Temperatura moich uczuć dla Starego Miasta bliska jest wrzenia.

Stanisław Szelc

Cytując przebój sprzed lat „mój jest ten kawałek podłogi”, po prostu beczka pełna miodu, to przecież najpiękniejszy fragment Wrocławia (podobno Ostrów Tumski też jest niebrzydki, ale tam nie bywam), blisko mam do Literatki, w której prowadzę hulaszczy tryb życia, w przerwach między wyuzdanym piciem kawy (chociaż nie tylko) łażę do księgarni Tajne Komplety, wysłuchuję koncertów Orkiestry Romskich Kameralistów z Brochowa, a kiedy Żona zaryzykuje powierzenie mi drobnego kieszonkowego, dokonuję zakupów w SDH. Samo szczęście.

I niech mi nikt nie marudzi, że ta beczka miodu kryje łyżkę dziegciu. Po pierwsze, szczególną radość sprawiają mi turystyczno-krajoznawcze rajdy wokół Starego Miasta w poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego. Rekord do dziewięciokrotny objazd! Teoretycznie jestem uprzywilejowanym szczęściarzem, gdyż za 100 złotych rocznej opłaty mogę parkować gdzie zechcę. Problem w tym, że o wolnym miejscu mogę niejednokrotnie jedynie pomarzyć i oto ja, zgrzybiały i chromy staruch parkuję poza strefą „A”, gdzie już płacę ale w zamian trenuję marszobiegi. To zresztą napawa mnie obywatelską dumą, gdyż mam świadomość, że w ten sposób wspomagam ubogą miejską kasę.

Po drugie, dziękuję serdecznie za luksus wysłuchiwania nocnych koncertów muzyki discopolo, ze szczególnym uwzględnieniem piosenek niezwykle uzdolnionego klasyka tego gatunku, Pana Zenka Martyniuka. Taki np. Sting może Zenkowi skoczyć na pantograf, chociaż nie wiem, co to jest pantograf. Utwory tego współczesnego Mozarta trwają do wczesnych godzin porannych i, co godne podkreślenia, tzw służby porządkowe (to żart) nie wygłupiają się z jakimiś interwencjami. Ze wzruszeniem obserwuję, jak pięknie rozkwitają gorące uczucia młodzieży (często, ale nie za często bezpłatne), mające swoje miejsce na rogu ulic św. Mikołaja i świeckiej Kiełbaśniczej, z nieznanych mi powodów nazywane Pigalakiem. Pewnej nocy zanotowałem nawet nową manierę traktowania dam, kiedy to młodzieniec upojony, szampanem zapewne, odmówił damie bliższego kontaktu tekstem „odejdź k***o, bo Ci ubliżę”. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że teraz są w użyciu takie egzotyczne imiona.

Po trzecie, dumą napawają mnie zainstalowane na najwęższych nawet uliczkach przyknajpiane ogródki, a fakt iż często posadowione są naprzeciw siebie niewątpliwie sprzyja międzyludzkiej integracji. Cieszy mnie malarstwo ścienne nieznanych bliżej miejscowych Banksów, których nikt nie ośmiela się wyłapać. Szkoda, że minęła moda na żele w tubach, gdyż tak ozdobione szyby w tramwajach były rodzajem mobilnych galerii sztuki i narodowego dziedzictwa. Przykładem naszego odwiecznego bohaterstwa są odważni do szaleństwa rowerzyści, pokonujący skrzyżowania na czerwonym świetle, co jest dowodem na to, iż nasza młodzież bierze udział w zwalczaniu symboli słusznie minionego, poprzedniego reżimu. Zachwyca mnie również bogactwo słownictwa starannie wykształconej dziatwy. Sam tego doznałem, kiedy jadący wprost pod mój samochód następca Pana Ryszarda Szurkowskiego zwrócił się do mnie eleganckim tekstem (cytuję): „jak jedziesz stary ch..”.i nie było to bynajmniej obraźliwe słowo chuligan.

Mógłbym jeszcze długo zachwycać się atrakcjami, jakie zapewnia nam Stare Miasto, ale mam świadomość, że moje spostrzeżenia nie wzbudzą szerszego zainteresowania, zwłaszcza, że kiedy przedstawiłem swoje przemyślenia pewnemu ważnemu ratuszowemu dyrektorowi, ten przytomnie stwierdził (cytuję znowu): „przecież nie musi pan tam mieszkać”. I jak tu narzekać, że władza nie pochyla się nad dolą mieszkańców! Ależ pochyla się, jak najbardziej, a fakt, że tyłem, to już inna para gumofilców…