilość punktów wizerunku.

B.A.: I jest to gra karciana?

J.S.: Tak. Jest 110 elementów talii. Karty są dwustronne: na rewersie mamy taką piękną ziębę, która lubi pieniążki, a z drugiej strony właśnie jakieś ustawy, o które walczymy, karty chorób, produkty i różne formy wpływów. Sama mechanika przypomina trochę grę w oczko. W naszej turze odsłaniamy elementy z talii i jeśli zaczynają pojawiać się choroby, musimy podjąć decyzję, czy rezygnujemy i spieniężamy zyski, czy będziemy zachłanni i zaryzykujemy utratę wszystkiego.

A.S.: Zdecydowaliśmy się na grę karcianą z prostego powodu: wszystkie elementy można także pobrać za darmo z naszej strony i wydrukować sobie samodzielnie. Zależało nam na tym, żeby każdy mógł w tę grę zagrać.

B.A.: Ale można ją także kupić?

A.S.: Jak najbardziej. Teraz prowadzimy przedsprzedaż. Kiedy zakończymy już produkcję, najprawdopodobniej we wrześniu, gra będzie rozsyłana. W pierwszej kolejności trafi do osób, które wsparły nas na polakpotrafi.pl.

B.A.: Planowali Państwo pierwotnie zebrać 10 tysięcy złotych. Ostatecznie jednak udało się zebrać… trzynaście razy więcej!

J.S.: Cała kampania była planowana z uwzględnieniem tego, jaka będzie kwota finalna. Dla nas była to przede wszystkim przedsprzedaż gry. To, że tak dużo osób zdecydowało się ją kupić, oznacza, że możemy wydać ją w znacznie większym nakładzie, niż pierwotnie zakładaliśmy. Lwią część tej kwoty pochłoną podatki, koszty wysyłki czy druku. Ale dzięki temu, że udało nam się sprzedać więcej egzemplarzy, mogliśmy także zwiększyć ilość szczepionek. Zamiast pierwotnie planowanej jednej szczepionki do gry, finalnie ufundowaliśmy dwie. Mogliśmy także podnieść jakość finalnego produktu. W wersji minimalistycznej zakładaliśmy, że będzie to mały nakład i papier gorszej jakości. Dzięki temu, że ten nakład jest odpowiednio duży, możemy założyć, że będzie to gra z segmentu premium, z bardzo dobrymi materiałami i z bardzo wysoką jakością wszystkich komponentów.

A.S.: Dodatkowo jeden z progów, który udało się nam osiągnąć, zakładał, że wydamy grę w wersji angielskiej i zaprezentujemy ją na międzynarodowym forum. Już teraz wiemy, że została ona wytypowana do prezentacji na ogólnoświatowym kongresie gier 9th Games for Health Europe Conference w segmencie zdrowia. W październiku jedziemy do Eindhoven, by zaprezentować to, co udało nam się zrobić.

B.A.: Czy są plany na kolejne gry?

J.S.: Aktualnie pracujemy nad przetłumaczeniem kart na język angielski, ale jeśli projekt będzie miał potencjał na arenie międzynarodowej i jeżeli uda się pozyskać partnerów, sądzimy, że to jest coś, na czym będziemy się skupiać. Prac nad innymi grami aktualnie nie planujemy, bo nie jest to coś, czym byśmy zajmowali się zawodowo. Ostatnie pół roku to właściwie był dla nas obojga dodatkowy etat, realizowany w nocy. Był to bardzo duży projekt i nie spodziewaliśmy się, że pochłonie tyle czasu i sił. Będziemy go na pewno mile wspominać, ale przez jakiś czas musimy od nowych projektów odpocząć.

A.S.: Ale też nie mówimy „absolutnie nie”. Była to bardzo satysfakcjonująca praca. To wspaniałe móc zobaczyć, jak ludzie reagują na grę. A także to, z iloma osobami rozmawialiśmy o szczepieniach w trakcie testowania gry, i jak te inne osoby włączały się w akcję, idąc z grą do swoich znajomych. To była bardzo satysfakcjonująca praca.

B.A.: A czy w takim razie były jakieś nieprzyjemne doświadczenia w związku z pracą nad tą grą?

J.S.: Zdarzały się osoby, które negatywnie wypowiadały się na nasz temat, ale przyjmujemy ich krytykę z przymrużeniem oka, bo jestem przekonany, że żadna z nich w naszą grę nie grała. Nie mieliśmy sytuacji, w której okazałoby się, że ktoś z naszych znajomych jest przeciwnikiem szczepień i był grą zbulwersowany.

A.S.: Jedyny nieprzyjemny akcent to taki, że pojawiły się insynuacje, że nasza gra obraża rodziców, którzy obawiają się szczepień. Mocno podkreślamy od samego początku fakt, że w naszej grze nie ma absolutnie nic o rodzicach, którzy obawiają się szczepień. My się z nimi bardzo emocjonalnie wiążemy, ponieważ – naszym zdaniem – nie ma osoby, która kiedyś by nie uwierzyła w jakąś teorię spiskową. My też wierzyliśmy w teorie spiskowe. I jedynym sposobem na to, by się z nich uleczyć, to więcej czytać, więcej rozmawiać i przyznawać się do błędu. Każdy może przecież zmienić zdanie.

Fot. 1 Materiały prasowe