Rady Osiedli

W związku ze zbliżającymi się wyborami do wrocławskich Rad Osiedli, na nowo rozbudzona zostaje dyskusja na temat ich funkcjonowania. Oto radni miejscy związani z Prawem i Sprawiedliwością chcą, by budżet na każde osiedle we Wrocławiu został zwiększony do jednego miliona złotych. Pomysł ciekawy, jednak mocno kontrowersyjny, biorąc pod uwagę duże różnice w wielkości i liczbie mieszkańców poszczególnych osiedli. Wszak mamy takie, jak Lipa Piotrowska czy Bieńkowice, liczące do tysiąca mieszkańców, ale i takie, jak Pilczyce-Kozanów-Popowice Północ czy Ołbin, które liczą grubo ponad 35 tys. mieszkańców.

Na pierwszy rzut oka widać, że autorzy projektu pojęcia nie mają o ustroju miasta. Ot, taka ciekawa wrzutka przed wyborami, by wywołać dyskusję i zamieszanie. Dobrze, że taka dyskusja rozbrzmiewa, szkoda tylko, że raz na 4 lata. A może warto zatrzymać się na chwilę i podjąć nie tylko próbę dyskusji, ale i reformy wrocławskich osiedli?

Dwudziestego marca 1991 roku, na XX sesji, Rada Miejska Wrocławia podzieliła miasto na blisko 50 jednostek pomocniczych gminy w formie osiedli. To rozwiązanie zlikwidowało we Wrocławiu model zarządzania oparty na pięciu dużych dzielnicach, który obowiązywał w mieście przez prawie 40 lat. Tak funkcjonujące osiedla, z drobnymi modyfikacjami, przetrwały do dziś. Jednakże od lat nie milkną dyskusje i spory zarówno na temat samych osiedli, jak i działania ich rad.

Wracając do pomysłu partii rządzącej krajem, wydaje się, że należy rozpocząć dyskusję nie od budżetu osiedli, ale od ich restrukturyzacji i profesjonalizacji, roli i kompetencji, jakie mają posiadać. Na dziś liczba 48 osiedli wydaje się mocno zawyżona. Przy niskich, żeby nie powiedzieć – żadnych, kompetencjach i małym budżecie, wydaje się, że są to obecnie byty pozorowane. Może warto byłoby wrócić do starego nazewnictwa (dzielnic) i zmniejszyć ich liczbę do około 20, aby jedno osiedle liczyło od 10 do 35 tys. mieszkańców. Przy 10–20 osobowej radzie, wybieranej koniecznie w oparciu o jednomandatowe okręgi wyborcze, otrzymamy średnio ok. 2 tys. mieszkańców na jednego radnego (co zmniejszy liczbę radnych o ponad połowę w stosunku do stanu dzisiejszego). Sprawi to, że wybierani radni będą musieli być przez wyborców znani, będąc ich sąsiadami.

Obowiązująca dziś ordynacja z wielomandatowymi okręgami większościowymi jest skomplikowana i niezrozumiała, co w konsekwencji prowadzi do bardzo niskiej frekwencji (w 2013 r. wyniosła ona ok. 2%). Dopiero po zmianach geografii osiedli (dzielnic) oraz ordynacji wyborczej można wrócić do kompetencji, profesjonalizacji i zwiększenia budżetu, szczególnie tego dotyczącego inwestycji.

Mam nadzieję, że ten tekst będzie inspiracją do innych pomysłów dotyczących reformy wrocławskich osiedli i będą one sukcesywnie publikowane na różnych łamach (w tym „Wroclife”), a ich finalnym efektem będzie przeprowadzenie referendum lokalnego razem z wyborami samorządowymi w 2018 roku.

Tytuł artykułu nawiązuje do wywiadu z Markiem Mutorem, który ukazał się w publikacji Miasto. Pamięć i Przyszłość. Wrocławski Rocznik Samorządowy nr 1 (2016).