Utarło się, że „city break” to weekendowy wypad do innego miasta, nierzadko do innego państwa. Jeżeli jednak potraktujemy to bardziej dosłownie, jako odpoczynek (przerwę) od miasta, swoje kroki skierować powinniśmy raczej… do lasu.

Pawła Dudzińskiego można nazwać człowiekiem renesansu – performer, rzeźbiarz, muzyk, tancerz, stolarz, ale także propagator bushcraftu, który na swoim youtubowym kanale pokazuje, jak oprawić nóż, jak przygotować zupę z pokrzyw czy wystrugać kuksę – tradycyjne fińskie naczynko z czeczoty brzozowej. Pewnego czerwcowego, sobotniego poranka udałem się do siedziby Łowców Mamutów, mieszczącej się w Lubiążu pod Wrocławiem, by dowiedzieć się czegoś więcej o bushcrafcie – dawno zapomnianej wiedzy i życiu w zgodzie z naturą.

Paweł Dudziński, fot. Bartosz Adamiak

Czym jest bushcraft?

– Bardziej finezyjnym, głębszym kontaktem z przyrodą niż w przypadku survivalu – mówi Paweł Dudziński. – Survival różni się od bushcraftu tym, że survivalista chce jak najszybciej uciec z lasu, a bushcrafter chce w nim pozostać.

Ranek jest upalny, ale we wnętrzu drewnianego, XIX-wiecznego domu łużyckiego panuje przyjemny chłód. W wysokiej trawie rośnie mnóstwo pokrzyw i ziół, które zaglądają do okien. Gospodarz, choć człowiek w słusznym wieku, wydaje się pełen energii, jakiej brakuje dziś niejednemu młodzieńcowi.

– W survivalu podoba mi się to, co pokazywał Bear Grylls – minimalizm. Maniereczka, kubeczek i nóż. To jest genialne, bo resztę można zrobić sobie w lesie, w myśl zasady, że im więcej wiesz, tym mniej nosisz. To są słowa naszego rodaka, który mieszka chwilowo w Edmonton w Kanadzie i nazywa się Mors Kochanski.

– Ja na swoim kanale trochę nabijam się z kolegów. No bo cóż to jest za bushcraft, skoro jedzie się samochodem obładowanym piwem i kiełbaskami? Koleś wyjeżdża na łono natury, żeby się zrelaksować, na hamaku dynda, a przedtem wciął kiełbaskę z patyka i teraz sączy piwko. Ponieważ jestem artystą, moja wrażliwość jest troszeczkę inna, głębsza. Natura jest dla mnie inspiracją do sztuki. Rzeźbię w drewnie, więc czatuję na drzewa powalone przez wiatr czy burze. Kupuję je i coś z nich robię.

Czym bushcraft nie jest?

– Kiedy byłem mały, chodziliśmy z mamą do lasu – ja, brat i siostra. „Mamo, wytnę sobie łuk”, „No, ale wytnij sobie, Pawełku”. Ale ja przez kilka dni nie ośmieliłem się wyciąć żywego drzewka. Jak robię jakieś warsztaty, to pokazuję tarp. I oczywiście wiem, jak się robi szałas. Spałem w szałasie po wielokroć w Bieszczadach, na Roztoczu. Wielokroć! Wiem, co się robi, żeby nie przemókł. Ale nie będę uczył, jak się robi szałas. Jeśli wszyscy będziemy robić szałasy, to szlag trafi naszą leśną ojczyznę.

Pan Paweł wspomina swoje pierwsze wyjazdy i obozy harcerskie, tak inne od dzisiejszych: pełnych wygód, udogodnień, z dyskoteką i dostępem do prądu. Jako 12-latkowie musieli przenosić ze wsi do lasu, parę kilometrów, łóżka polowe i materace, by móc rozbić się w lesie.

– Pochodzę z Zamościa. Jako dzieciak jeździłem z rodziną na „letnisko” – wspomina. – Chodziło się od chałupy do chałupy i pytało, czy można wynająć izbę. I ci ludzie spali w stodole albo w stogu siana, by móc wynająć chałupę letnikom – bieda panowała straszna. To był survival i bushcraft. Nie było prądu elektrycznego, wiozło się lampy naftowe. Mieszkaliśmy całą rodziną, w osiem osób, w jednej izdebce. Żeby pozbyć się much, wycinaliśmy gałązki z jałowców. Otwierało się jedno okno i te muchy dostawały hopla. Trzeba było iść ławą i one przez to okno uciekały. Oczywiście babcia wymyśliła truciznę na muchy: to był czerwony muchomor posypany cukrem i zalany mleczkiem w spodeczku.

Ciekawość zwycięża. Pytam, czy muchy padały.

– Niezbyt – śmieje się pan Paweł – ale trucizna była.

Fot. Ian Keefe

Jak zacząć?

Na ścianie wisi okazała kolekcja noży, w większości typu skandynawskiego, z drewnianą rękojeścią i skórzaną pochwą – bardzo tradycyjnych. Pytam, jak zacząć, jak zostać prawdziwym traperem.

– Kup sobie Morę – śmieje się pan Paweł. – Naczelne hasło wszystkich znawców noży, bushcraftu i survivalu, którzy są nękani pytaniami w rodzaju: „Jak zacząć?”. Mora to świetny nóż. Czegóż trzeba więcej? Ponad 3 mm grubości głowni, nieprawdopodobna stal, która – co jest dla mnie ważne – świetnie działa z drewnem.

Pokazuje mi noże do rzeźbienia, a potem również meble w izbie, które wykonał sam. Na przykład taborecik z wyrytą datą 1980. Żadnych luzów, żadnego skrzypienia. Solidna, ręczna robota i prawdziwe drewno.

– W Obroczy jako 12-latek widziałem, jak ojciec z dwójką synów wybudowali dom z drewna w miesiąc. Wybuduj teraz dom w miesiąc. Zanim dostaniesz pozwolenie, kupisz działkę… Ja widziałem, jak to robią. Przywieźli z lasu jodły, średnicy 50-60 cm – piękne pnie! Wtoczyli je na takie dwa kozły. Na czole belki pomierzyli sobie, jak ciąć. A żeby prosto ciąć, to w drugim czole zrobili to samo. I przyłożyli sznurek, który natarli węglem z ogniska. Jeden złapał w środku, podciągnął do góry i puścił. Linia odbiła się na drzewie, które było okorowane. Później cięli: jeden stanął na górze, trzymając w rękach uchwyt piły, drugi na dole. W ten sposób pocięli stos tych belek. Domek nie był duży, ledwie dwie izby. Ale postawili go w miesiąc czasu. I to jest bushcraft!

Pytam, czego jeszcze potrzeba, by zacząć. Bo w końcu nikt dziś domu z drewna w lesie nie postawi. Jak spędzić noc? Gdzie się skryć? Pan Paweł opowiada o pałatce, która może służyć równie dobrze jako peleryna, jak i proste zadaszenie.

– Kupiłem tropik do namiotu 50 lat temu. Już wówczas używałem tarpa – tego tropiku od namiotu, który miał rozmiary trzy na cztery metry. Brezentowy, waga około trzech i pół kilo. Ale pamiętam taki nocleg w Bieszczadach na stanicy studentów Politechniki Warszawskiej. Szpanerstwo totalne: japoński namiot nieprzemakalny, leciutki. My śpimy na posłaniu ze świerkowych gałęzi, pod tym tropikiem. I przyszła burza. Burza w górach to nie jest to, co w mieście. Patrzymy, a tam w ich obozie jakiś straszny ruch: latarki, jakieś odgłosy. Może ktoś przyjechał, jakaś drużyna? Rano patrzymy, a wszystkie śpiwory wiszą na patykach, na sznurkach. Pytam: „Co tak pluska pod nami?”. Odsłaniam koc, a tu strumyki wody pod tymi gałęziami świerkowymi. Można mieć pałatkę, można mieć menażkę wojskową za 20 złotych, nóż Mora za 25 złotych, bo też takie są, i już jesteś bushcrafterem. Zrobisz sobie posłanie.

Później rozmawiamy o preppersach, trzeciej wojnie światowej i braku prądu. Mój rozmówca wskazuje mi, gdzie znajduje się studnia głębinowa. W razie czego jest pompa. Gdyby zabrakło prądu, jest agregat. Wyraźnie rozdzielamy granice między preppingiem, survivalem i bushcraftem, jednak zgadzamy się co do tego, że bushcraft jest przydatny także dla preppersa i survivalisty.

– Znam ludzi, którzy mają w beczkach po ogórkach wyposażenie sprzętowe na rok życia w dziczy: kasza, siekiera, koce. To nie jest głupie – mówi Paweł Dudziński. – David Canterbury powiedział bardzo cenną rzecz, którą teraz można tu przekazać: w razie czego, jeśli zapanuje totalny chaos, to ważne są narzędzia. Nawet nie broń, tylko narzędzia – ręczne narzędzia. Jak wszystko zawiedzie – elektronika, energia elektryczna – to co zostanie? Ręce, narzędzia, to co masz w kieszeni. I wiedza.

Fot. Bartosz Adamiak

Wiedza – najpotężniejsze narzędzie

– Co to za bushcrafter, który nie potrafi zrobić sobie noża i zahartować go w ognisku? Przecież w ognisku można zahartować nóż. To bardzo proste. Pokazałem to na jednym z filmów. Ognisko ma 800 stopni Celsjusza, a jak dmucha wiatr, to nawet 850 stopni – to wystarczy do zahartowania. Rozgrzewa się stal i wkłada do wody, a potem wyjmuje i trze pilnikiem. Najpierw pilnik się ślizga, bo stal jest zahartowana. Ale nie zgasiłeś całkiem, więc stal odpuszcza. I jak pilnik zaczyna łapać i skrobać stal, wtedy wrzucasz nóż do wody i masz zahartowany z odpuszczeniem. Tego nauczył mnie mój techniczny, jak pracowałem w liceum plastycznym jako belfer.

Pan Paweł opowiada o niedoborach pomocy dydaktycznych w czasach głębokiego PRL-u. Brakowało m.in. dłut. Uczniowie nie mieli czym pracować.

– Tak się złożyło, że mój techniczny był kowalem, a nie stolarzem. Zacząłem sam robić te dłuta, bo w piwnicy była potężna kuźnia. Wszystko było: kowadło, koks. Do roboty! I on mnie nauczył. Sprzedał mi wtedy ten sposób. Jak nie wiesz, jaka jest stal, grzejesz ją do ciemnej czerwieni i piłujesz.

Przechodzimy do stolarstwa zielonego – dawno zapomnianej sztuki, której próżno dziś szukać w internecie.

– Znalazłem kubek wydrążony z pnia i z denkiem wewnątrz. Zastanawiałem się, jak został zrobiony. Zacząłem sam eksperymentować: przewierciłem kawałek pniaczka, poszerzyłem otwór, dłubiąc, i usiłuję wepchnąć denko. Za Chiny! Wlewam wodę do tamtego: trochę kapie, ale niewiele. A to starocie. Już nie żyją ci gospodarze, to było pięćdziesiąt lat temu. Do tej pory mi to tkwiło gdzieś z tyłu głowy. W końcu poznałem taką góralkę ze wsi w Beskidach. Dzwonię do niej i mówię: „Daj mi jakiegoś starego dziadka, poszukaj we wsi”. Ona oddzwoniła i mówi, że wszyscy powymierali, ale jest taki jeden. Dała mi telefon. Dzwonię, a on: „Panie, ja nie wiem, to dziadek robił”. W końcu, metodą prób i błędów, do tego doszedłem. Bardzo prosty sposób! Jak zetniesz drzewo w lecie i zrobisz z niego deskę, to ona będzie schła. A skoro schnie, to kurczy się. Jeśli zrobimy z kawałka pieńka rurę, to ona będzie się kurczyć, wysychając. Proste! I zacząłem robić takie kubeczki. Mając nóż i świder ręczny, można sobie taki kubek zrobić w gąszczu. Drewno to podstawowe tworzywo ludzkości. Jest XXI wiek, a przecież z drewna są sprzęty, deski do krojenia, siedziska, ławy, skrzypce. Jak to zrobi rzemieślnik, to po prostu jest zupełnie inna jakość niż z taśmy produkcyjnej, z fabryki.

Czas płynie. Miło się słucha tych opowieści, ale czas wracać do miasta, do zgiełku i upałów. Dopijam zieloną herbatę i proszę o jakąś konkluzję, jakąś myśl na zakończenie.

– Konkluzja jest taka, że powinniśmy robić swoje, tylko w sensowny sposób, żeby nie szkodzić przyrodzie. Pomnażajmy swoją wiedzę, ekologiczną również. Bo jest ekologia tu, w mózgu, i ekologia tu, w sercu. Niech to działa. Niech tej wiedzy będzie więcej. I to by było na tyle, chłopcy i dziewczęta. Filmy bushcraftowe Pawła Dudzińskiego zobaczyć można na tym kanale: https://www.youtube.com/user/44szaman

Fot. 1 Johannes Plenio, Pixabay