O najnowszej płycie wrocławskiego zespołu Patrycja Obara & The Tactopers, grającego prosto w serce, o muzyce, której łatwo nie można sklasyfikować, o kampanii na PolakPotrafi.pl, o pracy w unIQ Studio i historiach w tekstach z Patrycją Obarą rozmawia Aleksander Wenglasz.

Mieć czy być?
Być.

A gdzie przebiega ta granica dla zespołu Patrycja Obara & The Tactopers?
Żeby tworzyć, musi być we mnie głęboki powód oraz uzasadnienie. Nie piszę po to, żeby mieć milion fanów czy kontrakt płytowy w pierwszym roku działalności. Nie zdecydowaliśmy się na współpracę z żadną instytucją, która by nas wspierała, gdyż wówczas trudno byłoby przeforsować pomysł, że debiutem będzie dwupłytowy album, że będzie to koncept album, że piosenki nie będą miały po trzy minuty, ale po siedem, że nie będzie wesoło, ale będzie smutno. Tych wszystkich rzeczy nie moglibyśmy zrobić, stawiając na mieć.

Niezależność przede wszystkim?
Tak, nie mamy parcia, aby za wszelką cenę podporządkowywać się mainstreamowi.

Zastanawiałem się, w jaki sposób sklasyfikować Waszą muzykę i pomyślałem, że to jazz. Jednak nie można jej tak łatwo zaszufladkować.
Piosenki piszemy emocją, nie stylem. Jeśli pociągnie nas w stronę jazzu lub w stronę bluesa, to korzystamy z tych narzędzi i środków, jeśli jednak w połowie utworu okazuje się, że odlatujemy w norweski folk, to odlatujemy w norweski folk. W naszej muzyce wszystko jest podporządkowane opowiadanej historii. Jeżeli miałabym klasyfikować naszą muzykę, to powiedziałabym, że jest to muzyka autorska.

Wasze instrumentarium także utrudnia prostą klasyfikację.
Nasz podstawowy skład, oprócz wokalu, to fortepian, perkusja, kontrabas i wiolonczela. Na płycie znajdą się również: waltornia, tuba, gongi, gitara elektryczna, ale grana smyczkiem, różne perkusjonalia, a także daksofon.

Daksofon?
Daksofon to takie drewniane piórko. Gra się na nim smyczkiem, co tworzy oryginalne dźwięki: piszczenie, chrumkanie. Nasz wydrukowany został na drukarce 3D.

W jaki sposób pracujecie nad kompozycjami?
Mamy różne metody. Albo ja piszę tekst i linię melodyczną, podrzucam to Michałowi Dreznerowi, który siada do pianina i opracowuje akompaniament. Albo to spod palców Michała wychodzi jakaś improwizacja, wówczas to nagrywam i przychodzę do niego na drugi dzień z propozycjami. Czasem też sama siadam do pianina i piszę utwór od początku do końca. Potem, na próbie, spotykamy się z resztą zespołu. Wiele rzeczy skrystalizowało się podczas pracy w studio. Mnóstwo czasu spędziliśmy na rozmowach z Markiem Dziedzicem, realizatorem we wrocławskim unIQ Studio, w którym nagrywaliśmy.

Czy praca w studio miała duży wpływ na proces twórczy?
Absolutnie tak! Można śmiało powiedzieć, że Marek to jeden ze współtwórców płyty. Pracowałam wcześniej z kilkoma realizatorami, ale z Markiem to była inna jakość pracy. On nie skupia się jedynie na muzycznej stronie i brzmieniu. Kiedy stawałam przy mikrofonie, zawsze zadawał pytania: o czym jest ten utwór, o czym chcesz opowiedzieć, co chcesz piosenką przekazać? Marek słucha i słyszy – nie tylko muzykę, ale i te opowieści. Patrzy na projekt jednocześnie z zewnątrz i od środka, dzięki czemu dostrzega rzeczy, których my, jako twórcy, czasem nie widzimy. Zdarzało się, że w trakcie pracy nad utworem Marek mówił, że historia w piosence będzie mocniejsza, jeśli najpierw opowiem ją tak i tak, a później zmienię ton opowieści. Sprawdzaliśmy to później i albo szliśmy w tę nową stronę, albo dochodziliśmy do wniosku, że to nie działa. Wtedy szukaliśmy innych rozwiązań, bądź wracaliśmy do pierwotnego.

Jak wspominasz czas spędzony w studio?
Praca w unIQ Studio bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się, że tylko wejdziemy i nagramy piosenki, a okazało się, że były to piękne, twórcze cztery miesiące. Zanurzenia w tworzeniu. Ten czas to jeden  najpiękniejszych okresów w moim życiu.

Jak trafiliście do unIQ Studio?
Polubili jeden z naszych postów na Instagramie. Szukaliśmy wówczas studia i zaczęliśmy przeglądać zdjęcia unIQ Studio, które prezentowało się bardzo profesjonalnie. Z początku pomyśleliśmy, że nie będzie nas na nie stać, ale zdecydowałam się skontaktować i udało nam się dogadać.
Mówiliśmy o muzyce, a teraz pomówmy o tekstach. Mam wrażenie, że w każdym utworze jest jakaś historia, jest wstęp, rozwinięcie, zakończenie. Tym samym, słowo jest bardzo ważne.
Kocham słowo. Kocham bawić się słowem. Ale jednocześnie, nie potrafię pisać o niczym.

Czy są to teksty osobiste, autobiograficzne? Czy może teksty, w których osobiste doświadczenia reinterpretujesz na bazie przeżytych emocji?
Nie są to teksty stricte autobiograficzne, bardziej w tę drugą stronę. To kolaże wydarzeń z mojego życia, refleksji, wspomnień, snów, a więc historie emocji, co nie czyni tekstów wcale mniej osobistymi, gdyż serwując kolaż związany z daną emocją, daję coś najbardziej z głębi siebie. Pisząc teksty, nie wiedziałam, że finalnie ułożą się w dwie duże historie. Jedna to historia kobiety wobec relacji miłosnej, a druga to historia tej samej kobiety wobec własnego wnętrza. Płyta pokazuje dwie strony kobiecości: słabą i silną, liryczną i butną.

Czy teksty znajdą się we wkładce płyty?
Będzie to płyta z książką, w której teksty się znajdą, ale że są one w języku angielskim, postanowiłam, że przygotuję interpretacje tekstów pisane prozą.

Opowiadania?
Można tak powiedzieć.

Utworów jest dziewiętnaście. Będzie dziewiętnaście Twoich opowiadań?
W książce znajdą się inspirowane piosenkami opowiadania także innych autorów. Nadmienię, że współtworzę projekt Cloud Writing. To artystyczna grupa, która zajmuje się pisaniem performatywnym. Ponadto, znajdą się tam grafiki i ilustracje. Tym samym, płyta będzie projektem multiartystycznym – przy okazji promocji albumu, będziemy promować też wrocławskich artystów z innych dziedzin.
W ramach kampanii na polakpotrafi.pl zebraliście niemal 28 z potrzebnych 19 tys. zł. Wymyśliliście różne opcje nagród, takie jak: lekcja śpiewu, lekcja gry na dowolnym instrumencie, a nawet pudełko z przygotowanymi przez Ciebie pysznościami. Co mogłabyś poradzić tym wszystkim, którzy chcieliby swój projekt zgłosić i co stanowi o sukcesie w takich kampaniach?
Przede wszystkim, trzeba mieć świadomość, że taka kampania to tak naprawdę ciężka praca, wymagająca zaangażowania kilku osób. Nie wystarczy napisać w kilku zdaniach, co się robi i na co zbiera się pieniądze, kliknąć „opublikuj” i czekać, aż zacznie spływać wsparcie. Opis kampanii, nagrody, materiały graficzne i video, osobisty kontakt ze wspierającymi, aktualności, podziękowania, aktywność w mediach – wszystkie te elementy składają się na ostateczny sukces kampanii i wszystkie projektowaliśmy, mając z tyłu głowy pytanie: te osoby chcą nam pomóc spełnić nasze marzenie, co możemy zaoferować im w zamian za tę pomoc?

Skąd pomysł na kampanię?
Zastanawialiśmy się, skąd wziąć brakujące środki i wtedy przyszła do nas ta myśl, że skoro wydajemy płytę dla ludzi, to możemy ją wydać z ludźmi. Dlatego wspierające nas osoby nazywamy Współwydawcami – tak naprawdę nasza płyta jest także ich dziełem. I to również jeden z powodów wydania jej na licencji Creative Commons – nad płytą pracowało ponad 30 osób, do jej wydania dorzuciło się 315. Dlaczego więc mielibyśmy ograniczać dostęp do owoców tej pracy?

Ile czasu zajęło przemyślenie i przygotowanie tej akcji?
I niewiele, i wiele. Można powiedzieć, że stworzenie opisu, grafik i filmu zajęło nam kilka dni, plus wszystkie rzeczy, które przez cały czas trwania kampanii powstawały na bieżąco: grafiki, aktualności, kolejne filmy. Ale nie byłaby to cała prawda. Tyle zajęło mi opisanie idei, ale jej tworzenie, obmyślanie, precyzowanie, trwało tyle, ile prace koncepcyjne nad płytą. Czyli równo rok.

Czy będą teledyski?
Pierwsze wideo, do utworu „Impeccable”, reżyserował Teo Dumski, twórca Cloud Theater. Drugi teledysk, do piosenki „Mommy & Daddy Left”, też będzie reżyserował Teo i w październiku zabieramy się do pracy nad klipem, w zupełnie innej konwencji niż ten pierwszy.

A koncerty?
Planujemy zagrać duży koncert towarzyszący premierze albumu, tak aby wszyscy, którzy współtworzyli płytę, wzięli w nim udział. Myślimy o tym, żeby pójść w kierunku, w jakim promowaliśmy teledysk do „Impeccable”. Było to wydarzenie nie tylko muzyczne, ale także wizualne, w trakcie którego reżyser i rysownicy z Cloud Theater na żywo tworzyli rysunki. Chcielibyśmy zagrać całą płytę, a więc dziewiętnaście piosenek. Byłyby to właściwie dwa koncerty w jednym, w dwóch różnych stylistykach.

Kiedy planujecie koncert?
Najpóźniej wiosną przyszłego roku.

Jaki tytuł nosić będzie album?
„Stories”, a każda z płyt będzie miała podtytuł. Pierwsza, bardziej liryczna i sentymentalna: „#retrospect”, druga zaś: „#andersenretold”.

Czego życzyć zespołowi Patrycja Obara & The Tactopers?
Jeszcze bardziej być.

Patrycja Obara
Założycielka, wokalistka, autorka tekstów i współautorka muzyki w zespole Patrycja Obara & The Tactopers, współwłaścicielka i trenerka głosu w Muzycznej Garderobie; a także menedżerka komunikacji i konsultantka artystyczna Cloud Theater – teatru w chmurze. Oprócz działalności artystycznej, prowadzi szkolenia z zakresu wystąpień publicznych oraz nowatorskie warsztaty dla biznesu, podczas których muzykę (i muzykowanie) wykorzystuje do rozwijania umiejętności miękkich.

Skład: Patrycja Obara – idea, wokal, teksty, muzyka, aranżacje; Michał Drezner – fortepian, muzyka, aranżacje;
Przemek Michalak – perkusja, aranżacje; Aneta Paneth – kontrabas; Zuzanna Dzienniak – wiolonczela; Łukasz Wilczura – obój