Zespół „The White Tigers” powstał w Wieruszowie 4 lata temu, obecnie średnia wieku zespołu to nieco ponad 14 lat. Rozmowa z menedżerem zespołu – Krzysztofem Lotą.

Jak to się zaczęło?

Mojemu najstarszemu synowi o imieniu Krystian w wieku 8 lat zdiagnozowano chorobę zaniku mięśni (dystrofia mięśniowa Duchenne’a/Beckera). Już w wieku 14-16 lat miał przestać chodzić, a całe jego życie miało trwać niewiele ponad dwie dekady. Jedyną szansą na przedłużenie życia była codzienna specjalistyczna rehabilitacja i sterydy. Rehabilitacja, oprócz ćwiczeń ruchowych, polegała również na ćwiczeniu płuc, czyli regularnym dmuchaniu przez słomkę do butelki z wodą. Niezbyt widziało się to mojemu synowi: „Nudy! Dziwne! Bez sensu!”. Od jakiegoś czasu, dzięki babci, chodził na lekcje pianina i lubił muzykę. Wtedy wpadłem na pomysł zakupienia saksofonu. Okazało się, że to całkiem niezły pomysł, bo nie tylko sprawiało mu to przyjemność, ale też nieźle wychodziło.

W międzyczasie wyszukaliśmy z żoną w Białymstoku leczenie komórkami macierzystymi, które w połączeniu z odpowiednią rehabilitacją bardzo spowolniło, a nawet zatrzymało postęp choroby.  Muzyka jednak trwała… Nasz średni, zdrowy syn Adrian, słuchając brata grającego na klawiszach i muzyki z płyt, wystukiwał rytmy nogami i rękami. Widząc to, kupiliśmy mu na próbę pierwszą tanią perkusję i… zaczął grać. W soboty rano z chłopcami jeździłem na prywatne lekcje do Wrocławia, a w tygodniu mieli lekcję w Szkole Muzycznej Yamaha w Wieruszowie. Słuchając występów utalentowanych tamtejszych uczniów na jednym z bożonarodzeniowych koncertów, usłyszałem pięknie śpiewającą dziewczynkę Igę (sopran), Michała, który wtedy grał na klawiszach, oraz Kacpra na gitarze akustycznej. Wtedy wpadłem na pomysł stworzenia dziecięcego zespołu.

Podstawowy skład już był, co się działo dalej?

Zakupiłem półprofesjonalny sprzęt muzyczny i nagłośnieniowy, a duży pokój na piętrze przerobiłem na domowe studio muzyczne. Śpiewała Iga, Krystian grał na saksofonie, Adrian na perkusji, Kacper na gitarze elektrycznej, Michał zaczął na basowej, a córka mojej siostry, Ola, grała na klawiszach. I tak przez niecałe 2 lata pod okiem Dominiki z SM Yamaha zbudowaliśmy fundament zespołu. W międzyczasie siostrzenica wyjechała do szkoły do

Wrocławia i zastąpiła ją Weronika, a ją po roku grająca obecnie w zespole Martyna (klawisze). Po pierwszym naszym koncercie, słuchając chóru szkolnego, usłyszałem wybijający się harmonią głos Dominiki (alt), którą niebawem zwerbowałem do zespołu; z różnych przyczyn zrezygnował Kacper, ale zastąpił go Wiktor (gitara akustyczna i elektryczna). 

Jak rozwijać taki dziecięcy zespół?

Praca, dobre chęci, wytrwałość, kompromisy i konsekwencja działania. Ze względu na wiek, dzieci koncerty gramy za free, ale uzgadniam w zamian, że supportujemy znane gwiazdy muzyczne lub zespoły na dużych scenach. W dalszym ciągu budujemy fundament zespołu, czyli kolejne autorskie single bardziej na czasie, profesjonalne zdjęcia i filmiki do mediów, próbujemy kolejno zaistnieć w serwisach streamingowych, rozbudować stronę zespołu, media społecznościowe, w planach jest występ w programie „Dzień dobry TVN”. Duże znaczenie miał też występ jednej z wokalistek w TVP II w programie „The Voice Kids II”, gdzie zespół towarzyszył jej w programie i wyemitowano kilka fragmentów z prób i koncertu zespołu. 

fot. The White Tigers

Któryś występ najbardziej utkwił Wam w pamięci?

Zdecydowanie w nowoczesnej Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. Zagraliśmy tam na przepięknej, wielkiej scenie dla pełnej sali widzów jako support Ani Wyszkoni. Czuliśmy się tam dostojnie i wyjątkowo pozytywnie. W tym roku zaproszono nas ponownie i w październiku zagramy jako support Kasi Kowalskiej. Natomiast najweselszy i najbardziej uskrzydlający koncert odbył się w Dobroszycach na Zlocie Młodzieży Salwatoriańskiej. Dodało nam to wiary w siebie, wspaniały wyraz solidarności i akceptacji. Do tego byliśmy zaskoczeni, że nasze autorskie kawałki można zatańczyć.

Macie na koncie profesjonalnie wyprodukowany album, opowiedzcie o nagraniu płyty.  

Do płyty pod tytułem: „Silence before the storm” zespół przygotowywał się, grając z metronomem prawie rok. Indywidualne lekcje techniki gry na instrumentach oraz śpiewu oraz kilkadziesiąt prób, na których wszystko kolejno dopracowaliśmy wraz z kompozytorem. Nagrania 13 utworów zaczęliśmy od 18 marca 2019, a skończyliśmy na końcu maja 2019. W tym czasie ponad 40 razy kursowałem z młodzieżą i sprzętem muzycznym między Wroclawiem a Wieruszowem na nagrania i poprawki.  Szczególnie ważnym  krokiem było zlecenie wyboru aranży, pomysłów produkcyjnych jak i samych konkretnych podejść kompozytorowi Grzegorzowi. Zgodnie z regułami zaczęliśmy od perkusji Adriana, tu zdecydowaliśmy się na unIQ STUDIO we Wrocławiu przez wzgląd na przestrzenną salę i dobre opinie wśród muzyków.

Nie zawiedliśmy się – inżynierowie ze studia zatroszczyli się o odpowiednie mikrofony, wyciszenie, barwę perkusji oraz naturalny pogłos. Samo nagrywanie zajęło Adrianowi cztery dni po 10-12 godzin dziennie. Każdy z 13 utworów dzielony był na trzy lub cztery części i każdą część utworu nagrywano po 5-8 podejść. Niewiarygodnie duży wysiłek dla dwunastolatka! Kolejno nagrywany był bas (Michał), dalej klawisze (Martyna), gitary (Wiktor) i saksofon (Krystian), gdzie znowu wykorzystaliśmy naturalny pogłos. Wokale Igi oraz Dominiki to kolejna historia, prawie tydzień nagrywania i naprawdę ciężkiej pracy. Włożyły całe serce w to wspólne dzieło i dały z siebie wszystko, co najlepsze. Zawożone były na nagrania rano i odbierane w nocy, a i tak miały jeszcze niespożyte siły, żeby mi śpiewać w aucie – co uwielbiam. Chórki, drugie gitary, niektóre profesjonalne wybrzmienia hiszpańskiej gitary, loopy, ciekawe aranże to zasługa i częściowe wykonanie kompozytora, za co jesteśmy mu niezmiernie wdzięczni. Wszyscy włożyliśmy w tę płytę mnóstwo dobrych chęci, sił, pracy, poświęcenia, radości i serca. Mamy nadzieję, że będzie się Państwu podobała. 

Plany na najbliższy czas?

Po wydaniu albumu „Silence before the storm” do trzech najlepszych utworów zostaną nagrane teledyski.

Jak powstała nazwa zespołu?

Długo nad nią rozmyślałem, chodziło o to, by było to coś silnego, z pazurem, oryginalnego, międzynarodowego, dobrze postrzeganego, czystego, dobrego i miało „The” jak The Beatles czy The Rolling Stones. Po kilku tygodniach, siedząc spokojnie na fotelu w pokoju muzycznym, wpadło mi do głowy: „The White Tigers” – „Białe tygrysy”, wszystkim się spodobało i tak już zostało. Po dwóch latach od założenia zespołu pojechaliśmy do zoo w Borysewie i zrobiliśmy sobie sesję zdjęciową z prawdziwymi białymi tygrysami i lwami. To są naprawdę fascynujące i niebezpieczne kociaki.

foto główne: Marek Dziedzic