Ostatnio dużo spacerowaliśmy po Wuwie – wzorcowym osiedlu mieszkaniowym zrealizowanym pod koniec lat. 20 ubiegłego wieku we Wrocławiu – zastanawiając się, czy nowy model architektury rzeczywiście odpowiadał na potrzeby „nowego człowieka”. Dziś poszukamy śladów Bauhausu w budynkach nieco starszych i chyba nieco zapomnianych…

Przeczytaj poprzednie odcinki cyklu “Puk, puk, czy tu mieszka Bauhaus?”

Jeśli, podobnie jak ja, marzyliście kiedyś, by zamieszkać w centrum Wrocławia, ale przy cichej i zielonej uliczce, z własnym przydomowym ogródkiem, to powinniście zamieszkać przy ulicy Wandy. Nawet dziś, mimo ogromnych zmian, jakim uległa cała przestrzeń architektoniczna i urbanistyczna wokół, to miejsce zachowało swój unikalny charakter. Wystarczy przekroczyć bramę domu studenckiego T-9 „Atol” przy ulicy Powstańców Śląskich, by z jednej z najgłośniejszych wrocławskich arterii przenieść się do innego, odległego świata. Świata stworzonego przez architekta, dla którego komfort i spokój mieszkańców były kwestią fundamentalną. 

Mowa oczywiście o kameralnym osiedlu mieszkaniowym zaprojektowanym przez Adolfa Radinga w kwartale ulic Krakusa, Wandy, Słowiczej i Hallera. Wyjątkowym z dwóch względów – po pierwsze jest to nadal jedno z najbardziej spójnych i konsekwentnych w swej formie założeń mieszkaniowych, jakie przetrwały we Wrocławiu do naszych czasów. Po drugie – jest świadectwem zmian stylu i tendencji, jakim ulegała w tym czasie europejska architektura.  

Adolf Rading, dom narożny u zbiegu ulic Wandy i Słowiczej we Wrocławiu, 1925 Siedlung und Stadtplannung in Schlesien, Breslau 1926

Nowatorski styl

Realizacja zamówienia otrzymanego od wrocławskiej firmy budowlanej Heimann und Wittenberg ciągnęła się bowiem kilka lat (od 1922 do 1927 roku), a jej kolejne etapy widoczne były doskonale w ukształtowaniu bryły i dekoracji elewacji budynków. I tak  w pierwszej fazie budowy powstały domy szeregowe, jedno- i dwurodzinne, usytuowane wzdłuż ulicy Wandy. Widać w nich było inspirację stylem rodzimym (Heimatstil), czerpiącym swe motywy z budownictwa wiejskiego, z charakterystycznym czterospadowym dachem, niewielkimi otworami okiennymi i malowniczymi, ostrołukowo zamkniętymi oknami poddasza. Wrażeniu przytulności wiejskiego domu sprzyjały ażurowe furtki do przydomowych ogródków, zewnętrzne schody i wejściowe tarasy.

Zapowiedzią zmian był jednak wygląd elewacji – „całkowicie niekonwencjonalny i bez żadnej analogii we Wrocławiu”. Nowością była zwłaszcza kolorystyka: od ciemnoszarego tynku odcinały się wyraźnie jasne profile okien i drzwi, a ogrodzenia utrzymane były w spójnej dla wszystkich domów, czarno-białej kolorystyce. Geometryczne podziały w kratach okiennych oraz balustradach zewnętrznych schodów przypominały natomiast szachownice bądź mozaikę w stylu obrazów Mondriana. 

Zrealizowane w drugim i trzecim etapie budynki wielorodzinne, usytuowane wzdłuż ulic Słowiczej i gen. Józefa Hallera, były już utrzymane w nowatorskim, modernistycznym stylu Neues Bauen. To proste, sześcienne bryły, nakryte płaskim dachem, których jedyną dekorację stanowiły wysunięte przed lico elewacji proste balkony i duże przeszklenia w części parterowej. Kolorystka nawiazywała do wcześniejszej fazy budowy – balkony, okna i drzwi zyskały takie same, geometryczne i jasne obramienia, wyróżniające się na tle ciemnoszarego tynku. 

Adolf Rading, dom szeregowy prof. Oskara Koeniga przy ul. Wandy 22 we Wrocławiu, „Deutsche Bauzeitung“ 1926

Osiedle jak małe miasteczko

Osiedle posiadało wszystkie udogodnienia małego miasteczka, jak sklepy czy pralnia, a ponadto miało służyć dobremu samopoczuciu mieszkańców urokliwymi uliczkami – obsadzonymi szpalerami drzew, zacienionymi, z ławeczkami sprzyjającymi integracji sąsiedzkiej.  

I właśnie ten kameralny klimat uliczek to jedyna rzecz, która się na osiedlu Radinga nie zmieniła. W wielokrotnie przebudowywanych, nakrytych nowym dachem i pokrytych różnokolorowymi tynkami szeregowych domach trudno dziś dostrzec ideę i konsekwencję architekta. Zniknęły oryginalne ogrodzenia i furtki, które każdy z właścicieli domów zastąpił czym chciał. Gdzieniegdzie pozostały gładkie, jasne obramowania okien – jedyny ślad wyrafinowanej, subtelnej gry architekta z kolorem. 

Czy warto pójść na spacer ulicami Wandy, Słowiczej i Krakusa i poszukać tam śladów Bauhausu? Warto, choć nie znajdziecie ich na pewno w wyglądzie samych budynków. Za to całe założenie – przemyślane pod względem komunikacyjnym i użytkowym, pełne słońca i zieleni, przytulne mimo lokalizacji pomiędzy dwiema głośnymi i wiecznie zakorkowanymi arteriami, broni się do dziś. Dla mnie to jeden z najciekawszych, choć pokrytych wcale nie szlachetną patyną zakątków miasta i wciąż mało znany rozdział wrocławskiej awangardy.