O tym, jak trenował ze słynnym Rogerem Federerem. Ile czasu poświęca dziennie na trening. I dlaczego marzy, by znów zagrać w turnieju we Wrocławiu. Z Hubertem Hurkaczem, aktualnie najlepszym polskim tenisistą i wrocławianinem, rozmawia Paweł Pluta.

Gratuluję wspaniałego sezonu. Awansowałeś do pierwszej setki rankingu ATP, jesteś najlepszym aktualnie polskim tenisistą. Zostałeś nominowany do nagrody ATP w kategorii „Newcomer of the Year”.

Dziękuję za gratulacje. Sezon rzeczywiście był udany. Cieszę się, że cały czas się rozwijam, a moja gra idzie naprzód. To motywuje mnie do dalszej pracy, daje radość i pozwala myśleć, że mogę zajść jeszcze wyżej. Dużo dał mi w tym roku awans do drugiej rundy Roland Garros(jeden z czterech turniejów Wielkiego Szlema, rozgrywany w Paryżu – przyp.red.), gdzie w czterech setach przegrałem z czwartą wówczas rakietą świata –Marinem Ciliciem. Najpierw przeszedłem trzyrundowe eliminacje, a potem wygrałem w pierwszej rundzie turnieju głównego z Tennysem Sandegrenem (55. w rankingu ATP),ćwierćfinalistą Australian Open. Podobnie jak wygrane kwalifikacje podczas słynnego Wimbledonu oraz wielkoszlemowego US Open. Zobaczyłem, że mogę rywalizować z najlepszymi tenisistami na świecie i to dało mi wiele motywacji oraz wiary w siebie. Wierzę, że w przyszłości będę wygrywał takie mecze i dochodził coraz dalej w turniejach najwyższej rangi.

Ile potu kosztowało Cię to na treningach?

Trenuję od dziecka. Po raz pierwszy dotknąłem rakiety, gdy miałem 4 lata. Jestem do trenowania przyzwyczajony i bardzo to lubię. Gdy akurat nie startuję w żadnym turnieju (w 2018 roku Hubert Hurkacz zagrał w blisko 30 turniejach – przyp. red.), to trenuję rano od godziny 9 lub 10 i kończę około godziny 13. W tym czasie robię rozruch, ćwiczenia, potem trening na korcie lub ogólnorozwojówka, czyli siłownia lub interwały. Potem przerwa i znów jeszcze kolejne 2 godziny treningu. Na koniec streczing (rozciąganie). Nie trenuję tylko w niedzielę: jest dla mnie dniem wolnym, by organizm nieco odpoczął. Gdy gram w turniejach, trenuje nieco mniej. Natomiast w okresie przygotowawczym do sezonu treningi są dużo cięższe i intensywniejsze.

Dopiero co zakończyłeś sezon, ale już ruszyłeś z przygotowaniami do nowego. Jak one wyglądają?

Pod koniec listopada przygotowuję się w Szczyrku, gdzie przez tydzień jest dużo biegania, fitnessu. Na początku grudnia wylatuję na Florydę do miasta Tampa, gdzie będę trenował do świąt Bożego Narodzenia lub może nawet dłużej, już pod okiem mojego nowego trenera Rene Mollera.

A jak wygląda Twój kalendarz startów na początku 2019 roku?

1 stycznia zaczynam od turnieju ATP w indyjskim Pune (pula nagród: 500 000 USD). Być może od 7 stycznia wystartuję w challengerze ATP w australijskiej Canberze, a potem już na pewno od 15 stycznia zagram w turnieju głównym Australian Open (jeden z czterech turniejów Wielkiego Szlema,rozgrywany w Melbourne – przyp. red.). Potem wrócę do Europy i będę występował w challengerze oraz turniejach ATP w Montpellier oraz w Rotterdamie (pula nagród: 1 mln 800 tys. euro).

A gdyby na przełomie lutego i marca pojawił się znów w kalendarzu wrocławski challenger ATP, w którym kiedyś stawiałeś pierwsze kroki, to czy publiczność w hali Orbita zobaczyłaby najlepszego polskiego tenisistę i rodowitego wrocławianina?

Marzę o tym, by znów zagrać we wrocławskim turnieju.Jako dziecko, jakieś 14 lat temu, podawałem tenisistom piłki na korcie w Hali Ludowej. Moja młodsza siostra też podawała piłki podczas wrocławskiego challengera. Występowałem także, już jako zawodnik, w hali Orbita w 2015, 2016 i w 2017 roku. Zagrać w swoim mieście, przed wrocławską publicznością, to było dla mnie wielkie wydarzenie.

W zawodowym tenisie praktycznie 10-11 miesięcy spędza się w hotelach, samolotach, podróżując z turnieju na turniej. Ile czasu w mijającym właśnie roku spędziłeś w rodzinnym Wrocławiu?

O ile jeszcze w mijającym roku byłem nieco dłużej we Wrocławiu, to w 2019 roku będzie to może około 5-6 tygodni. Resztę czasu poświęcę na starty w turniejach, podróże, no i treningi na Florydzie. We Wrocławiu miałem dobre warunki do treningu na kortach i w hali Redeco przy ul.Hallera. Biegałem też w okolicach Górki Skarbowców. W czasie wolnym, którego wcale nie było za dużo, lubiłem też spotykać się ze znajomymi. Pobyt w rodzinnym domu należy do przyjemności.

A gdzie wychowywał się Hubert Hurkacz we Wrocławiu?

Całe życie jestem związany z Krzykami. Jako dziecko trenowałem na korcie przy parku Południowym, potem w Krzyckim Klubie Tenisowym oraz w hali Redeco. Chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 47 przy ul. Januszowickiej, a następnie do Gimnazjum nr 23 przy ul Jastrzębiej. Natomiast do liceum ogólnokształcącego uczęszczałem już w Sopocie, gdy byłem w Sopockiej Akademii Tenisowej, i tam też zdałem maturę.

Teraz zaczynasz współpracować z nowozelandzkim trenerem urodzonym w Danii – Rene Mollerem…

Myślę, że Rene to fantastyczny szkoleniowiec. Współpracował m.in. z Johnem Isnerem (8. rakieta świata – przyp. red.) czy Samathą Stosur (niegdyś 4. tenisistka w rankingu – przyp. red.). Od wielu lat zbiera doświadczenie, pracując z najlepszymi graczami. Poczuliśmy już chemię między sobą podczas ostatniego turnieju w roku – w Mediolanie. Myślę, że mogę z nim zajść bardzo wysoko.

Jednak wcześniej Twoją karierę kształtowali inni trenerzy. Możesz ich wymienić i ewentualnie powiedzieć, komu zawdzięczasz najwięcej?

Każdy z nich pomógł mi w tym, co już osiągnąłem. Najpierw był to Piotr Jamroz, potem Agnieszka Babicka i Petr Nemecek. Następnie przez wiele lat prowadził mnie Filip Kańczuła. Kolejnymi trenerami byli Aleksander Charpantidis oraz Paweł Stadniczenko.

W lutym skończysz 22 lata, a już mnóstwo podróżujesz po świecie. Jakie miejsce zrobiło na Tobie największe wrażenie i dlaczego?

Trudno mi wymienić jedno miejsce. Na pewno piękna jest Australia, w której byłem dwa razy. Ma swój tenisowy klimat. Podobnie jaki Stany Zjednoczone. Niesamowitą atmosferę ma Nowy Jork, w którym znajduje się kort z największymi trybunami na świecie (24 000 widzów – przyp. red.). Bardzo miło wspominam Paryż, także z racji swojej gry.

W tenisowym tourze dzieli się szatnie, restauracje dla zawodników czy korty treningowe z największymi gwiazdami na świecie. Jak się tam odnajdujesz, czy masz tam już swoich dobrych kolegów?

Większość tenisistów to ludzie pozytywni. Dla mnie największą przyjemnością była możliwość potrenowania w tym roku z Rogerem Federerem (uznawanym za jednego z najlepszych tenisistów w historii – przyp.red.) podczas turnieju w Szanghaju. To naprawdę wspaniały człowiek i genialny tenisista.

Co powiedziałbyś, siedząc przed prezesem wielkiej firmy, który waha się, czy warto zasponsorować wrocławski challenger ATP, którego pierwsza edycja odbyła się w 2000 roku, a ostatnia w 2017?

Wrocław uwielbia tenis. Wystarczyło spojrzeć na pełne trybuny w hali Orbita podczas występu polskich tenisistów czy też w decydującej fazie turnieju. Korty we Wrocławiu pełne są tenisistów uczestniczących w bardzo popularnych rozgrywkach ligi dla amatorów. Turniej zawodowy we Wrocławiu to ogromna promocja dla polskiego tenisa, ale także szansa dla młodych graczy czy wręcz dzieci rozpoczynających sportową przygodę.Z oglądania zawodowców na żywo, kilka metrów od kortu, płynie niesamowita nauka. Dla mnie, przed laty, podawanie piłek takim zawodnikom też było inspiracją, by trenować i grać. Dla tych, którzy jeszcze nie grają, to z kolei zachęta do chwycenia za rakietę i aktywne spędzanie czasu. Myślę także, że byłoby fantastycznie, gdyby taki challenger odbył się znów w moim rodzinnym Wrocławiu.

Hubert Hurkacz
Urodzony 11 lutego 1997 roku we Wrocławiu, gdzie mieszka. Wzrost: 196 cm, waga: 81 kg. Tenisista praworęczny (oburęczny bekhend). W zawodowym tenisie od 2015 roku. W 2018 roku wygrał challenger ATP Poznań Open oraz we francuskim Breście. Najwyższe miejsce w światowym rankingu ATP w singlu: 79. (29.10.2018).
Miejsca w rankingu ATP na koniec roku:
2017 –238.
2016 – 383.
2015 – 620.
2014 – 1408.

Na światowych kortach zarobił dotąd 536 603 USD.