W poprzednim numerze Wroclife’a przyjrzeliśmy się biurowcowi Hansa Poelziga przy ulicy Ofiar Oświęcimskich. Dziś czas na wyjątkowe, wrocławskie domy handlowe, w których odnajdziemy ducha Bauhausu.

Przeczytaj poprzednie odcinki cyklu “Puk, puk, czy tu mieszka Bauhaus?”

Druga połowa lat 20. XX wieku to złote lata Bauhausu. Co prawda uczelnia musiała opuścić Weimar i przenieść się do przemysłowego Dessau, ale program nauczania i zasięg oddziaływania szkoły nabierają rozpędu. Bauhaus otrzymuje status państwowej szkoły wzornictwa i zyskuje uprawnienia do wystawiania świadectw, a edukacja kończy się dyplomem Bauhausu. Byli studenci – jako młodsi mistrzowie – obejmują prowadzenie niektórych pracowni, a starsi pedagodzy mogą posługiwać się tytułem profesora. Ruszają też pierwsze zajęcia z architektury, a przedstawiciele Bauhausu mają coraz silniejszy wpływ na nowe zasady i standardy budownictwa, określane i rozpowszechniane na świecie jako ruch Neues Bauen (Nowe Budownictwo). To również ich idee najpełniej dochodzą do głosu w 1927 roku, kiedy z inicjatywy Werkbundu – niemieckiego związku twórczego skupiającego architektów, artystów i inżynierów związanych z budownictwem – powstaje pierwsze osiedle wzorcowe: Weissenhof w Stuttgarcie. 

A co dzieje się w tym czasie we Wrocławiu? Na wzorcowe osiedle musimy poczekać jeszcze dwa lata, ale ziarno zasadzone przez Hansa Poelziga (patrz spacer pierwszy » biurowiec przy ul. Ofiar Oświęcimskich 38/40) pięknie kiełkuje. Szczególnie na gruncie planowania i projektowania nowoczesnych domów handlowych, których na przełomie lat 20. i 30. XX wieku pojawia się we Wrocławiu kilkanaście. To właśnie domy handlowe i usługowe stają się wizytówką postępowych miast aspirujących do miana metropolii, a zastosowanie przy ich realizacji nowych technologii i materiałów, jak konstrukcja szkieletowa, stal i żelbet, pozwala przypisać im prekursorską rolę w rozwoju innowacyjnych form architektonicznych. 

Nowa funkcjonalność

Rewolucją okazuje się przede wszystkim konstrukcja szkieletowa, która dzięki zredukowaniu liczby słupów wewnętrznych do niezbędnego minimum pozwala kształtować „elastyczne”, w pełni funkcjonalne wnętrza, a ponadto daje możliwość łatwiejszego wznoszenia wyższych, liczących kilka kondygnacji budynków. Aby zapewnić wnętrzom jak najlepszy dopływ naturalnego światła, masywne ściany zewnętrzne zastępuje się pasami szerokich okien. Eksperyment zainicjowany przez Hansa Poelziga – podział horyzontalny elewacji budynków usługowych – staje się dla kolejnych architektów zasadą obowiązkową. 

We Wrocławiu za jedną z pierwszych, a na pewno najbardziej udanych prób jej zastosowania, można uznać doskonale znaną wrocławianom fasadę apteki „Pod Murzynem” (oryg. Mohrenapotheke – Apteka pod Maurem), usytuowanej przy placu Solnym 2-3. To dzieło Adolfa Radinga – genialnego architekta i prekursora wrocławskiego modernizmu, autora m.in. projektu niedziałającego już kina Lwów przy alei gen. Hallera czy dawnego domu studenckiego „Pancernik” na słynnej Wuwie. To jednocześnie pierwsza, zrealizowana z taką konsekwencją i odwagą, w pełni modernistyczna kompozycja wprowadzona w sam środek historycznej zabudowy Starego Miasta. 

Adolf Rading otrzymał w 1925 roku zlecenie na przebudowę istniejącej już wcześniej w tym miejscu apteki, której celem była adaptacja górnych kondygnacji na gabinety lekarskie. Trzy lata później zakres prac architekta znacznie poszerzono – zadaniem Radinga było nadanie ponownie przebudowanej kamienicy (powstałej w wyniku połączenia dwóch domów) awangardowej fasady.

W wyniku prac przeprowadzonych w 1928 roku powstał sześciopiętrowy budynek nakryty płaskim dachem, mieszczący sklep i aptekę na parterze oraz gabinety lekarskie i mieszkania lekarzy na wyższych kondygnacjach. Nowocześnie ukształtowanym wnętrzom apteki i sklepu Rading nadał adekwatną zewnętrzną formę. Fasada nowej apteki została zakomponowana z horyzontalnie, naprzemiennie ułożonych pasów ciemnych okien i jasnej, również wykonanej z nieprzejrzystego szkła, okładziny ścian. Ostatnie piętro zostało cofnięte względem niższych kondygnacji, co pozwoliło na zaprojektowanie w tym miejscu niewielkiego tarasu. Podziały horyzontalne zostały podkreślone zewnętrznym oświetleniem, zrównoważonym przez pionowy, także podświetlony szyld reklamowy. 

Fasada apteki „Pod Murzynem”, na którą dziś patrzycie, nie jest oryginalna. To efekt renowacji przeprowadzonej w 1998 roku, dość udanej i bliskiej pierwowzorowi. Nie zachowały się niestety oryginalne wnętrza, a niemal wszystkie piętra kamienicy zajmuje od ponad dwóch dekad redakcja wrocławskiego oddziału Gazety Wyborczej. Nadal jednak, stojąc na wprost ciągu kamienic tworzących północną pierzeję placu Solnego, łatwo wyobrazić sobie, jakim estetycznym przełomem musiała być elewacja projektu Radinga pod koniec lat 20. ubiegłego stulecia. Przyćmić go mogło jedynie dzieło wybitne i rewolucyjne… Dokładnie takie, jakim pod każdym względem jest dom handlowy Petersdorff, dzisiejszy Kameleon. 

Dom handlowy Kameleon, 2018, źródło: By Volens nolens kraplak – Praca własna, CC BY-SA 4.0,

Petarda

Kameleon to prawdziwa petarda! Nie ma chyba innego budynku we Wrocławiu, który tak spektakularnie łączyłby światło, ruch i dynamikę ulicy. Projekt Ericha Mendelsohna (jedyny projekt tego architekta dla Wrocławia) zakładał bowiem, że dom towarowy Rudolfa Petersdorffa ma przyciągać przechodniów zarówno w dzień, jak i w nocy. Stąd pomysł na zastąpienie ścian zewnętrznych ogromnymi oknami, które przedzielone jedynie wąskimi ramami, nadają masywnemu budynkowi efektu niezwykłej lekkości. Dynamiczność bryły podkreślono dodatkowo przeszklonym na całej długości narożnym wykuszem, w którym architekt wykorzystał sposoby konstrukcji hal peronowych, a jego charakterystyczny kształt oparł na opływowej formie podpatrzonych w Ameryce tramwajów. Efekt? „Najnowsze dzieło Mendelsohna to absolutnie wzorowe dokonanie” – zachwycał się dziennikarz Schlesische Monatshefte w 1928 roku.

A sprawa wcale łatwa nie była i Erich Mendelsohn podjął naprawdę ryzykowne wyzwanie. Narożna działka, usytuowana u zbiegu ulic Szewskiej i Oławskiej (dawniej Schuhbrücke i Ohlauerstraße), była bowiem terenem doświadczalnym kolejnych pokoleń architektów i urbanistów. Co tu się nie działo! Właściwie już od średniowiecza budowano tu i burzono, a zmieniający się właściciele parceli i coraz to nowy charakter powstających budynków spowodowały totalny chaos przestrzenny. Gdy więc znany i ceniony już wtedy architekt Erich Mendelsohn otrzymał zlecenie na zaprojektowanie właśnie w tym miejscu nowoczesnego domu handlowego, to – metaforycznie i faktycznie – zderzył się z murem.

I nie był to tylko mur z cegieł. Hamulcem były również dawno już zdezaktualizowane pomysły, anachroniczne rozwiązania i oczekiwania, jakie Mendelsohnowi z początku przedstawiono. Dość obejrzeć starsze o około 15 lat projekty Alvina Wedemanna, które zakładały wzniesienie domu handlowego dla Rudolfa Petersdorffa w stylu XVIII-wiecznego gmaszyska. Na szczęście nowo powołany do zadania architekt miał już z tyłu głowy rozwiązania stosowane przez starszych kolegów – pionierów modernizmu, a ponadto doświadczenie: jego zrealizowana koncepcja domu towarowego z jedwabiami Erwina Weichmanna w Gliwicach (1922), a przede wszystkim przebudowa i rozbudowa Domu Wydawniczego Rudolfa Mossego w Berlinie (1923), przyniosły mu sławę twórcy ultranowoczesnego.

Jeśli patrzycie na Kameleon od strony ulicy Szewskiej, zróbcie kilka kroków w stronę placu Dominikańskiego. Zaraz na początku ulicy Oławskiej zobaczycie boczną elewację domu towarowego, niepozorną, niemal zasłoniętą przez przeszklony, wysunięty mocno narożnik. To pozostałość po istniejącym tu od 1913 roku wcześniejszym domu handlowym, który Mendelsohn musiał uwzględnić w swym projekcie. Architekt pozostawił ją prawie bez zmian, podkreślił jedynie charakterystyczny rytm prostokątnych, pozbawionych dekoracji okien, ujmując je w odmienne kolorystycznie od okładziny budynku obramienia. Boczna elewacja zdaje się pełnić rolę preludium, harmonijnego wstępu do oryginalnej, rewolucyjnej w swej formie fasady.

A ta zaplanowana została rozmyślnie od strony ulicy Szewskiej, którą planowano po pierwsze poszerzyć, a po drugie uczynić z niej jedną z głównych arterii komunikacyjnych miasta. Nowa fasada niemal „wchłonęła” wcześniejszy budynek i całkowicie zmieniła rozkład akcentów. Architekt dobrze odrobił lekcję zadaną przez Poelziga – całość założenia zdominowana została przez szerokie, biegnące horyzontalnie przez całą szerokość bryły pasy okien, a kompozycję równoważy jedynie przeszklony wykusz – wysunięty mocno przed lico budynku i obejmujący wszystkie jego kondygnacje. 

Bauhausowska idea w świątyniach handlu

Zapoczątkowana we Wrocławiu przez Hansa Poelziga i genialnie podchwycona przez Ericha Mendelsohna koncepcja nowoczesnego kształtowania bryły, a co za tym idzie i elewacji budynków usługowych, kontynuowana była przez autorów kolejnych obiektów handlowych w mieście. Część z nich nadal tu jest – warto je rozpoznać i porównać. Taki spacer tropem bauhausowskich idei w „świątyniach handlu” można rozpocząć właśnie od ulicy Oławskiej, gdzie kilka kroków przed Kameleonem stoi dawny dom towarowy firmy C&A, wybudowany w latach 1930-31, w którym obecnie na parterze mieści się drogeria Rossmann. Następny przystanek to róg ulic Świdnickiej i Kazimierza Wielkiego, gdzie swą siedzibę miał dom handlowy firmy Wilhelm Knittel, prowadzącej sprzedaż wyrobów rzemiosła artystycznego, w tym głównie szkła i porcelany. Obecnie na parterze budynku mieści się fast food KFC. 

Już za Przejściem Świdnickim, idąc w stronę placu Kościuszki, zobaczycie po lewej stronie dawny dom handlowy należący do wrocławskiej rodziny Schottländerów, wcześniejszy od wyżej omawianych, zaprojektowany przez Richarda i Paula Ehrlichów (ulica Świdnicka 5, po wojnie dom handlowy „Merkury”). Na deser czeka na Was wspaniały Wertheim, czyli obecna Renoma, wybudowany w latach 1929-1930 według projektu Hermanna Dern-
burga. 

PS. Ciekawym eksperymentem byłoby porównanie tych liczących sobie już niemal sto lat domów towarowych ze współczesnymi wrocławskimi galeriami handlowymi – Solpolem, Arkadami, Magnolią, Wroclavią… Jak myślicie, kto byłby zwycięzcą pojedynku na formę i funkcjonalność – historia czy współczesność? Ale to już temat na zupełnie inną wrocławską ARCHistorię…