Już drugi raz projekt rewitalizacji byłych terenów PKP otrzymał dofinansowanie w ramach Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego. Mimo kwoty 4 milionów złotych, które czekają na zagospodarowanie, na tym terenie nic się nie dzieje. Dlaczego?

Historia zaczęła się w roku 2018, kiedy grupa mieszkańców, zrzeszonych jako stowarzyszanie Przyjazny Tarnogaj, rozpoczęła starania o przekazanie terenu miastu terenu należącego do PKP.

Trzeba przyznać, że mieliśmy po prostu dobry pomysł. – mówi Krzysztof Mazurkiewicz, lider projektu WBO. – Park poprzemysłowy w centrum dużej metropolii jaką jest Wrocław – nic takiego nie ma w Polsce. Na całym świecie są tylko dwa: Park at Gleisdreieck w Berlinie i High Line w Nowym Jorku. Poparły nas trzy rady osiedli, radni miejscy, spółdzielnia „Południe” a także dużo instytucji społecznych, miejskich a nawet prezydent Sutryk. Pomagało nam mnóstwo osób, przede wszystkim mieszkańcy. Możemy mieć najlepsze pomysły ale muszą być zgodne z potrzebami mieszkańców, inaczej to bez sensu. Tutaj sprawa była oczywista – kto by nie chciał parku?

Im więcej zieleni w mieście tym lepiej. – potwierdza Dawid Dajczak, mieszkaniec. – Jest to ważne szczególnie w gorące lato gdy żar nie daję wytchnienia. Wtedy najlepiej odpoczywa się w parkach.

W grudniu 2019, na mocy umowy między Polskimi Kolejami Państwowymi a Gminą Wrocław, teren został wydzierżawiony od PKP. W tym samym roku projekt jego rewitalizacji został zgłoszony do WBO – zdobył ponad 6200 głosów i uzyskał dofinansowanie w wysokości 2 milionów złotych. O to, co zrobić z pieniędzmi, zapytano mieszkańców.

fot. Marta Muraszkowska

Wspólnie z mieszkańcami i dla mieszkańców

Wyszliśmy z założenia, że możemy jedynie pokazać na zewnątrz to, czego chcą ludzie. – mówi Krzysztof Mazurkiewicz. – Zaraz po wygraniu pierwszego WBO zorganizowaliśmy konsultacje społeczne. Wykonawca projektu zobowiązuje się do dostosowania koncepcji do sugestii mieszkańców.

Mimo początkowego, dużego zainteresowania, na konkurs, organizowany przez Zarząd Zieleni Miejskiej finalnie wpłynęły trzy prace. Jedna odpadła a dwie otrzymały równorzędne, trzecie miejsca. W uzasadnieniu można przeczytać, że żadna z prac nie nawiązuje, w wystarczającym stopniu do kontekstu miejsca i nie wykorzystuje jego potencjału. Pojawiły się też uwagi na temat braku uwzględnienia ukształtowania terenu, w szczególności występowanie nasypu i wąwozu, które zlokalizowane są na południe od sztucznie ukształtowanego wzniesienia. Nie udało się wyłonić projektu, który będzie realizowany.

W 2020 roku rewitalizacja, po raz kolejny, została zgłoszona do WBO. Wśród mieszkańców czuć jednak było pewien sceptycyzm i napięcie – dlaczego, mimo zdobytego dofinansowania, na terenie parku nic się nie dzieje? Dlaczego znowu mamy go wesprzeć?

Budowa parku to nie jest remont łazienki. To musi trwać lata, jeśli ma być zrobione porządnie. – tłumaczy Krzysztof Mazurkiewicz. – Rozumiem, że mieszkańcy mogą się niecierpliwić. Żadna z koncepcji parku, przedstawionych na konkursie, nie spełnia naszych oczekiwań. Trwają intensywne prace z dwiema firmami, które się zgłosiły, aby wypracować jedną, nową koncepcję. Chcielibyśmy zacząć prace w terenie na początku 2021 roku.

fot. Marta Muraszkowska

Spacer po terenach byłej kolei

Przy wejściu do parku widać resztki ogrodzenia. Teren jeszcze do niedawna był całkowicie zamknięty, bez możliwości wstępu. We wrześniu 2019 roku na mocy porozumienia miasta z Polskimi Kolejami Państwowymi stał się „parkiem” i mogły zacząć powstawać jakiekolwiek pomysły zagospodarowania terenu. Jako pierwsi zrobili to bezdomni. Po przekroczeniu bramy mijam pierwsze, opuszczone już obozowisko. Wśród bujnej zieleni jest ich jeszcze kilka, obecnie nikt już tam nie mieszka. Jako drudzy teren postanowili przejąć się siebie lokalni „Janusze biznesu” z branży gospodarowania odpadami. Ścieżka, którą idę, tonie w śmieciach. Jedyną korzyścią jest to, że udaje mi się po rozrzuconych fragmentach styropianu przejść przez rozległą kałużę.

Zdajemy sobie sprawę, że wyczyszczenie tego terenu pochłonie krocie. – mówi Krzysztof Mazurkiewicz, który nawiguje mnie przez telefon.  Mijam suszarkę do naczyń, stare dywany, wózek sklepowy. – Staramy się co jakiś czas sprzątać ten teren ale do czasu pełnej rewitalizacji to trochę walka z wiatrakami.

Droga prowadzi na niewielkie wzniesienie. Zaczyna się robić zielono i przyjemnie. Mija mnie rowerzysta, w oddali widzę spacerowiczów. Jestem w parku! W oddali rozległy teren zielony kończy się wieżą kolejową, podobno są tam też ruiny przystanku i fragmenty torów. Ale Krzysztof każe mi iść na drogą na górę. Wzgórze porośnięte jest wysoką trawą, żeby dostać się na jego kraniec trzeba zdeptać kilka roślin ale cóż – warto. Po mojej lewej stronie widać Osiedle Henrykowskie. Powstało w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Był to zespół siedmiu trzypiętrowych domów wielorodzinnych, z dwuspadowymi dachami. Na otaczających je podwórkach mieszkańcy sadzili rośliny, budowali place zabaw. W ciągu ostatnich dziesięciu lat nastąpił boom na Tarnogaj – masowo zaczęło powstawać budownictwo wielorodzinne, liczba mieszkańców zwiększyła się trzykrotnie. Widać to wyraźnie stojąc na henrykowskim pagórku.

Po zejściu z wzniesienia stromą ścieżką dochodzę do wału kolejowego. Przejście robi największe wrażenie latem, kiedy z obu stron otulają je korony drzew. Tutaj już nie będzie piękniej, nie może być. Będzie za to czyściej i bezpieczniej. Mam nadzieję, że powstanie projekt parku, który zadowoli wszystkich, na resztkach torów zatrzyma się wagon a w nim „słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy”. Tego życzę mieszkańcom.