Wspaniałe, zapierające dech w piersiach widoki. Sympatyczni mieszkańcy i wyborne trunki oraz jedzenie. To uroki Swanetii – wysokogórskiego i bardzo atrakcyjnego regionu Gruzji. Do tego uroczego kraju dolecimy z Wrocławia bezpośrednio dwa razy w tygodniu.

Tylko trzy godziny lotu. Nad zielonymi górami rumuńskich Karpat i nad Stambułem – miastem jak mrowisko, którego ogrom nawet z takiej wysokości może przytłaczać. Następnie lecimy wzdłuż całego południowego wybrzeża Morza Czarnego, nad wyżyną anatolijską i nad plantacjami herbaty w Rize i Batumi. Aż w końcu lądowanie w żyznej Imeretii: skąd rozpościerają się widoki na Wielki Kaukaz z pięciotysięcznymi szczytami. Można również dostrzec charakterystyczny wulkan – biblijny Ararat.

Każdy, kto z samolotu zobaczył Kaukaz choć na chwilę, wie, że musi tam pojechać. A najlepiej od razu z lotniska. Miejscowi też to wiedzą i czekają na podróżnych z marszrutkami tuż za drzwiami hali przylotów. Wśród nich są busy miejscowej firmy Georgian Bus (której właściciel nie tak dawno poślubił Polkę). Trzeba znaleźć tę z napisem „Mestia” i parę godzin później wysiąść w jednym z najładniejszych miejsc naszej planety – w Swanetii!

fot. Roman Stanek

Bez czaczy nikt nie jechał

Po drodze najpierw mija się dużą tamę – urzeczywistnione marzenie przywódcy ZSRR Nikity Chruszczowa – której naprawa po kilku latach kosztowała mieszkańców Unii Europejskiej i Kanady miliony euro. Jej zły stan groził przerwaniem, a wtedy prawdopodobnie pod wodą znalazłoby się pół Gruzji.

Droga do Swanetii istnieje od lat 50. Kiedyś była to tylko wąska ścieżka wydrążona w skale, po której podróżowały karawany z solą i innymi produktami. Może wasi starsi znajomi opowiadali wam o tym, jak wędrowali do Swanetii cały dzień po kamienistej drodze osadzonej krzyżami i tabliczkami nagrobnymi, z wizerunkami młodzieży stojącej przed swoimi mercedesami. Ta niebezpieczna droga zabrała setki dusz w wypadkach, a bez sporej dawki czaczy (miejscowego samogonu ze skórek winogron) na odwagę nikt nią nie jechał. Te czasy już dawno minęły. Nowo położony asfalt i tunele, zbudowane za czasów prezydenta Saakaszwilego, z dramatycznej podróży zrobiły przyjemną trasę widokową.

Ushguli (2200 m.) a Mt. Skhara (5068 m.), fot. Roman Stanek

Drogę do Swanetii można też pokonać na rowerze! Jest to doskonała trasa, gdyż jeździ nią mało samochodów, otacza ją majestatyczna przyroda. Można spotkać przyjaznych mieszkańców wiosek, a od czasu do czasu zatrzymać się w knajpce z zimnym piwem na ugaszenie pragnienia. Cały czas góra – dół. Idealna droga dla każdego podróżnika rowerowego. Wystarczy we Wrocławiu zapakować rower do kartonu, dorzucić tam ciuchy i zamiast bagażu rejestrowanego kupić sprzęt sportowy.

Niebezpieczna, ale magiczna

Nim dotrze się do Mestii, zalecam mały detour. Można skręcić do doliny Beczo. Na jej końcu jest łąka, która kończy się dużą skalistą górą z lodowcem. To jest Uszba. Czarownica. Wysoki na prawie 5 tysięcy metrów magnes, który przyciąga wspinaczy z całego świata. Niebezpieczna, ale magiczna.

Po długiej drodze docieramy w końcu do Mestii. Mijając centrum – nieudany i nieestetyczny deweloperski plan stolicy Swanetii – docieramy do tego, co robi ten kraj wyjątkowym. Kamienne wieże obronne obecnie są symbolami tej ziemi. Jednak kiedyś były strategicznie ważnymi schronami podczas krwawej zemsty nieprzyjaznych rodów. Są to też symbole bogactwa i szacunku rodów, których historia sięga średniowiecza. Każda wieża przechowuje niewiarygodne historie. Tych jednak opisywać nie będę, bo to ty sam musisz znaleźć swój swański ród, u którego się zakwaterujesz i o którym będziesz potem dumnie opowiadać we Wrocławiu.

Górna Swanetia ukrywa kilka wiosek, które zachowały jeszcze autentyczność. Moje ulubione to Adiszi, Tsvirmi czy Uszguli. Ale jest ich więcej. Do Uszguli można nie tylko dojechać, ale też dojść. Prawdę powiedziawszy każdy trekking w tamtym regionie powinien tam dotrzeć – nieważne, którą drogą wybierzemy. Po drodze warto jednak odwiedzić cerkiew na wysokiej skale Kala, z oryginalnymi freskami z IX wieku. Można zobaczyć fascynujące wyobrażenia z Biblii, krzyż przykryty kapeluszem jak od czarnoksiężnika i ikony nawet z VI wieku. Niezwykłe miejsce, które zostało ukryte przed atakami komunistycznej tyranii, podczas której kościoły były niszczone, a freski zamalowywane. Wystarczy znaleźć marudnego klucznika Dżamleta i przekonać go, że spacer za 80 złotych przyda się i jemu, i cerkwi. Sport to zdrowie!

 Swanetia, fot. Roman Stanek

Dostarczali wino Stalinowi

Z Uszguli można pojechać dalej, aż do regionu Racza. Tutaj znajdują się najciekawsze winnice w całej zachodniej Gruzji. Na przykład wioseczka Chwanczkara dostarczała wino na stół Stalinowi (tak, wiem, ale oni są z tego naprawdę dumni). Wino przechowuje się w ceramicznych „kwewri” i izoluje się ziemią. Aby w winnej piwnicy odnaleźć odpowiednią amforę, potrzebny jest doświadczony winiarz z łopatą. Natomiast w Oni jest największa synagoga na Kaukazie (z książkami, które w większości były wydrukowane w Krakowie).

Na koniec warto pojechać nad Morze Czarne. Czy nazywa się tak z powodu pobliskich pól herbacianych, z których pochodzi pyszna czarna herbata? Czy może z powodu czarnego, magnetycznego piasku na plażach w Ureki, na których po lotach w kosmos wypoczywali radzieccy kosmonauci? Nie wiadomo. Ale kąpiel w morzu może być idealnym zakończeniem podróży przed powrotem do Wrocławia. Zamiast znanego Batumi polecam okoliczne wioseczki z czystą wodą i mniejszym tłumem turystów: Kwariati, Gonio czy Magnetiti.

Morze Czarne, fot. Justyna Zając

Roman Stanek
Założyciel biura podróży Barents.pl, którego celem jest organizowanie autorskich wycieczek i wypraw do nietypowych miejsc lub w innej, aktywnej formie. Intensywnie podróżuje od 15 lat. Pracował jako dziennikarz dla różnych europejskich mediów oraz humanitarnej organizacji People in Need (m.in. nadzorował projekt rozwoju turystyki w Gruzji). Znawca i miłośnik tego kraju, jak i całego Kaukazu. Od kilku lat oprowadza po nim turystów. Od 2008 roku pilotuje również wycieczki na Spitsbergenie. Skończył dziennikarstwo na Uniwersytecie Karola w Pradze. Urodził się w Czechach, mieszka we Wrocławiu, gdzie prowadzi biuro podróży Barents.pl.