Wśród osób negujących potrzebę szczególnej troski o środowisko naturalne, dosyć często pojawiają się dwie grupy społeczne – chrześcijanie oraz zwolennicy wolnego rynku. Czy ich rozumowanie ma jakikolwiek sens, czy raczej jest prostym błędem logicznym?

CHRZEŚCIJANIE

Zaczynając od tych pierwszych, osób wierzących, że Bóg stworzył ziemię i podarował ją ludziom, aby nią władali. Mylnie rozumiane słowa to kluczowy problem w logicznym rozumowaniu. Jak przemawiał w 1993 roku św. Jan Paweł II:

„Wiek XX zapisze się jako epoka masowych ataków na życie, jako niekończąca się seria wojen i nieustanna masakra niewinnych istot ludzkich. Fałszywi prorocy i fałszywi nauczyciele odnieśli w tym stuleciu największe sukcesy. Co więcej błędne modele rozwoju doprowadziły do zachwiania równowagi ekologicznej na ziemi. Człowiek, uczyniony na obraz i podobieństwo Stwórcy, miał być dobrym pasterzem przyrody, środowiska swojego życia. Tę misję otrzymał dawno temu, a rodzina ludzka wypełniała ją pomyślnie w ciągu całych swoich dziejów, aż do czasów bardzo niedawnych, kiedy to człowiek sam stał się niszczycielem środowiska naturalnego.”

Nie jest to odosobniony przykład nauczania polskiego papieża, który wielokrotnie w swoich encyklikach powtarzał, że odpowiedzialnością wiernych jest dbanie o środowisko naturalne. Polecam wszystkim.

Jeśli jednak dla kogoś były papież, uznany świętym, tak zasłużony dla Polski, nie jest wyznacznikiem, spróbujmy rozprawić się z tym tematem do strony stand-up’u. 

„Jeśli wierzysz, że Bóg dał Ci ziemię, że Bóg stworzył ją właśnie dla Ciebie, dlaczego nie chcesz o nią zadbać? Dlaczego? Co zrobisz, gdy Bóg powróci na ziemię i zapyta: Cóżeś uczynił? Dałem Ci ją, głupcze, czyżeś oszalał? (…)”. To początek najsłynniejszego skeczu amerykańskiego komika, obecnie będącego w niesławie Luisa CK.

Skecz jest w języku angielskim i dosyć trudno go wprost przetłumaczyć. Odsyłam wszystkich znających język Szekspira do internetu z frazą „If God come back”. W dalszej części skeczu Bóg przepytuje naszego bohatera o brązowe niedźwiedzie polarne. O wycieki ropy naftowej, na co ten odpowiada, że chciał „szybciej”, że potrzebuje „pracy”, aby mieć co jeść i aby było mu „cieplej”. Skecz zdobył olbrzymią popularność, z tej prostej przyczyny, że najśmieszniejsze żarty zawsze są mocno ukorzenione w rzeczywistości. 

WOLNOŚCIOWCY

„Ochrona środowiska spowolni wzrost gospodarczy” – mówią entuzjaści wolnego rynku i swobodnego bogacenia się. Wywodzą swoje tezy z zasad wolności, z której wyrasta koncepcja swobody gospodarczej.

Definicja wolność brzmi: „Prawo do czynienia w sposób, w który sądzisz, że powinieneś”. A jej ograniczeniem jest: „Twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna wolność innego”.

Zacznijmy od wolności jako takiej – różnie jest ona postrzegana, ale chyba nie ma takiej definicji, która nie zawierałaby w sobie prawa do życia. Bo przecież trudno sobie wyobrazić abyśmy podejmowali działania „takie, jak uważamy za słuszne” dopiero po naszej śmierci.

A skoro prawo do życia, to naruszeniem tego prawa jest szkodzenie zdrowiu. Zła jakość powietrza, zanieczyszczenia lub zatrucia wody i jedzenia wprost naruszają wolność innych. Trudno zatem być zwolennikiem wolności i równocześnie nie zgadzać się z koniecznością podejmowania odważnych działań na rzecz poprawy środowiska, w którym tą wolność mamy wyrażać.

A co z rozwojem gospodarczym? Przecież te wszystkie ograniczenia powodują, że produkcja jest droższa. Że przedsiębiorstwa biorące większą odpowiedzialność za środowisko, są mniej rentowne i w konsekwencji mogą zbankrutować? Kwestią poddawaną obecnej dyskusji jest pytanie, czy w ogóle jeszcze potrzebujemy wzrostu gospodarczego i do czego pozytywnego ten wzrost miałby się przyczynić.

Zostawmy jednak to na boku, załóżmy, że wzrost gospodarczy jest ważny. Skoro jest ważny, to znaczy, że patrzymy w przyszłość, bo przecież wzrost z definicji jest funkcją czasu. Ale jaka to będzie przyszłość, jeśli powietrzem nie będzie jak oddychać, a narastająca fala chorób układu oddechowego ograniczy produktywność pracowników we wszystkich branżach? 

W ciągu ostatnich dekad ukuto pojęcie „zrównoważony rozwój”. Rozwój, ale taki, który daje choćby cień szansy, że z tego rozwoju będą mogły skorzystać przyszłe pokolenia. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że działania w tym zakresie to głównie PR, czy to korporacji, czy bogatych społeczeństw. Jak widać na poniższym wykresie,  stopień zużywania planety praktycznie wprost zależy od stopy życia, a nasze wyobrażenie zbudowane jest na kłamliwym PR bogatych państw.  

Ekologia dla...
Ekologia dla…

http://data.footprintnetwork.org/#/compareCountries?type=earth&cn=173,79,150,255,210,203,68,106,162,63,67,167,199,11&yr=2016

ZIELONE NIE MUSI BYĆ CZERWONE

Kończąc, dużo się mówi o „ekoterrorystach” i „lewackich zielonych”. Słynne powiedzenie o arbuzie, który jest co prawda zielony z wierzchu, ale czerwony w środku ma swoje korzenie w angażowaniu się europejskich partii Zielonych w tematy ideologiczne, nie związane wprost z ochroną środowiska. Ta działalność spowodowała swoiste zawłaszczenie tematyki ekologicznej przez lewą stronę europejskiej sceny politycznej. Zawłaszczenie, które na dzień dzisiejszy jest tylko problemem, zwłaszcza w społeczeństwach takich jak polskie, gdzie lewicowego wyborcy jest w porywach do 20%. Nastał czas, aby tematyka ekologii stała się pozaideologiczna, wspólna dla nas wszystkich w trosce o zdrowie nasze i naszych dzieci. Bez dodatkowych złośliwości i podziałów.