Wyobraźcie sobie sztukę dostępną, a jednocześnie wzbogaconą duchem kolekcjonerskim poprzez ścisłą limitację nakładu. Wyobraźcie sobie obraz, którego życie nie kończy się na jednym egzemplarzu autorskim, ale jednocześnie liczba jego posiadaczy jest ograniczona. Poznajcie niezwykłą ideę, która zrodziła się z miłości do sztuki.

Podobnie jak cały współczesny świat, również sztuka nie opiera się nowinkom techniki. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że obrazu nie tworzy się z minuty na minutę. Potrzeba do tego wielu składników: pomysłu, inspiracji, czasu i wielu specyficznych warunków wiadomych danemu artyście. 

Jednocześnie chętnych do zakupu tego jednego, konkretnego dzieła jest często wielu. Takiego dylematu nie zna świat fotografii artystycznej czy grafiki, w którym limitowane serie kilku lub kilkunastu egzemplarzy są czymś naturalnym, znanym od lat i docenianym przez kolekcjonerów. Wysokiej jakości wydruki na niemal wiecznym papierze zdobią niejedno urządzone ze smakiem wnętrze. Dziś, dzięki technologii, również dzieła malarzy mogą zyskać „nowe życie”. 

fot. Goldenmark

Technologia w służbie sztuki

Żyjemy w czasach powszechnej cyfryzacji. Świat druku przestał być masowy, a zaczął być elitarny, skierowany do węższego grona odbiorców, często o bardziej wygórowanych wymaganiach. Dotyczy to chociażby książek, ale również i sztuki. 

Termin giclée, jak i całe zjawisko tworzenia wysokiej jakości kopii, pojawiły się na początku lat 90. za sprawą Jacka Duganne – pioniera druku artystycznego, który zwykł mawiać, że widzi „magię sztuki stymulowaną przez technologię”. Nazwę giclée stosował on do wydruków dzieł sztuki utworzonych na zmodyfikowanej przez siebie, wielkoformatowej drukarce atramentowej Iris. 

Samo słowo giclée pochodzi od francuskiego „gicleur”, będącego terminem technicznym, określającym strumień lub dyszę. Czasownik „gicler” oznacza rozpylanie lub tryskanie i odnosi się do sposobu, w jaki atrament nanoszony jest na papier. 

Z czasem termin ten przyjął się do określania wydruków dzieł sztuki w bardzo wysokiej jakości przez artystów, galerie i drukarnie, wykonywanych już niekoniecznie za pomocą drukarki Iris. Na rynku tym zaczęli liczyć się także inni dostawcy wielkoformatowego sprzętu drukującego, jak Canon, Epson czy HP, wzbogacając proces o nowe, dodatkowe elementy, jak np. użycie atramentu odpornego na blaknięcie, czy wprowadzenie dwunastokolorowej palety, dającej najlepsze odwzorowanie barw. 

Zaczęto eksperymentować z różnego rodzaju papierami, które zapewniały różne efekty. Zastosowanie papieru bawełnianego umożliwiło uzyskanie tekstury zbliżonej do płótna, co jeszcze bardziej upodobniło giclée do oryginału. 

fot. Goldenmark

W elitarnym gronie

Wrocławska firma Goldenmark wprowadziła do swojej oferty giclée, ustalając jednak limit liczby egzemplarzy do siedmiu. Każdy z nich jest absolutnie unikatowy, ponieważ artyści wzbogacili je dodatkowym elementem, który nie pojawia się na pozostałych egzemplarzach, domalowując go ręcznie. Całości dopełnia nałożenie werniksu, który dodatkowo uszlachetnia i utrwala dzieło.

Każdy obraz giclée, fotografia artystyczna czy inkografia ma jeden wspólny mianownik: limitowany nakład. Z jednej strony, pozwala to dziełu „żyć dłużej” w ofercie galerii, z drugiej zaś od początku zakłada ograniczone grono jego posiadaczy. 

W ten sposób unikatowa praca utalentowanych i uznanych artystów spotyka się z technologią, która daje ich dziełom nowe życie oraz z ideą kolekcjonerską opartą na ograniczonych nakładach. Jednak bazą jest miłość do sztuki i potrzeba otaczania się pięknymi przedmiotami. Tym chcemy się z Państwem dzielić w Galerii Goldenmark.  

Artykuł powstał we współpracy z firmą Goldenmark