Większe prawa dla rad osiedli, w tym przyznanie im kompetencji uchwałodawczej oraz finansowania na poziomie 1 proc. budżetu miasta. Propozycja kilku wrocławskich organizacji obiegła w ostatnim czasie lokalne media. Pomysłodawcy zmian podkreślają, że podobne rozwiązania ma w Polsce między innymi Poznań.

rady osiedli a inne podziały Wrocławia

Za i przeciw

Proponowane zmiany pobudzają do ważnej dyskusji, którą trzeba prędzej czy później podjąć. Niewątpliwie utrzymywanie rad osiedli bez przyznania im kompetencji jest nieefektywne i oddala władze miasta od potrzeb mieszkańców. Wrocław jest teraz miastem zarządzanym centralnie przez prezydenta, który nawet nie mieszka na jego terenie.

Niepokojące wnioski płynęły z Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego. Niektóre projekty przeprowadzono wbrew negatywnej opinii mieszkańców i rad osiedli, na których terenie były realizowane.

Z drugiej strony należy zastanowić się, czy rady osiedli są gotowe na gospodarowanie jakimikolwiek większymi środkami finansowymi? W obecnym kształcie są jednostkami działającymi społecznie i nie posiadają fachowego aparatu administracyjnego. Ich działalność skupia się na opiniowaniu działań miasta oraz organizacji wydarzeń osiedlowych, na przykład pikników. Mimo wysokich kompetencji i szczerych chęci wielu radnych osiedlowych, ich doświadczenie może nie być wystarczające do zarządzania konkretnymi środkami budżetowymi.

Jak jest teraz?

Wrocław podzielony jest obecnie na 48 osiedli. Każde ma swoją radę (o ile faktycznie została wybrana), która reprezentuje mieszkańców wobec organów i jednostek miasta.
Osiedla są bardzo różnej wielkości. Najmniejsze, jak Osiedle Lipa Piotrowska, zamieszkuje zaledwie kilkuset mieszkańców, inne liczą od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy. Wobec tak dużych różnic, można zadać pytanie, czy przed przyznaniem radom osiedli większych pieniędzy i większych kompetencji, nie należy przeprowadzić reformy administracyjnej, podobnie jak uczyniły to władze Poznania w 2010 roku? Reforma polegałaby na likwidacji części osiedli i utworzeniu w ich miejsce większych terytorialnie jednostek – dzielnic. Dobrym przykładem dla Wrocławia mógłby być Kraków z 18 dzielnicami czy Warszawa, w której też funkcjonuje zaledwie 18 dzielnic.

Warto pamiętać, że we Wrocławiu przez wiele lat obowiązywał podział administracyjny na 5 dzielnic. Przebieg ich historycznych granic jest do dziś widoczny np. w strukturze komisariatów policji czy urzędów skarbowych, a także – w pamięci mieszkańców.

Podział na osiedla nie zawsze jest także pierwszorzędnym wyznacznikiem dla działań miejskich planistów. Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Wrocławia z 2010 roku uwzględnia 7 obszarów dzielnicowych, a nie 48 osiedli. Z kolei na potrzeby Wrocławskiego Budżetu Obywatelskiego 2016 nasze miasto podzielono na 14 rejonów.

Jaki podział administracyjny dla Wrocławia?

Biorąc pod uwagę aktualny rozwój miasta, uzasadnione byłoby powołanie od ośmiu do dwunastu dzielnic. Nowy podział pozwalałby przesunąć środek ciężkości w zarządzaniu miastem zdecydowanie bliżej samych mieszkańców, a jednocześnie uniknąć marnowania środków na rozbudowaną biurokrację.

Dzielnice mogłyby w znacznej mierze przejąć zadania:
· inwestycyjne – w zakresie inwestycji komunalnych,
· rekreacyjno-kulturalne,
· w zakresie bezpieczeństwa (we współpracy z policją),
· w zakresie zarządzania lokalami komunalnymi na swoim terenie,
· w zakresie zarządzania zielenią miejską.

Zarządzając obszarem i ludnością porównywalnymi ze sporym miastem powiatowym, dzielnice mogłyby dysponować środkami na bardziej skomplikowane projekty niż place zabaw czy remonty chodników, czyli inwestycje realizowane dotychczas.

Najważniejszy argument – siła polityczna rad osiedli, a siła rad dzielnic

Rady osiedli są bardzo słabymi lobbystami interesów swoich mieszkańców. Pokazuje to choćby fiasko starań o kolejne linie tramwajowe. Mieszkańcy Jagodna, Psiego Pola czy Nowego Dworu od lat są ledwo słyszalni w ratuszu. Ciężar walki o infrastrukturę wzięli na siebie aktywiści miejscy, a powinni to przecież robić lokalni liderzy, w szczególności – przewodniczący rad osiedli.

Obecny układ sił – zależna od prezydenta Rada Miejska i niewiele znaczące osiedla – jest na rękę obecnym władzom Wrocławia. Miasto kontroluje 100 proc. środków budżetowych, wszystkie spółki miejskie, a przede wszystkim może utrudniać zaistnienie nowym lokalnym liderom politycznym. Mało prawdopodobne bowiem, że stanie się nim przewodniczący maleńkiej rady osiedla, który nie ma realnego wpływu na standard życia jego mieszkańców.

Bartosz Jungiewicz