Jego realizacja była spełnieniem utopijnego marzenia o domku jednorodzinnym w centrum miasta i dowodem na to, że niemożliwe jest możliwe. A jak jest dziś? 

Przeczytaj poprzednie odcinki cyklu “Wrocławskie ARCHistorie”

Brzydactwo, slums, koszmarny żart architekta – to tylko niektóre z łagodniejszych określeń, jakie pojawiają się w kontekście mezonetowca, czyli „tego okropnego budynku” wzniesionego pod koniec lat pięćdziesiątych przy ulicy Hugona Kołłątaja 9-12. Ostatnio powróciły w reakcji na opublikowany przez Wroclife tekst dotyczący funduszy przyznanych przez miasto na rewitalizację architektonicznych zabytków. Tym samym to Wy zdecydowaliście o wyborze bohatera dzisiejszego odcinka wrocławskich ARCHistorii!

Hurra, budujemy!

Rok 1958 to czas „poodwilżowego entuzjazmu architektonicznego” – można więcej i można inaczej, byle tylko nie przekroczyć budżetu. Nawet Józef Cyrankiewicz, ówczesny Prezes Rady Ministrów, zachęca architektów do nowatorstwa i eksperymentowania, dając jednocześnie zielone światło wzorcom eksportowanym z zachodu. Polska prasa chętnie donosi o architektonicznych nowinkach i przywołuje cenne przykłady z całego świata, które – choć gorąco dyskutowane – rzadko znajdują swą faktyczną kontynuację. Wrocław ma jednak szczęście – to tutaj w ramach wrocławskiego oddziału państwowego biura projektowego „Miastoprojekt” działają młodzi, świeżo upieczeni architekci, którzy nową sytuację postanawiają maksymalnie wykorzystać. Wśród kreślonych z rozmachem, śmiałych wizji jest i on – projekt usytuowanego w centrum miasta budynku, który łączyłby funkcje domu jednorodzinnego i śródmiejskiego bloku.

Mezonetowiec to słowo pochodzące od francuskiego terminu maisonette, oznaczającego dwukondygnacyjne mieszkanie. Właśnie taki pomysł na nowy budynek – bezprecedensowy w skali kraju – miała grupa młodych architektów: Jadwiga Grabowska-Hawrylak, Edmund Frąckiewicz oraz Maria i Igor Tawryczewscy, współpracujących w ramach wrocławskiego „Miastoprojektu”. Wrocławski mezonetowiec to „daleki kuzyn jednostek mieszkalnych Le Corbusiera” – starszych o ponad trzy dekady idei połączenia intymności domku rodzinnego z wygodą życia w mieście. Budynek wzniesiony u zbiegu ulic Hugona Kołłątaja, Tadeusza Kościuszki i Tadeusza Rejtana ma jednak swój niepowtarzalny i bardzo oryginalny charakter, a twórcy projektu wzięli pod uwagę również kontekst architektoniczny i urbanistyczny obiektu – według powstałych w drugiej połowie lat pięćdziesiątych planów, ulica Kołłątaja miała być nowocześnie zabudowaną trasą biegnącą bezpośrednio od Dworca Głównego do Rynku.

Mezonetowiec, elewacja tylna z wieżami klatek schodowych fot. Zbigniew Sieniawski, zbiory Muzeum Architektury we Wrocławiu

Fanaberia

 – Dostaliśmy działkę, która była bardzo wąska, dlatego uznaliśmy, ze galeriowiec będzie najlepszym typem zabudowy – wspominała jedna z autorek projektu, architektka Jadwiga Grabowska-Hawrylak. – Ponieważ nie było możliwości budowania domów jednorodzinnych, pomyśleliśmy, że zaprojektujemy budynek wysoki, w którym będą mieszkania podobne do domów. Był to budynek nowoczesny jak na owe czasy[1].

Z kolei historyk sztuki Michał Duda w swej znakomitej monografii poświęconej Jadwidze Grabowskiej-Hawrylak pisze: – W sytuacji ogromnego przeludnienia (…) marzenie o nowym domu jednorodzinnym musiało uchodzić w tym czasie za fanaberię. Gdyby spróbować wyobrazić sobie marzenie jeszcze bardziej kuriozalne, należałoby ten dom ze snów umieścić w samym centrum miasta – aby mieć zawsze blisko do jego tętniącego serca. (…) Ten sen niepoprawnego optymisty spełnił się jeszcze przed końcem lat 50. w ciągle straszącym gruzami Wrocławiu[2].

Ośmiokondygnacyjny blok pomieścić miał 54 dwupoziomowe mieszkania, usytuowane w linii poprzecznej do dłuższej osi budynku. Układ ten jest doskonale widoczny z perspektywy ulicy Kołłątaja, gdyż elewacja frontowa w pełni oddaje konstrukcję obiektu. Każdy z modułów tworzącej elewację kratownicy odpowiada jednemu dwukondygnacyjnemu „domkowi”. Wszystkie mieszkania są identyczne: dolną część zajmują kuchnia, toaleta i pokój dzienny z loggią od strony ulicy, a w górnej, na którą wiodą wąskie schody, znajdują się dwie sypialnie (jedna z oknem na podwórze, druga z mikrobalkonikiem od strony ulicy), oraz oddzielnie toaleta i łazienka.

Ukryte

Dziś nie możemy docenić subtelnej gry barw, jaką wyróżniała pierwotnie elewację frontową, oraz odczuć wrażenia lekkości budynku uzyskanej dzięki transparentnemu parterowi. Kolorystyka ram okiennych została starannie skomponowana z białych i czarnych elementów, idealnie współgrających z szarością surowego betonu i jasną ścianą. (…) parter tworzą wielkie, w całości przeszklone witryny lokali handlowych, dające wrażenie niemal irracjonalnej lekkości masywnego bloku[3].

Z ulicy Kołłątaja nie widzimy również najwyższej kondygnacji budynku, w której znajdują się mieszkania jednopoziomowe. Według planów architektów miały tu znajdować się pracownie artystów i architektów. Poprzedza je rozległy taras, którego część – położona przy skrzyżowaniu z ulicą Tadeusza Kościuszki i nieco przykryta daszkiem – miała być miejscem dostępnym dla wszystkich mieszkańców bloku. Pomysł architektów jednak się nie przyjął i ta część tarasu dość szybko została zaadaptowana pod kolejne mieszkanie.

Warto natomiast obejść mezonetowiec i przyjrzeć się tylnej elewacji budynku, od strony podwórza. Została ona skomponowana w zupełnie odmienny sposób niż elewacja frontowa: widoczne od strony ulicy Tadeusza Kościuszki przeszklone wieże klatek schodowych wiodą na galerie, na których znajdują się wejścia do mieszkań.

Mezonetowiec, dusza klatki schodowej fot. nieznany, zbiory Muzeum Architektury we Wrocławiu

Anno Domini 2021

Brudny, nieremontowany, oszpecony witrynami sklepów oblepionych samoprzylepną folią reklamową – tak dziś wygląda wrocławski mezonetowiec, który 60 lat temu zachwycił środowisko swoim nowatorstwem i śmiałością koncepcji. W 2017 roku został wpisany do rejestru zabytków. Rok wcześniej powstała kompleksowa koncepcja remontu budynku, przygotowana przez Fundację Jednostka Architektury. Jej celem jest przywrócenie zaniedbanej elewacji jej pierwotnej kolorystyki, „oczyszczenie” parteru z reklam i plakatów, rewitalizacja podwórka oraz wymiana niektórych elementów wyposażenia wspólnych części budynku, jak na przykład balustrady na klatkach schodowych.

Trzymajmy kciuki, by zapowiadany remont ruszył jak najprędzej. Jestem pewna, że dopiero wtedy, zamiast wstydzić się „tego okropnego budynku”, dostrzeżemy jego niezaprzeczalną wartość i urok.


[1] Cytat z tekstu Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak zawartego w publikacji Nad dachami Wrocławia, red. Ł. Wojciechowski, wyd. Muzeum Współczesne Wrocław i Jednostka Architektury, Wrocław 2012.

[2]Michał Duda, Patchwork. Architektura Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak, wyd. Muzeum Architektury we Wrocławiu, Wrocław 2016, s. 57.

[3] Ibidem, s. 66

Foto główne: Mezonetowiec, elewacja frontowa fot. Zbigniew Sieniawski, zbiory Muzeum Architektury we Wrocławiu