Nabyłam peruwiańską kartę SIM. W Movistarze powiedzieli mi, że mogę kupić tylko „pusty” chip i doładować go w markecie. A że popołudniu są tam kolejki potworne, odłożyłam sprawę na następny dzień.

Zjawiam się w sklepie o poranku i proszę grzecznie panią w kasie o doładowanie karty za 15 soli. „Oczywiście – odpowiada – pani numer telefonu?”
Dębieję. A potem zgodnie z prawdą odpowiadam, że go nie pamiętam (telefon oraz umowa z Movistarem zostały w domu). Pani spogląda zaskoczona, potem się uśmiecha, a potem śmieje się już całą gębą. „Jak mogę doładować pani telefon, skoro nie znam numeru?!”

Już już jej chciałam tłumaczyć, że w Polsce działa to inaczej, że dostaje się tylko kod, który wklepuje się potem w swoim telefonie i że nie trzeba się nikomu tłumaczyć… Ale w sumie po co. Niech się kobitka z rana pośmieje.