Trudno znaleźć moment w historii ludzkości, w którym jakieś plemię, społeczność lub naród zgodnie postanowiłyby, że dołożą starań, by dzieci oraz wnuki miały trudniejsze warunki życia od swoich poprzedników. 

Ot tak, zwyczajnie, decyzją starszyzny byłyby podejmowane różne działania w celu pogorszenia tego, co jest dobre i przyzwoite, aby osiągnąć stan rzeczywistości bardziej pogmatwany niż mieli ich rodzice i dziadkowie. Jednocześnie utrzymywany byłby pogląd, że dzieje się tak w imię postępu i budowania dobrobytu. Po początkowym zaprzeczeniu, pamięć i wyobraźnia sugerują pewną niejednoznaczność. 

Z jednej strony chciałoby się powiedzieć, że nikt przy zdrowych zmysłach nie podjąłby się realizacji takiego planu, a już na pewno nie działoby się to za zgodą większości. Z drugiej strony przecież na co dzień bierzemy udział w działaniach łudząco podobnych do tych opisanych powyżej. Większość z nas opowiada się za korzystaniem z dobrodziejstw cywilizacji, a nie jest w stanie ocenić, w którą stronę zmierza postęp technologiczny. Zgodnie, a czasami nawet entuzjastycznie konsumujemy więcej i coraz to nowe potrzeby zyskują nowe odpowiedzi w postaci nowych produktów. 

Konsekwencje obchodzą nas trochę mniej. Jedno jest pewne – nie możemy powiedzieć, że ich nie znamy. Choć nadal słabo prognozujemy zmiany, które nadejdą w obszarze rozwijających się branż, to wiemy już, co nam szkodzi i co powoduje zatrucie środowiska, a jednak przyszłość nadal wydaje się nam bezpiecznie odległa. Zawsze na podorędziu są stwierdzenia: „jakoś to będzie” lub „Ziemia sobie poradzi” i na dodatek jest to prawda. Prędzej czy później natura da sobie radę i faktycznie jakoś to będzie.

Agenda 21

Nie pozwalając jednak na swobodny ruch w stronę katastrofy, już w latach 80-tych jednoznacznie zasugerowano (w raporcie Światowej Komisji ds. Środowiska i Rozwoju pod przewodnictwem Gro Harlem Brundtland), że powoli dochodzimy do ściany w eksploatowaniu zasobów naszej planety i należałoby coś zmienić. W 1987 roku opublikowano raport „Nasza Wspólna Przyszłość”, który przyczynił się do powołania drugiego już Szczytu Ziemi w 1992 r. w Rio de Janeiro. Jego efektem był dokument – Agenda 21 – wytyczający najważniejsze cele na nowe stulecie nowego tysiąclecia. Głównym założeniem przyświecającym tworzeniu dokumentu była idea zrównoważonego rozwoju. Według niej gospodarka powinna dążyć do równowagi pomiędzy ekonomią, ekologią i jakością życia. Zawarte w Agendzie 21cztery sekcje dotyczyły: wymiaru społecznego i ekonomicznego; konserwacji i gospodarki zasobami; umocnienia roli znaczących grup społecznych; środków na realizację postulatów. 

Tak skonstruowany dokument miał encyklopedyczny charakter, niemniej jednak podkreślił wagę dwóch ważnych pojęć. Po pierwsze, była to koncepcja podstawowych potrzeb, która odwołuje się do priorytetowego traktowania osób najbiedniejszych, a po drugie, pojęcie ograniczonych możliwości systemu ekologicznego. Dziś można stwierdzić, że proponowane ówcześnie postulaty stały się zasadą rozwoju państw europejskich. Długofalowy horyzont czasowy i wielopokoleniowy zasięg zmian proponowanych w ramach realizowania idei zrównoważonego rozwoju sprawiają, że warto aktualizować refleksje na temat tej ścieżki cywilizacyjnych przeobrażeń, tym bardziej, że bilans nadal nie jest zadowalający.

Wprowadzane zmiany nie dają satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie o wystarczającą skuteczność podejmowanych działań. Zwolennicy podkreślać będą zasięg i wymiar globalny proponowanych rozwiązań, przeciwnicy natomiast dostrzegą zamkniętą interpretacyjnie ideologię, która traci elastyczność. Trudno zatem przesądzać, czy mamy do czynienia z remedium na kłopoty wyprodukowane przez człowieka wieku XX. Wydaje się, że aktualnie przyjęta zasada zrównoważonego rozwoju jest nadal najlepszym postulatem przemian, mającym na celu wyrównanie szans wewnątrz oraz międzypokoleniowych, który faktycznie modeluje współczesną politykę. Można mieć przy tym nadzieję, że „zrównoważenie” nadąży za kolejnymi nowinkami technologicznymi.