O tym, czego nie uczy dzisiejsza szkoła w Polsce. O najlepszym systemie edukacji na świecie. I o tym, czego nauczą się dzieci w szkole, w której nie będzie ocen i zadań domowych, z dr. Łukaszem Srokowskim, socjologiem edukacji, założycielem NAVIGO – Autorskiej Szkoły Podstawowej we Wrocławiu, rozmawiają Małgorzata Burnecka i Karolina Stachera.

Zacznijmy od początku. Jak to się stało, że postanowiłeś założyć nową szkołę we Wrocławiu?
Trzy lata temu siedzieliśmy z przyjaciółmi i rozmawialiśmy o tym, co będzie za kilka lat z naszymi dziećmi. Nikomu z nas nie podobał się pomysł, że mielibyśmy oddać je w ręce obecnego systemu edukacji. Od słowa do słowa okazało się, że jedynym wyjściem jest założenie własnej szkoły. Zajmuję się edukacją od 15 lat, szkolę nauczycieli i postanowiłem podjąć wyzwanie.

A co jest nie tak z systemem edukacji?
System szkolny nie przygotowuje dzieci do życia w prawdziwym świecie. Nie chodzi tylko o to, czego się uczą, czyli np. słynnych nieprzydatnych wzorów skróconego mnożenia czy budowy komórki pierwotniaka – to jest do przeżycia. Szkoła nie uczy tego, co dzisiaj najważniejsze: kreatywności, pracy zespołowej, rozpoznawania swoich talentów… Mnóstwa rzeczy, które są potrzebne do pracy i życia w dzisiejszym świecie.

Z czego to wynika?
Dzisiejsza szkoła powstała jako odpowiedź na wyzwania pierwszej połowy XIX wieku. Miała pozwolić przygotować przyszłych żołnierzy do służby w armii pruskiej, urzędników do pracy w Imperium Brytyjskim i robotników do pracy w fabrykach. Doskonale nadawała się do tamtych celów. Ale świat się zmienił: dzisiaj potrzebne są zupełnie nowe kompetencje, a system oświaty nie jest w stanie za tym nadążyć. To nie wina nauczycieli – znam wielu fantastycznych pedagogów, którzy próbują zrobić coś więcej, ale są blokowani przez biurokrację i bezsensowne wymogi. Prowadząc niepubliczną szkołę, możemy sami stworzyć naszym nauczycielom lepsze warunki.

Jaką szkołą będzie NAVIGO?
NAVIGO będzie przygotowywać dzieci do życia w dzisiejszym świecie – przede wszystkim będzie szkołą uczącą, jak się uczyć. Jesteśmy bardzo mocno nastawieni na rozwijanie kreatywności i samodzielności dzieci – przez projekty, pracę w grupach, samodzielne podejmowanie wielu ważnych decyzji. Na przykład każda klasa będzie miała swój kawałek ogrodu eksperymentalnego, dzieci będą wspólnie z nauczycielami planować swój dzień. I nie będzie zadań domowych!

Szkoła bez zadań domowych? Jak to możliwe?
Zadania domowe są tak naprawdę bardzo mało skuteczne edukacyjnie. Do 12.-14. roku życia nie dają żadnych pozytywnych efektów, jeżeli chodzi o przyrost wiedzy, a w klasach 1-3 przynoszą negatywne skutki, zniechęcają i frustrują dzieci. My bierzemy odpowiedzialność za to, żeby całość edukacji dzieci mogły zamknąć w czasie ich pobytu w szkole.

Czyli w jakich godzinach?
Szkoła będzie czynna w godzinach 7.00-17.30 ze względu na to, że część rodziców wcześnie zaczyna albo późno kończy pracę. Ale zajęcia, na których wszystkie dzieci powinny być obecne, będą od 9.00 do 15.30. Wcześniej i później dzieci będą mogły spędzać czas wspólnie z nauczycielami, pracując indywidualnie, odpoczywając czy bawiąc się.

Inspirujecie się fińskim modelem edukacji. Co to znaczy w praktyce?
Finowie mają najlepszy system edukacyjny na świecie. Częścią ich sukcesu jest postawienie dużego nacisku na odpoczynek, kontakt z przyrodą i budowanie odpowiedzialności u dzieci. Wszystko to będzie u nas. Między zajęciami dzieci będą miały dużo czasu, żeby się zregenerować i utrwalić to, co zapamiętały. Kładziemy też duży nacisk na naukę języków – szkoła będzie w praktyce dwujęzyczna, od drugiej klasy połowa zajęć będzie prowadzona po angielsku. Każda klasa będzie miała także swoją klasę partnerską w Finlandii, z którą będzie mogła wspólnie realizować różne projekty – najpierw przez Skype’a, a czasem może także zaprosimy ich do nas albo sami pojedziemy z dziećmi do krainy reniferów.

Szkoła inspirowana systemem fińskim, bez ocen, autorski program układany przez pedagogów… Czy to oznacza, że dzieci będą w takiej bezstresowej atmosferze?
Bezstresowej nie. W Polsce mamy taki błędny mit bezstresowego wychowania, w którym jest całkowity luz, gdzie można robić, co się chce. Tymczasem nam zupełnie nie o to chodzi. Były takie szkoły, które tak działały, ale to się po prostu nie sprawdza. Dzieci potrzebują różnego rodzaju bodźców do uczenia się, tylko niekoniecznie w postaci ocen. One nie są zbyt dobre dla rozwoju dziecka, bo dzieci koncentrują się wyłącznie na ocenach, a nie na tym, co potrafią. U nas dzieci będą miały listę kompetencji, które będą miały zdobyć, na zasadzie takiej mapy. Jak w grze komputerowej, gdzie bohater ma drzewko rozwoju kompetencji – musi opanować tę umiejętność, tamtą umiejętność. Każde z dzieci będzie miało swoje własne drzewko rozwoju i ono jest wyznaczane częściowo przez podstawę programową, plus każde będzie mogło budować swoje własne odgałęzienia według tego, co je interesuje. Odchodzimy od ocen, które nie są funkcjonalne. Bo co tak naprawdę mówi nam o dziecku, że jest trójkowiczem? To nie jest wiarygodna informacja. Zamiast tego koncentrujemy się na tym, co naprawdę dziecko potrafi oraz czego nie potrafi.

Czyli będzie to bardziej ocena opisowa, czego się nauczył.
Dokładnie tak.

Ale jednak te oceny są, w postaci oceny końcowej.
Tak, one wynikają z kompetencji. Dzieci będą na bieżąco dokładnie wiedziały, co potrafią. Nie oszukujmy się: podstawa programowa jest tak skonstruowana, że jeżeli dobrze, metodycznie prowadzi się zajęcia, dzieci są w stanie opanować to naprawdę bardzo szybko.

A więc nie będzie tutaj żadnej straty? Dzieci będą umiały tyle samo, mimo innego rozłożenia przerw i czasu na naukę niż w tradycyjnych szkołach?
Będą umiały nawet więcej. Szkoła systemowa deklaruje potężny nacisk na wiedzę, a nie na umiejętności społeczne. Odwrotnie było w pierwszych szkołach alternatywnych, tych z bezstresowym wychowaniem, które była popularne w latach 90. XX wieku. Tam kładło się nacisk wyłącznie na umiejętności społeczne, bez wiedzy. To też jest niebezpieczne. Potrzebne jest i jedno, i drugie. Szkoły wychowujące bez nacisku na wiedzę dają ryzyko nauczenia bardzo pewnych siebie ignorantów. Z kolei szkoły kładące nacisk na wiedzę bez kompetencji społecznych tworzą ludzi często mających jakąś wiedzę, ale nieszczęśliwych. My chcemy, żeby z naszej szkoły wychodziły dzieciaki, które będą wiedziały, kim są, miały umiejętność radzenia sobie w tym świecie, ale i twardą, rzetelną wiedzę. Mamy teraz ogromny problem jako świat z plagą fake newsów. Naszym zadaniem, jako szkoły, jest ich przygotować do tego świata.

Przygotować, by nadążały za zmianami…
A nawet je wyprzedzały. To one będą musiały odpowiadać na problemy, które będą w tamtym świecie. Dziś mamy jako społeczeństwo pewną ilość problemów, z którymi się mierzymy; nasze dzieci będą się musiały mierzyć z innymi. Ale kiedy one będą się z nimi mierzyły, to muszą być na to przygotowane. I odpowiedzialność za to przygotowanie spoczywa na szkole. To jest właśnie nasza rola.

Również kiedy przejdą do szkoły wyższego stopnia – już nie gimnazjum, tylko liceum – to też powinny być przygotowane na wejście w ten system. Jednak w szkole średniej te oceny już się pojawią…
Przede wszystkim, w przyszłości otworzymy też liceum. To jest logiczny krok. Zwłaszcza że brakuje bardzo mocno szkół licealnych, które uczą krytycznego myślenia. NAVIGO jako całość jest to tak naprawdę grupa już dwóch w tej chwili podmiotów: NAVIGO Szkoła i NAVIGO Centrum Innowacyjnej Edukacji. W ramach Centrum zajmujemy się szkoleniem nauczycieli i różnymi programami dla szkół publicznych. Oprócz tego robimy program o nazwie Cogito 21, uczący dzieci rzetelnej analizy informacji dostępnych w internecie. Mamy generalnie misję zmieniania edukacji.

Tutaj robimy szkołę prywatną, ale oprócz tego jednocześnie próbujemy zmieniać cały system publiczny. W ramach Cogito 21 uczymy dzieciaki krytycznego myślenia. Dostają od nas artykuły ściągnięte z sieci, w których jest część fałszywych informacji. Mają godzinę na analizę, z pełnym dostępem do telefonów czy tabletów, by odkryć, co jest prawdą, a co nie. Uczymy ich, jak rozpoznawać fałsz. Do tego potrzebna jest wiedza, nie wystarczą same kompetencje społeczne.

Szkoła podstawowa, a później prywatne liceum. Jednak czy dzieci, które po podstawówce zdecydują się na liceum tradycyjne, nie będą miały problemu z dostosowaniem się do panującego tam systemu ocen?
Będą przygotowane lepiej niż rówieśnicy. Dużo trudniej jest dzieciom w drugą stronę. Te, które są wychowane w systemie szkolnym z ocenami, a wchodzą w system, gdzie tych ocen nie ma, mają poczucie, że wszystko wolno i trudniej jest im się dostosować. Przygotujemy też nasze dzieci do radzenia sobie w systemie tradycyjnym – np. będziemy uczyli, że jest coś takiego, jak testy. Będziemy je nawet z nimi rozwiązywali, bo spotkają się w życiu z tym, że czasami jakiś test trzeba zdawać, gdyż jest częścią normalnego życia. Zechcą zdawać test na prawo jazdy czy jakiś inny, więc muszą sobie umieć poradzić z taką sytuacją. I to będzie część edukacji.
Tak, bo żyjemy w świecie, w którym jest jednak wartościowanie. Są osoby, które potrafią coś lepiej, inne gorzej i w szkole ma to przełożenie na oceny.

Tak, a u nas będzie świadomość, że ktoś jest w czymś lepszy, a ktoś inny jest lepszy w czymś innym. Przy czym jest tu takie ważne założenie, że każde dziecko jest w czymś potencjalnie dobre, każde ma jakąś swoją mocną stronę. I rolą szkoły jest odkryć, co to jest za mocna strona i wesprzeć dziecko, aby akurat w tym było dobre.

Żeby nie poczuło się gorsze niż rówieśnik, który potrafi coś innego.

Tak, to raz. A po drugie, każdy naprawdę ma jakiś talent, każdy z nas jest w czymś dobry, każdy coś potrafi. I to nie chodzi o to, że każdy ma talent muzyczny czy plastyczny. Ja, kiedy byłem dzieciakiem, lubiłem sklejać modele. I ktoś, kto popatrzyłby na mnie z boku, powiedziałby: „Kurcze, chłopiec skleja modele, pewnie będzie lotnikiem”. To jest takie strasznie naiwne myślenie o talencie. Tymczasem jak ja sklejałem te modele, to najbardziej mnie kręcił nie ten moment sklejania, ale moment, kiedy rozkładałem wszystkie plany, wyciągałem wszystkie części, patrzyłem i porównywałem – okej, to będzie pasowało, to będzie się składało tu, a to tam. Wyobrażałem sobie sklejenie całego modelu i kiedy miałem tę wizję w głowie, to właściwie mógłbym delegować sklejenie tego modelu na kogoś innego. I to okazało się być w dorosłym życiu moim talentem. Od sześciu lat prowadzę firmę, zarządzam dużymi projektami edukacyjnymi, w których moją rolą jest skonstruować wizję, opracować strategię działania, a potem znaleźć ludzi, którzy to ze mną zrobią. Gdyby ktoś mnie zdiagnozował lat temu 20 i zauważył ten talent, być może pomógłby mi go bardziej rozwinąć. Nikt tego nie zrobił – na szczęście to rozwinęło się samoczynnie w trakcie studiów, dzięki aktywności w organizacjach pozarządowych. Ale ile jest dzieciaków, które mają jakiś potencjał do robienia czegoś fajnego i tego nikt nie zauważa?

Jak wygląda u was rekrutacja?
Spotykamy się z rodzicami na spotkaniach informacyjnych w siedzibie naszej szkoły. Może się na nie zapisać każdy zainteresowany. Na spotkaniach tych odpowiadamy na wszystkie pytania, rozmawiamy o zasadach działania szkoły, warunkach organizacyjnych i oprowadzamy wszystkich po budynku. Mamy piękną willę przy ul. Sudeckiej, z prawie tysiącmetrowym ogrodem, więc dzieci będą miały gdzie się wyszaleć.

W tej chwili pojawiają nam się także partnerstwa z innymi organizacjami. Dużo ludzi, którzy zajmują się edukacją, szuka sposobu, żeby zrobić coś wspólnie z nami. Na Podkarpaciu buduje się teraz Lapońska Wioska, Kalevala, z prawdziwymi reniferami. Z nimi będziemy mieli współpracę i partnerstwo. Dzieci będą mogły tam jeździć i pomagać przy różnych rzeczach, my będziemy uczyli ich i pomagali od strony metodycznej. Będziemy nawiązywali współpracę z obserwatoriami astronomicznymi. Za parę lat, kiedy będziemy otwierali liceum, zechcemy wejść we współpracę z Politechniką, robić różne rzeczy wspólnie. Z różnymi firmami biznesowymi, gdzie często jest teraz coraz większa potrzeba CSR, robienia różnych relacji społecznych. Chcemy stworzyć szeroką sieć współpracujących ze sobą organizacji, które robią razem fajne rzeczy okołoedukacyjne.

A jakie są opinie rodziców?
Powiem tak: rodzice, którzy przychodzą na spotkanie, prawie zawsze są już po lekturze strony, po rozmowach, po przeczytaniu naszego fanpage’a, więc mniej więcej wiedzą, czego się spodziewać. Większość rodziców, którzy przychodzą na spotkania, decyduje się wysłać swoje dzieci do NAVIGO.

 

Komentuje Michał Głowacki, dyrektor III Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza we Wrocławiu, które w rankingu „Perspektywy 2018” zajęło 6. miejsce w Polsce i wiedzie prymat na Dolnym Śląsku.
Generalnie zgadzam się z diagnozą co do systemu edukacji, także z wnioskami. Jednak clou pomysłu to, jak mówią Anglicy, „put the vision in action”, czyli budowa i realizacja programu operacyjnego. Tu zaczynają się schody. A te schody to wiele czynników: nawyki ludzi, przygotowanie kadry pedagogicznej, jej zaangażowanie…
Jestem bardzo ciekawy, jaki będzie praktyczny rezultat tego eksperymentu, bo to jest eksperyment. Sama wola, przekonania i dobre chęci zdecydowanie nie gwarantują jeszcze sukcesu. A doświadczenie, które jest tu bardzo ważne – pracujemy wszak z ludźmi, z dziećmi – przychodzi stopniowo. Można tylko życzyć powodzenia. Jeśli mam być szczery – ja bym się bał odpowiedzialności. Dlatego nasza szkoła wybrała drogę odmienną. W stare ramy wpisujemy nową treść. Nie deklarujemy rewolucji – staramy się ją stopniowo wprowadzać. Zmiany wprowadzamy ostrożnie, krok po kroku, patrząc, jak „układ” uczy się, zmienia, ewoluuje w kierunku samorozwoju, jak my sami się zmieniamy.

 

Małgorzata Brunecka , Karolina Stachera