W sobotę o godz. 18.00 piłkarze Śląska rozegrają ostatni mecz sezonu zasadniczego. W spotkaniu z Cracovią mają o co walczyć. Po tej kolejce połowa z 16 drużyn Ekstraklasy utworzy grupę mistrzowską, a druga – grupę spadkową. W ich ramach każdy zespół rozegra jeszcze tylko 7 meczów. Zebraliśmy dla was liczby Śląska z obecnego i poprzednich sezonów.

Wrocławianie nie mają już szans na awans do czołowej ósemki. Jeżeli jednak po sobotniej kolejce będą zajmować 9-12 miejsce, w rundzie finałowej rozegrają jeden mecz więcej u siebie niż na wyjeździe. W walce o utrzymanie, która czeka Śląsk, będzie to niepodważalny atut. Czy w tych bojach piłkarze będą mogli liczyć na wsparcie licznych kibiców na trybunach?

Śląsk był już w podobnej sytuacji. Po raz ostatni widmo spadku zajrzało mu w oczy dwa lata temu w sezonie 2013/2014. Piłkarze stanęli wówczas na wysokości zadania. Nie doznali ani jednej porażki, co więcej – wygrali 5 z 7 spotkań i zajęli w tabeli 9. miejsce.

Po 3 latach nieprzerwanych sukcesów, okraszonych kolejno srebrnym, złotym i brązowym medalem występy w grupie spadkowej, z mniej atrakcyjnymi rywalami nie przyciągają zbyt wielu kibiców na stadion. Średnio zawody te oglądało około 7390 osób. Oznacza, to że każde z czterech spotkań rundy finałowej śledziło z trybun o 4 tysiące kibiców mniej niż wcześniejsze mecze sezonu zasadniczego przed podziałem tabeli. Jak będzie teraz?

Najniższa ligowa frekwencja od czasu meczów… przy Oporowskiej

Za Śląskiem cztery wiosenne mecze – z Wisłą Kraków, Górnikiem Zabrze, Zagłębiem Lubin i Ruchem Chorzów. Łącznie zgromadziły one 39 723 kibiców. To mniej niż jeden mecz kadry narodowej. Kiedy w Wielką Sobotę 26 marca reprezentacja Polski mierzyła się we Wrocławiu z Finlandią na trybunach zasiadło 42 068 kibiców. Na listopadowym meczu towarzyskim z Czechami, również we Wrocławiu, bilety były wyprzedane trzy tygodnie przed spotkaniem. Fanów piłkarskich we Wrocławiu i w całym województwie, nie tylko kibicujących kadrze, ale również klubowi nie brakuje. Na atrakcyjnym sparingu z Borussią Dortmund w sierpniu 2014 roku zameldowało się ponad 34 tysięcy sympatyków Wojskowych.

  Różnica w porównaniu z ligową codziennością jest jednak drastyczna. Jeszcze w poprzednim sezonie Śląsk zaliczał się do grona sześciu klubów, które mogły poszczycić się przeciętną frekwencją przekraczającą 10 tysięcy. W tym sezonie (zestawienie przygotowano 6 kwietnia br.) średnia wynosi 7793 osób. W skali Wrocławia – metropolii z 650 tysiącami mieszkańców – to wynik mizerny, najgorszy od momentu, kiedy Śląsk w 2011 roku przeniósł się z Oporowskiej na nowy obiekt. Wybudowany z myślą o EURO 2012 Stadion Miejski może oficjalnie pomieścić 42 771 osób. Klub zapowiada, że na najbliższy mecz z Cracovią sprzeda milionowy bilet na ekstraklasowy mecz Śląska na nowym stadionie. Efektowny jubileusz nie zmienia faktu, że w przekroju trwającego sezonu stadion zapełniał się zaledwie w 18 procentach. Jak radzą sobą inne kluby ekstraklasy z wypełnieniem swoich nowoczesnych stadionów kilka lat po ich otwarciu?  

 

Co z kibicami, którzy wykupili stałe abonamenty na domowe mecze? Wiadomo tylko tyle, że obowiązują one tylko do meczu z Cracovią. Próbowaliśmy dowiedzieć się, ile karnetów klub sprzedał w tym sezonie (jesienią i wiosną). Przesłaliśmy mailowe zapytanie do rzecznika prasowego klubu Krzysztofa Świercza. Odpowiedział, że ,,liczby sprzedanych biletów klub nie chce ujawniać. Brak informacji również jest informacją. Na swojej stronie internetowej klub podkreślał, że podtrzymuje najtańsze abonamenty w historii. Cena dla osób przedłużających karnet rozpoczynała się od 55 złotych za 5 spotkań. Liczbą sprzedanych karnetów klub chwalić się nie chce. Czy jest to informacja, którą ekstraklasowe kluby utrzymują w tajemnicy? Niekoniecznie. W biurze prasowym Pogoni Szczecin dowiedzieliśmy się, że wiosną karnety wykupiło ok. 2,5 tysiąca osób. Mimo że klub zmuszony jest podejmować swoich kibiców na przestarzałym, 12-tysięcznym obiekcie. Z uzyskaniem informacji na temat karnetów nie było również problemu, gdy zadzwoniliśmy do rzecznika prasowego Lechii Gdańsk – gospodarzy równie nowoczesnego i pojemnego co stadion Śląska obiektu, również areny EURO 2012. Tam stałe wejściówki znalazły 4 tysiące nabywców.

Znaczny spadek frekwencji dotyczy również wybranych meczów, które dla kibiców uchodzą za prestiżowe. W poprzednich latach za taki wskaźnik mogły służyć spotkania z Lechem Poznań. Cieszyły się one największą widownią w trzech minionych sezonach. W 2012/2013 mecz oglądało 24 962 kibiców, w 2013/2014 – 18 761, a w 2014/2015 – 22 678 fanów. Ubiegłej jesieni 31 października na stadion wybrało się zaledwie 8499 osób. Bariera 10 tysięcy w obecnym sezonie została przekroczona tylko 4 razy. Jesienią z Legią Warszawa i ówczesnym liderem tabeli Piastem Gliwice, wiosną – przeciwko Wiśle Kraków i w derbowym pojedynku z Zagłębiem Lubin. Duże wahania frekwencji szczególnie blado wypadają w porównaniu z sezonem 2012/2013 – wówczas aż na 13 z 15 meczów było co najmniej 10 tysięcy widzów, a i w dwóch pozostałych – ponad 9 tysięcy.

Dzisiaj nikt głośno nie zaproponuje rozwiązania, aby Śląsk Wrocław rozgrywał swoje spotkanie z powrotem na poprzednim stadionie przy Oporowskiej. Można jednak zauważyć, że obiekt ten mieści 8346 widzów, a zatem tylko w 5 z 14 meczów trwającego sezonu nie wystarczyłby dla tych kibiców miejsca. Po raz ostatni Śląsk rozegrał wszystkie swoje mecze przy Oporowskiej w wicemistrzowskim sezonie 2010/2011, niemal za każdym razem przy pełnych trybunach. Średnia frekwencja? 7563 widzów, o kilkaset mniej niż teraz.

Twierdza Wrocław

Wpływ na najniższe od lat słupki frekwencji mają z pewnością wyniki drużyny na własnym stadionie. Obecna postawa dostarcza sporego zawodu kibicom. Miano Twierdzy Wrocław przez ostatnie lata nie było na wyrost. W ostatnich sezonach Śląsk był zawsze jednym z najskuteczniej punktujących u siebie zespołów. Wyśmienitą formę demonstrował jeszcze w poprzednim sezonie, wygrywając we Wrocławiu aż 11 razy, 6 razy remisując i tylko 2 razy przegrywając. Szczelna obrona sprawiła, że w tych 19 meczach Śląsk stracił tylko 12 goli. Pod tym względem żaden inny klub nie mógł się pochwalić podobnym osiągnięciem.

  Cztery lata po mistrzostwie kraju W obecnym sezonie wrocławianie grają u siebie w kratkę. W roli gospodarza sześć razy zremisowali, cztery razy przegrali i tyle samo zwyciężali. Zdołali pokonać tylko Termalikę Nieciecza, Jagiellonię Białystok, Górnika Łęczna oraz Wisłę Kraków. Dość niespodziewane zwycięstwo 1:0 nad Lechem w Poznaniu wlało dużo optymizmu w serca wrocławskich kibiców i Mariusza Rumaka, niegdyś trenera drużyny z Wielkopolski. Była to pierwsza wygrana w trzecim meczu rozgrywanym pod wodzą nowego szkoleniowca wrocławian. Jaką kadrą dysponuje Mariusz Rumak cztery lata od zdobycia mistrzostwa przez Śląsk? Przez ten czas przeszła ona niemal całkowitą przebudowę. Dziś w zespole jest tylko dwóch piłkarzy, którzy sięgnęli wówczas po mistrzowski tytuł – to Piotr Celeban i Mariusz Pawelec. Ten drugi jest jedynym, który od tego czasu nieprzerwanie reprezentuje barwy Śląska. Z kolei Celeban jest kapitanem zespołu i według transfermarkt.de najcenniejszym zawodnikiem klubu. Ten niemiecki portal szacuje jego wartość rynkową na 700 tysięcy euro. Za zdobywcę zwycięskiego gola przeciwko Lechowi – Japończyka Moriokę – potencjalny kontrahent musiałby wyłożyć około 600 tysięcy euro. Jeżeliby uczynić zadość szacunkowym kwotom podawanym przez tę stronę, za wykupienie wszystkich zawodników Śląska trzeba byłoby zapłacić w przeliczeniu na złotówki 27 milionów (ok. 6,58 miliona euro). To ponad o połowę mniej niż kosztowałaby kadra Śląska z mistrzowskiego sezonu.  

Zmiany w kadrze wrocławian widać również, gdy weźmiemy pod uwagę rolę młodych zawodników. Faktem jest, że w mistrzowskiej, doświadczonej drużynie stałego miejsca w składzie nie wywalczył ani jeden zawodnik, który miałby nie więcej niż 21 lat. W obecnej szerokiej kadrze jest 8 takich piłkarzy. Regularnie ligowe szanse otrzymują Kamil Dankowski, Gruzin Lasza Dwali i Węgier Bence Mervo.

Zmienił się również status obcokrajowców w drużynie. Zawodnicy z zagranicznym paszportem walnie przyczynili się do złotego medalu w 2012 roku. Pierwszym bramkarzem był Słowak Marian Kelemen. Gola, który zdecydował o mistrzostwie, zdobył Słoweniec Rok Elsner. Odpowiednio 6 i 5 trafień dorzucili Holender Johan Voskamp i Argentyńczyk Cristian Diaz. Dziś trudno powiedzieć, by obcokrajowcy stanowią o sile. To bramki przynoszą zwycięstwa i punkty. Najwięcej bo 5 goli zdobył Flavio Paixao, ale jego już we Wrocławiu nie ma. Trzy bramki zanotował Robert Pich – wszystkie jeszcze przed wyjazdem do Kaiserslautern. Obecnie jest do Śląska wypożyczony. Wspomniani Morioka i Dwali, Grajcar, Dudu, Hateley – wszyscy mają tylko po jednym golu na koncie.

Dziś klubu nie stać na transferowy rozmach. Od 2012 roku zapłacił tylko za 3 zawodników. Nazwisko Michała Bartkowiaka i Karola Angielskiego niewiele mówią przeciętnemu kibicowi. Najdroższy z nich – Robert Pich kosztował nieco ponad 100 tysięcy złotych. Morioka, Jacek Kiełb, Adam Kokoszka i pozostali zawodnicy trafili do Wrocławia za darmo na zasadzie wolnego transferu. Zupełnie inaczej było w latach 2010-2011, kiedy klub zbroił się do walki o wyższe cele. Ściągnięcie do Wrocławia Diaza, Voskampa, Mateusza Cetnarskiego, Rafała Gikiewicza i Patrika Mraza oznaczało dla klubu wydatek rzędu 4,5 milionów złotych. Efekt? Wzmocniony Śląsk zdobył wicemistrzostwo i mistrzostwo.

Sukcesy drużyny i wysoka forma jego kluczowych zawodników pozwalały Śląskowi zasilić klubowy budżet przychodami z transferów. W ciągu ostatnich lat klub sprzedał 4 zawodników. Najbardziej intratnym interesem było sprowadzenie Waldemara Soboty z MKS-u Kluczbork. W 2010 roku trafił do Wrocławia za darmo, by po trzech latach zostać odsprzedanym do belgijskiego Club Brugge za ponad 4 miliony złotych. Zimą 2014 roku za 1,3 miliona złotych do Lechii Gdańsk trafił lider – Sebastian Mila. Ubiegłego lata klub otrzymał od Kaiserslautern za Roberta Picha około 1,2 miliona złotych. Tej zimy za ponad 400 tysięcy złotych Flavio Paixao podążył drogą Mili i przeniósł się do Gdańska.

Finansowy zdrowy rozsądek

Odkąd klub znalazł się w 2013 roku na skraju finansowej przepaści, konsekwentnie realizuje politykę oszczędności. To podstawowy wniosek płynący z ostatniego raportu Ekstraklasa Piłkarskiego Biznesu 2015. Dokument opracowany wspólnie przez ekspertów Ekstraklasa S.A. i Ernst Young zawiera ranking polskich klubów piłkarskich i obejmuje trzy elementy: sportowy, medialny i finansowy. Jak wypada w tym ostatnim aspekcie Śląsk?

Od 3 lat maleją przychody klubu – z 38,2 milionów złotych w 2012 roku do 19,47 milionów złotych w 2014 roku. Poza wpływami z transferów kluby dysponują trzema podstawowymi źródłami przychodów.

Po pierwsze są nimi wpływy z transmisji. Jedynym uprawnionym podmiotem do sprzedaży praw medialnych na rzecz i w imieniu klubów najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce jest spółka Ekstraklasa S.A. Oznacza to, że żaden klub nie może samodzielnie zarządzać prawami do transmitowania swoich meczów. Wartość praw medialnych wzrosła w ostatnich latach o kilkadziesiąt procent. Spadek z ekstraklasy oznacza utratę poważnego zastrzyku dla klubowych finansów.

Drugie źródło przychodów stanowią wpływy od sponsorów i z reklam. Decydującym czynnikiem są w tej mierze atrakcyjność medialna klubu, którą kreuje oglądalność meczów z udziałem zespołu i średnia frekwencja na stadionie. Nic dziwnego, że w 2014 roku w porównaniu do 2013 roku wpływy Śląska zmalały z 12,6 do 8,9 miliona złotych. Dobrą wiadomością było podpisanie w lutym 2016 roku umowy sponsorskiej z firmą bukmacherską STS.

Trzecim filarem finansowym są przychody z dnia meczowego. Również w tej dziedzinie zanotowano drastyczny spadek – z 8,5 do 3,8 miliona złotych. Były to finansowe reperkusje braku występu w europejskich pucharach w sezonie 2014/2015. Śląsk korzysta ze stadionu jedynie z dniu meczowym, natomiast operatorem jest Wrocław 2012 Sp. z o.o., której 100 procent udziałów ma miasto. To ona czerpie zyski między innymi z wynajmu powierzchni biurowych na obiekcie, organizacji konferencji a także wynajmu loży VIP na meczach.

Mimo topniejących przychodów klub zanotował w ostatnich dwóch latach zysk netto – w 2014 roku 0,5 miliona złotych, w 2015 roku wzrósł do 3 milionów. Oznacza to, że w strukturze budżetu Śląska równie gwałtownie co przychody zmniejszono koszty operacyjne. W 2013 roku wynosiły 40 milionów złotych, w 2014 roku już tylko 26 milionów.

Zdecydowane i przytomne cięcia musiały dotknąć wynagrodzeń dla zawodników. W 2014 roku przeznaczono na nie 11,8 milionów, rok wcześniej – aż 17,5 milionów złotych. A to nie koniec. Tylko do czerwca 2016 roku obowiązują kontrakty zawodników pierwszego składu: Pawelca, Hateleya, Tomasza Hołoty, Dudu. Ten ostatni jest jaskrawym przykładem jak bardzo zmieniła się polityka kadrowa i finansowa klubu. Brazylijczyk ma najwyższy kontrakt w Śląsku – nieoficjalnie mówi się, że zarabia około 15-20 tysięcy euro miesięcznie. To jednak dlatego, że kontrakt został podpisany, kiedy większościowym udziałowcem był Zygmunt Solorz, a klub wspierał Polsat.

Dziś na umowy opiewające na takie kwoty klubu nie stać. Także miasto Wrocław, które od 10 lat łoży na klub, ma dość finansowania klubu w takim zakresie jak do tej pory. Tylko w 2015 roku przekazało Śląskowi 6 milionów złotych. Z drugiej strony bez zatrzymania podstawowych piłkarzy i bez kolejnych wzmocnień trudno sobie wyobrazić by w kolejnym sezonie Śląsk powalczył o europejskie puchary. Tylko wtedy zaś będzie możliwe przyciągnięcie sponsorów i kibiców, a co za tym idzie – wykorzystanie stadionu, który zbudowano na kredyt.

W ciągu 48 godzin od zakończenia sobotnich meczów Ekstraklasa S.A. ma ogłosić terminarz rundy finałowej. Rzecznik prasowy Śląska Wrocław zapewnia, że gdy tylko klub pozna liczbę spotkań i przeciwników ruszy ze sprzedażą pakietów na te spotkania. Mają być one dużo tańsze niż bilety na pojedyncze mecze.

Maciej Leśnik