Rycerstwo uważa się powszechnie za relikt przeszłości. Kiedyś, owszem, byli, ale od kilkuset lat już ich nie ma. No właśnie, są – walczą podczas mistrzostw świata w sportach rycerskich, występują w ogólnokrajowych stacjach telewizyjnych i od ośmiu lat trenują niemalże w centrum Wrocławia.

Średniowiecze omawia się na każdym etapie edukacji. A jak średniowiecze, to wiadomo, że muszą być rycerze. Uczniowie we wszystkich kolejnych szkołach poznają różne eposy rycerskie – piękne, wzniosłe i zazwyczaj nudne. Na szczęście nie ma to zbyt wiele wspólnego z obrazem dzisiejszych rycerzy. To profesjonalni sportowcy, z doskonałą kondycją, którzy potrafią oddychać w dusznym hełmie i ćwiczą tak często, jak to możliwe.

Głową i mieczem
Pełnokontaktowe walki rycerskie wywodzą się z melee, zwanych później buhurtami. Były to grupowe walki kilkunastu, a czasem nawet kilkudziesięciu rycerzy. Trwały tak długo, aż nie wyłonił się jeden zwycięzca. Sojusze – kończące się zdradą – były powszechne.
– Jest różnica między literaturą piękną a życiem – mówi Piotr Gębski, najcięższy zawodnik z RKS Silesia. – Kiedy pokonam swojego przeciwnika, ruszam, by pomóc kolegom, którzy dalej walczą. Uderzamy od tyłu, atakujemy we dwóch, a nawet trzech na jednego. Tak wyglądają prawdziwe bitwy.
Walki rycerskie to sport. Pełnokontaktowy, ale jednak sport i obowiązuje w nim wiele sprecyzowanych reguł. Nie wolno np. uderzać w kolana czy okolice krocza lub karku przeciwnika. Ale poza tym panuje zasada, że to, co nie jest zakazane, jest dozwolone.

Starcia rycerzy z boku wyglądają nieco jak zderzenie rozpędzonych stalowych ścian. Ale każda taka walka to wiele tygodni przygotowań i przemyślana taktyka. Nie wszyscy zawodnicy mają taką samą rolę. Są np. „tanki” czy „biegacze”. Ci pierwsi mają blokować przeciwnika. Liczy się ich siła i spore opancerzenie. Drudzy wykonują zadania, w których ważna jest szybkość i mobilność. Ich pancerze są lżejsze niż u „tanków”. Poszczególne walki na turniejach to małe bitwy – nie da się ich wygrać, nie mając odpowiedniej strategii.

Są, a jakby ich nie było
– W Polsce walki rycerskie wciąż nie są popularne – z żalem mówi Łukasz Płaza, najdłużej zajmujący się rycerstwem. – Na Ukrainie już drugie rycerskie mistrzostw świata były transmitowane przez ogólnokrajową telewizję. A kiedy w lutym we Wrocławiu odbył się turniej pełnokontaktowych walk rycerskich, doczekaliśmy się jednej relacji w prasie lokalnej. W dodatku z błędem, ponieważ autor pomylił miasto pochodzenia zwycięzców.
Takie podejście może o tyle dziwić, że Polacy są w ścisłej rycerskiej czołówce. W klasyfikacji generalnej ubiegłorocznych mistrzostw nasza reprezentacja zajęła trzecie miejsce. Na gruncie lokalnym wygląda to równie dobrze.

We Wrocławiu od 8 lat działa Rycerski Klub Sportowy Silesia. Powstał z połączenia dwóch różnych drużyn i od tego czasu odnosi wiele sukcesów w lidze krajowej. Rycerze Silesii walczyli na wszystkich mistrzostwach świata w obu istniejących ligach. Bo – o czym praktycznie nikt nie wie – rycerstwo doczekało się dwóch niezależnych lig międzynarodowych.
– Na szczęście ta świadomość cały czas się zwiększa – wyjaśnia Sławomir Zys, kapitan RKS Silesia. – Ludzie widzą, co robimy, podoba im się to i sami chcą się zaangażować. Zależy nam, aby dostrzeżono w nas sportowców uprawiających wymagającą, ale piękną dyscyplinę.

Co trzeba zrobić? Przyjść!
Wiele osób zniechęcają do rycerstwa mity mówiące, że to hobby tylko dla najbogatszych. Nie jest to zgodne z prawdą. Jak wszędzie, nie ma górnej granicy cen broni i pancerzy. Jednak podstawowa zbroja to wydatek rzędu około 5 tysięcy złotych. Ale by w ogóle zacząć przygodę z rycerstwem, nie trzeba wydawać ani grosza. Właściwie nawet nie powinno się zaczynać od zakupu wyposażenia.
– Wystarczy przyjść na trening Silesii. Można nań wejść dosłownie z ulicy. Pożyczymy wszystko, co trzeba mieć na starcie – zachęca Andrzej Majchrowski, najstarszy z rycerzy Silesii. Mimo dojrzałego wieku wpędza w kompleksy wielu młodszych tym, że od lat nie opuścił żadnego treningu. – Jeśli komuś się spodoba, doradzamy co i gdzie warto kupić. Tym, którzy dysponują grubszym portfelem, wskazujemy topowych płatnerzy. Jeśli ktoś nie chce przeznaczyć większych pieniędzy na zakup sprzętu, może liczyć na to, że podpowiemy, jak znaleźć np. pasującą na niego używaną zbroję w dobrym stanie – dodaje Andrzej Majchrowski.

RKS Silesia ćwiczy w każdą środę o godz. 18 w Autorskim Liceum ALA przy ulicy Braniborskiej. I na trening naprawdę można wejść bez żadnego wcześniejszego umawiania się. Choćby po to, żeby popatrzeć, jak to wygląda. To dużo lepszy sposób na pierwsze spotkanie z rycerstwem niż siadanie do komputera i kupowanie całej zbroi „w ciemno”. Osoby, które nie znają sportów rycerskich, nie wiedzą, na co zwrócić uwagę i z czym się liczyć. Najważniejsze w zbroi jest to, że musi być dobrze dobrana do postury – tak, żeby dawała ochronę i jednocześnie nie krępowała ruchów. Najlepiej wybrać się do płatnerza, który z przyszłego rycerza „zdejmuje miarę”. Wygląda to podobnie jak wizyta u krawca.
Elementami zbroi, które trzeba kupić na początku, są rękawice i hełm. I z nim wiąże się jeden z pierwszych problemów, o którym większość osób nie ma pojęcia. W hełmie oprócz tego, że mało co widać i jeszcze mniej słychać, jest słaba cyrkulacja powietrza. Bardzo szybko zaczynamy oddychać tym, co przed chwilą wydychaliśmy z płuc. Wiadomo, że intensywny wysiłek fizyczny przy ograniczonej ilości tlenu jest trudniejszy niż na wolnym powietrzu. Można się tego nauczyć, lecz wymaga to ćwiczeń. A to dopiero pierwsze kroki na drodze do bycia prawdziwym rycerzem.
– Może się wydawać, że każdy od razu da sobie radę w walkach rycerskich, ale tak nie jest. Grupowo trenujemy co tydzień i to jest absolutne minimum. Chcemy ćwiczyć w ten sposób dwa razy częściej. Poza tym trzeba po prostu dbać o kondycję. Dobrze sprawdza się cross fit, który rozwija wszystkie partie mięśni. Jak często powinno się ćwiczyć? Najlepiej codziennie – wyjaśnia Łukasz Płaza.

Rycerz, czyli kto?
RKS Silesia to pełny przekrój społeczeństwa. W klubie trenują zarówno osoby z Wrocławia, jak i z Opola czy Brzegu. Są studenci i policjanci. Jest mechanik samochodowy i informatyk. Do niedawna był neurochirurg. Jest także księgowa – zdobywczyni brązowego medalu w walce jeden na jednego halabardą. Miała przerwę w związku z ciążą: już trenuje, ale nie walczy. Na razie. Poza kondycją i wytrzymałością właściwie nie ma żadnych ograniczeń wiekowych.
– Jedynym wymogiem jest pełnoletność – mówi Sławomir Zys. – Ale to ograniczenie dotyczy stawania do walki. Trenują również młodsi: do niedawna ćwiczył z nami 17-latek. Gdy tylko skończył osiemnastkę, wziął udział w walce. To było dla niego jak prezent – kończy Sławomir Zys.