Dlaczego wybory samorządowe są najważniejsze i najtrudniejsze. Komu sprzyjają nowe zasady wyborcze. Z Pawłem Antkowiakiem, doktorem nauk społecznych w zakresie nauk o polityce w Zakładzie Badań Władzy Lokalnej i Samorządu UAM, rozmawia Paweł Pluta.

Przed nami wybory samorządowe, w których nie głosuje ponad połowa Polaków. W 2014 roku frekwencja w I turze wyniosła 47,4%, w drugiej blisko 40%. Jak w kilku zdaniach przekonałby pan tych niegłosujących, że warto oddać głos w wyborach samorządowych, a nie tylko w parlamentarnych czy prezydenckich, które powszechnie uważane są za większe rangą?

Argument jest bardzo prosty: bo są to najważniejsze wybory w naszym kraju. Dlaczego? Dlatego, że to przecież na poziomie gminy, nieco rzadziej powiatu i jeszcze rzadziej województwa zapadają decyzje, które dotyczą naszej codzienności. Spraw, na które na co dzień nie zwracamy uwagi właśnie dlatego, że ktoś o nie dba w naszym imieniu.

Proszę sobie zadać pytanie, z usług jakiego urzędu korzystamy najczęściej – na pewno będzie to urząd gminy czy miasta. Skoro więc to tu podejmowane są decyzje dotyczące naszego życia codziennego, powinniśmy mieć na nie realny wpływ. Taką okazję mamy rzadko – najczęściej przy okazji wyborów. Namawiam wszystkich, by nie pozostawiać lokalnych decyzji losowi, tylko brać sprawy we własne ręce i brać za własne wybory odpowiedzialność. Świadomy wybór w wyborach lokalnych to gwarancja skutecznych decyzji podejmowanych przez nowo wybrane władze lokalne, w zgodzie z naszym interesem.

Zostańmy jeszcze przy frekwencji wyborczej. W jakim kraju jest ona największa i dlaczego, a gdzie jeszcze mniej ludzi bierze udział w wyborach samorządowych niż w Polsce?

To trudne pytanie, bowiem systemy głosowania są różne. Np. w Belgii przez długie lata funkcjonował tak naprawdę przymus głosowania. Za absencję w wyborach groziły różne kary, również finansowe. Ale np. w Niemczech, gdzie żadnego przymusu nie ma, frekwencja w wyborach przekracza 70%.

W Polsce frekwencja generalnie rzadko przekracza 50%. Zaskakujące i smutne jest to, że w wyborach samorządowych jest wyjątkowo niska, bo przecież to tutaj podejmowane są kluczowe decyzje, często głosujemy na ludzi, których znamy osobiście. Poza tym w małych gminach wójt czy burmistrz to osoba powszechnie znana, którą można spotkać na ulicy. Posłów, senatorów czy prezydenta widujemy zwykle w oknie telewizora. Zawsze zachęcam, by angażować się w sprawy lokalne, chociażby przez udział w wyborach na poziomie lokalnym.

W styczniu tego roku doszło do znaczącej nowelizacji prawa wyborczego. Jakie są największe zmiany w wyniku tej nowelizacji i czy – pańskim zdaniem – zmienią coś istotnego w samorządach?

To prawda, dokonano sporej modyfikacji prawa wyborczego. Ale chciałbym podkreślić, że nie jest to jakieś epokowe wydarzenie, bowiem w historii wyborów samorządowych od 1990 roku nie zdarzyło się jeszcze, abyśmy dwa razy z rzędu wybierali wedle tych samych reguł gry.

Tym razem jednak zakres zmian jest dość duży. Po pierwsze, wprowadzono ograniczenia kadencyjności dla wójtów, burmistrzów i prezydentów. Zgodnie z nowymi regułami osoba będzie mogła piastować ten urząd maksymalnie 10 lat. Ponadto kandydat na wójta, burmistrza czy prezydenta nie może jednocześnie startować np. do rady powiatu, co było dość powszechne. Dodatkowo we wszystkich gminach powyżej 20 tysięcy mieszkańców powrócono do proporcjonalnego systemu głosowania na radnych, rezygnując z tzw. JOW-ów.

Mówiąc krótko: nowe zasady wyborcze sprzyjać będą przede wszystkim dużym ugrupowaniom, a jeszcze prościej – partiom politycznym. W 2014 roku wybory na radnych wygrywali lokalni liderzy, którzy w danym okręgu wyborczym zrobili najlepszy wynik. Teraz o podziale mandatów będzie decydował specjalny algorytm, który preferował będzie silnych, a deprecjonował słabszych. Na pewno tegoroczne wybory będą upartyjnione.

Zamiast jednej komisji wyborczej funkcjonować będą dwie: jedna pracująca w trakcie oddawania głosów, druga do ich liczenia. To sprawia, że wybory będą droższe, a w realizację zadań zaangażowanych zostanie więcej osób.

I ostatnia sprawa:w tym roku wyjątkowo wszystko dzieje się bardzo późno. Komitety wyborcze, szczególnie te małe i niedoświadczone, muszą bardzo pilnować, by nie przeoczyć terminów i postępować zgodnie z procedurami. Uważam, że będą to bardzo trudne wybory zarówno dla komisji wyborczych, jak i dla kandydatów na radnych czy włodarzy miast.

Proszę pokrótce przypomnieć naszym czytelnikom, kogo wybieramy w dużych miastach i jakie są najważniejsze kompetencje tych organów samorządowych?

W dużych miastach – miastach na prawach powiatu, takich jak Wrocław – wybierać będziemy przedstawicieli do sejmiku województwa, radnych rady miejskiej oraz prezydenta. Każdy wyborca otrzyma więc trzy karty do głosowania. Na każdej karcie oznaczać będziemy tylko jednego kandydata z jednego komitetu wyborczego. W takim mieście nie wybieramy do rady powiatu, bowiem miasto Wrocław pełni podwójną funkcję: z jednej strony jest gminą, z drugiej natomiast pełni też funkcję powiatu.

Mówiąc krótko: wybory samorządowe są najtrudniejsze ze wszystkich wyborów, jakie odbywają się w Polsce, stąd mamy tu do czynienia z największą liczbą głosów nieważnych – czasem sięgającą aż 15%.

A co do kompetencji – z punktu widzenia przeciętnego mieszkańca najważniejszy jest zdecydowanie prezydent oraz radni miejscy, bo to na tym poziomie podejmowane są wszystkie kluczowe decyzje dla mieszkańców. Jakie? Dotyczące podatków i opłat lokalnych, dróg, szkół, pomocy społecznej i wielu innych. Na poziomie województwa realizowane są bardziej strategiczne zadania dla rozwoju regionalnego oraz dysponowane są spore środki unijne.

Rada miejska, prezydent czy burmistrz to dość powszechnie znane organy samorządowe, ale na przykład sejmik samorządowy już znacznie mniej. Czym zajmuje się ten organ i jakie znaczenie ma on dla mieszkańców dużych miast, jak Wrocław?

To absolutnie nie dziwi, bowiem proszę sobie odpowiedzieć na pytanie: kto z państwa korzystał z usług samorządu na poziomie województwa? Na pewno byłby to znikomy procent. Sejmik i zarząd województwa realizują zadania z zakresu rozwoju gospodarczego regionu, są również dysponentem środków unijnych. Ich znaczenie dla Wrocławia jest podobne jak dla wszystkich innych gmin w całej Polsce.

Jak postrzega pan w wyborach samorządowych rolę tzw. bezpartyjnych – ludzi zrzeszonych w lokalnych stowarzyszeniach, niezwiązanych z ugrupowaniami politycznymi?

Założenie twórców reform samorządowych było takie, że oddajemy władzę w ręce lokalnych społeczności. Rzeczywistość oczywiście jest nieco odmienna, bo stanowiska samorządowe są łakomym kąskiem dla partii politycznych. Jeśli spojrzymy w ordynację wyborczą, to widać wyraźnie, że jest ona coraz bardziej upartyjniana, a najwięksi ogólnopolscy gracze próbują zdominować sferę samorządową. Zresztą trudno się temu dziwić. Natomiast ważne jest, by do wyborów szli również bezpartyjni kandydaci, społecznicy czy osoby zaangażowane w sferę lokalną. To oni wiedzą najlepiej, jakie są lokalne potrzeby. Takie osoby mają dużo trudniej niż duże komitety, za którymi stoi cała machina pomagająca im w starcie. Minusem jest również to, że partia nie daje nic za darmo – daje coś w kampanii wyborczej, ale wymaga potem w trakcie kadencji od swoich radnych. Uważam jednak, że im więcej osób bezpartyjnych w samorządzie, tym lepiej.

W jakim kraju samorząd, pana zdaniem, funkcjonuje najlepiej? Jak na tym tle wygląda samorząd w Polsce, a jak według pana powinien wyglądać?

To bardzo trudne pytanie. W zasadzie nie ma na świecie dwóch bliźniaczych systemów samorządowych. Nasz system, którego koncepcja powstawała na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku, wzorowany był na rozwiązaniach francuskich, niemieckich i trochę brytyjskich. Nasz system jest generalnie dość spójny, ale, jak to w życiu, diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Zmiany prawa wyborczego to codzienność, dlatego że na poziomie lokalnym realizowane są wszystkie podstawowe zadania, o których mówiłem wcześniej. Samorządność to pewien nieustający proces. Nieustannie i wciąż będziemy się dostosowywać do sytuacji, jakich wymaga od nas życie. Życie bowiem zawsze wyprzedza zmiany w prawie i to nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.