Początek lat 90. ubiegłego stulecia to całkowita zmiana modelu projektowania i budowania dużych osiedli mieszkaniowych. Jak z rewolucją na rynku mieszkaniowym poradził sobie Wrocław? Oto dwa osiedle, dwie historie i dwa sposoby myślenia o kształtowaniu nowoczesnego miejsca do życia.

Przeczytaj poprzednie odcinki cyklu “Wrocławskie ARCHistorie”

Czas transformacji ustrojowej, politycznej i gospodarczej to jednocześnie koniec budowania w Polsce dużych osiedli mieszkaniowych, projektowanych i realizowanych w ramach ogólnych planów rozwoju przestrzennego miast. Zmienił się inwestor, zmieniły się przepisy, zmieniły się oczekiwania. Jedyną obowiązującą po 1989 roku ideologią przyświecającą twórcom kolejnych założeń mieszkaniowych stała się ideologia rynku.

Wrocław nie był tu wyjątkiem – w latach 90. i na początku nowego stulecia masowo budowano mniejsze lub większe zespoły jedno- i wielorodzinne, których cel był jeden i zawsze ten sam: zysk. Podział większych gruntów na wąskie i małe działki skutkował brakiem jednolitego i spójnego planu urbanistycznego i architektonicznego pomiędzy sąsiadującymi osiedlami oraz chaotyczną, nie biorącą pod uwagę kontekstu przestrzennego zabudową. Przestrzenie wspólne, tereny rekreacyjne, zieleń? Zapomnijcie.

W publikacji przygotowanej z okazji 6. Dolnośląskiego Festiwalu Architektury DoFA w 2016 roku, architekt Zbigniew Maćków pisał: 

– Dziś synonimem luksusu jest niby-osiedle złożone z niby-mieszkań, które nie oferuje niczego poza miejscami do spania. W obrębie takich osiedli nie istnieje pojęcie przestrzeni publicznej, a miasto jak wartość nadrzędna powoli zanika. Te niby-osiedla tworzą dziś nową rzeczywistosć polskich metropolii. Najczęściej wygrodzone – dla podkreślenia nowobogackiego prestiżu i poczucia fałszywego bezpieczeństwa, są siedliskiem nieznanych dotąd patologicznych zachowań i coraz większych problemów społecznych[1].

We Wrocławiu wystarczy przejechać się na mityczne, zielone Krzyki (szczególnie do części sąsiadującej bezpośrednio z Kleciną), na Maślice, Ołtaszyn czy Jagodno, by naocznie przekonać się o przestrzennym i komunikacyjnym horrorze, który deweloperzy zafundowali ich mieszkańcom.

Osiedle Pod Skrzydłami fot. polska-org

Budynki jak Tetris

Na szczęście są też we Wrocławiu miejsca, gdzie zysk stara się iść w parze z przyzwoitością. To ciągle niestety nieliczne założenia mieszkaniowe, w których prócz dachu nad głową i miejsca parkingowego liczy się wspólna, najlepiej zielona przestrzeń, przemyślana infrastruktura i prosta, a funkcjonalna forma zabudowy. Jednym z nich jest według mnie, powstały niejako w kontraście do otaczającego go blokowiska, kameralny zespół budynków Pod Skrzydłami, zrealizowany w ramach osiedla Gądów Mały, między ulicami Jerzego Bajana i Skrzydlatą.

To dzieło małżeństwa architektów Doroty i Mariusza Szlachciców, prowadzących pracownię ArC2 Fabryka Projektowa. Niskokondygnacyjne bloki powstawały na przestrzeni kilku lat, od 2000 do 2009 roku, na otwartej, niezabudowanej części Gądowa. Każdy z nich jest inny, opracowany indywidualnie zarówno pod względem kubatury, bryły i elewacji, jaki i materiału oraz detalu. A przy tym – mimo rozpisanej na kilka lat inwestycji – udało się architektom zachować spójność i przejrzystość generalnej koncepcji założenia. Ustawienie bloków względem siebie, mapa ścieżek, ławek, nasadzeń oraz punktów usługowych i handlowych – wszystko tu jest przemyślane i logiczne.

To, co jednak najlepiej charakteryzuje i wyróżnia osiedle Pod Skrzydłami nie tylko w obrębie Gądowa Małego, ale i całego Wrocławia, to niebanalna, atrakcyjna stylistyka budynków: mocne, kontrastowe kolory, dynamiczne bryły nasuwające skojarzenia z klockami Tetris, różnorodne materiały. 

– To był sukces od samego początku – twierdzi architekt Maciej Hawrylak, autor publikacji poświęconej pracowni ArC2[2]. – Ten kontrast, czy raczej inny, nowy typ przestrzeni, przyciągał i wskazywał na współczesne trendy. (…) Kolejne realizacje w coraz większym stopniu stawały się poligonem dla nowych poszukiwań tektoniki bryły oraz możliwości stosowania nowych, ciekawych materiałów.

Osiedle Pod Skrzydłami fot. polska-org

Efektywne kłótnie o architekturę

Prawdziwym poligonem doświadczeń i pomysłów stała się natomiast inna, wyjątkowa w skali całego kraju koncepcja Nowych Żernik. Wzniesienie modelowego osiedla położonego na zachodzie miasta to wspólna inicjatywa władz Wrocławia, instytucji miejskich oraz czterdziestu pięciu biur architektonicznych. Nowe Żerniki od początku planowano zespołowo: drogą spotkań, warsztatów, branżowych i społecznych konsultacji. Prace koncepcyjne rozpoczęto już w 2011 roku, a otwartym obradom zespołu inwestycyjno-projektowego aż miło było się przyglądać – nareszcie ktoś znów kłócił się o architekturę!

Każda działka, każdy element przyszłej infrastruktury, każdy aspekt środowiskowy i społeczny: wszystko to znalazło swoje miejsce podczas serii burzliwych, ale i efektywnych spotkań. W 2014 roku ruszyła budowa, a pierwsi lokatorzy wprowadzili się do swych mieszkań pod koniec 2017 roku. W 2020 oficjalnie zakończono I etap budowy osiedla, na którym mieszka obecnie ponad 3 tysiące osób, działają kooperatywy mieszkaniowe, punkty usługowe, żłobki, przedszkole i wybudowane z inicjatywy wrocławskiego TBS-u mieszkania dla seniorów.

Ważnym elementem są tu mieszkania na wynajem (choć nadal ich za mało), wspomniane kooperatywy, lokalny bazarek i plany wzniesienia osiedlowego centrum kultury. Nowym Żernikom od początku przyświecała idea osiedla społecznego, łączącego grupy ludzi w różnym wieku i o różnym statucie. 

– Nie chcemy gett biednych i bogatych, nie chcemy szlabanów i płotów; chcemy maksymalnej różnorodności grup wiekowych, klas społecznych, zawodowych i innych – deklarował w 2016 roku architekt Zbigniew Maćków, jeden z głównych pomysłodawców i współprojektant Nowych Żernik.  – Wierzymy, że tylko taka społeczność potrafi najpełniej istnieć i rozwijać swoje terytorium.

Nowe Żerniki fot. fotopolska.eu

Mieszkańcy lubią swoje osiedle

Udało się? Z perspektywy tych kilku lat można mieć wiele zastrzeżeń do architektury poszczególnych budynków i ciasnoty między nimi, można dyskutować o dość zaskakującym pomyśle, jakim jest połączenie w obrębie jednego obiektu funkcji mieszkań dla seniorów, lokali socjalnych i przedszkola, ale nie można odmówić Nowym Żernikom silnej, świadomej swoich potrzeb społeczności. Obserwując fora i grupy mieszkańców osiedla trudno oprzeć się wrażeniu, że mieszkańcy Nowych Żernik zwyczajnie je lubią. I potrafią wspólnie działać, by żyło im się tam jak najlepiej.

PS. To już ostatni z mini cyklu o powojennych osiedlach we Wrocławiu, który pisałam w ramach Wrocławskich ARCHistorii. Oczywiście nie udało się napisać o wszystkich: czasem ze względu na brak materiałów, a czasem ze względu na istniejące już świetne opracowania tematu. Takim doskonale scharakteryzowanym i opisanym osiedlem są  na przykład Gajowice, o których warto poczytać choćby tutaj:

  • Michał Duda, Patchwork. Architektura Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak, Wrocław 2016
  • Agata Gabiś, Całe morze budowania. Wrocławska architektura 1956-1970, Wrocław 2019

A może macie swoje ulubione osiedle we Wrocławiu, o którym chcielibyście poczytać lub opowiedzieć nam sami? Piszcie w komenatrzach!


[1]   Przestrzeń dla piękna. 6. Dolnośląski Festiwal Architektury 2016, wyd. SARP Oddział Wrocław, Wrocław 2016, s. 66

[2]   Maciej Hawrylak, Dorota Szlachcic i Mariusz Szlachcic, seria Wrocławscy Mistrzowie Architektury, wyd. SARP Oddział Wrocław, Wrocław 2016

Zdjęcie główne: Osiedle Pod Skrzydłami fot. polska-org