Tytan Prometeusz lepi człowieka z gliny i łez, wykrada bogom ogień, niezadowolony z obrotu spraw Zeus posyła na ziemię Pandorę z puszką smutków i chorób, za co tytan mści się na bogu, który w konsekwencji przykuwa Prometeusza do skał Kaukazu, a tym samym wystawia go na cierpienie. Mit o Prometeuszu zna każdy, ale czy można opowiedzieć go jeszcze inaczej? I czy można zrobić to bez słów?

Owszem, można. A na własne oczy przekonamy się o tym już w najbliższy weekend. W Imparcie, przy ul. Mazowieckiej 17, w dniach 6-8 października, odbędą się trzy akrobatyczno-taneczne spektakle Prometeusz. Z filmu promującego wydarzenie, dowiadujemy się, że ten jeden z najbardziej znanych mitów, nigdy nie został jeszcze opowiedziany w taki sposób.

Dlaczego akrobaci?

Starożytni Grecy pojmowali sztukę jako sprawność, umiejętność i rzemiosło. Istniały określone reguły, bez których wszelki akt twórczy byłby zaprzeczeniem sztuki. I do tychże reguł, w tej wyjątkowej produkcji wrocławskiego Biura Festiwalowego Impart 2016, twórcy powracają. Środkiem wyrazu artystów jest więc szeroko rozumiany ruch sceniczny, a więc taniec, akrobacje, teatr cieni, wschodnie sztuki walki i elementy ekwilibrystyki cyrkowej. I tak oto, pośród wielu figur zobaczymy akrobatkę, która na obręczy opiera się tylko jedną nogą; tancerkę, która wykonuje taniec, będąc zawieszona w sieci; wirujących nad sceną artystów, którzy trzymają się lin jedną ręką; ewolucje na podwieszonych pod sufitem szarfach; żonglerkę wielką, złotą klatką; i tytułowego Prometeusza (w pierwszym akcie granego przez Pawła Patera), który na dłoni unosi w górę Człowieka.
Jednakże wszyscy ci, którzy podejrzewaliby, iż to zbudowane z rozmachem widowisko to tylko atrakcyjny popis możliwości ludzkiego ciała, byliby w błędzie. Mimo, iż w przedstawieniu nie pada ani jedno słowo, zawarta jest w nim głęboka treść, zaś elementy ruchowe to tylko i aż narzędzia narracji.

Bez nakładek

Pomysłodawcą widowiska jest Krzysztof Maj, dyrektor Impartu. Oczarowany występami akrobatów z Agencji Artystycznej EVEREST, zaproponował zespołowi realizację tego projektu. Akrobaci natomiast zaprosili do współpracy Kamila Przybosia, absolwenta wrocławskiej filii krakowskiej PWST im. Ludwika Solskiego. Przyboś, który Prometeusza wyreżyserował, studiował język chiński i jako aktor w Chinach spędził kilka miesięcy. Zdobyte doświadczenie znalazło swoje przełożenie na wrocławskie widowisko – w operze pekińskiej sztukę akrobacji traktuje się jako środek aktorskiej ekspresji. Należy wspomnieć, że Kamil Przyboś przygotował także adaptację prometejskiego mitu i stworzył ścieżkę dźwiękową z sampli i muzycznych cytatów. Choreografką jest zaś Maja Lewicka – Tancerka Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu.
– Inspiracją do powstania spektaklu pt. Prometeusz było zderzenie dwóch silnych emocji, to jest irytacji na wszechobecną ignorancję i modną obecnie negację nauki oraz nieumiejętność akceptacji tych wszystkich pseudo-filozoficznych nadinterpretacji mitów wszelkiego pochodzenia, niezależnie od tego, czy te mity są greckie, skandynawskie, celtyckie czy chińskie. Zderzenie tych dwóch zjawisk spowodowało, że narodził się pomysł, aby przedstawić wybrany mit tak jak został napisany, bez źle odczytanych, przeintelektualizowanych nakładek – mówi reżyser spektaklu, Kamil Przyboś.

Jazz, hip-hop…

W spektaklu istotną rolę odgrywa także muzyka. Połączenia jazzu, hip-hopu, muzyki bałkańskiej i klasycznej w postaci Vivaldiego wzbogacają to szczególne widowisko i nadają mu jeszcze więcej charakteru. Dla tych, którzy chcieliby przed spektaklem usłyszeć kilka wykorzystanych w nim utworów, mogę polecić m.in. takie jak: Festivo Keiichi Suzuki, Gloradin Lisa Gerrard, Oriental Uno feat. F. Kalashnikov Beats Antique, The Real Moustache Erik Sumo czy Hermetico Balkan Beat Box. Już same kompozycje wyjątkowo pobudzają wyobraźnię, a w zestawieniu ze scenicznym ruchem są niczym teledysk grany na żywo.


DNA

Można nie być wielbicielem teatru techne, ale poszukiwanie nowych form wyrazu wpisane jest w artystyczne DNA. I można nie zgodzić się z tym, że ów poszukiwanie każdorazowo daje gwarant sukcesu, lecz w tym przypadku historia ludzkości, bo tak o micie Prometeusza należy myśleć, to jakby rozwinąć wstążkę DNA, po to by w atrakcyjny sposób na nowo odczytać wszystko, co Człowiek do tej pory o sobie opowiedział. I może właśnie dlatego nie użycie słów w spektaklu, nawiązując do wypowiedzi reżysera, pozwala unikać przeintelektualizowanych nakładek, a więc błędów na ludzkim DNA.
Po wyjściu ze spektaklu warto zadać sobie pytanie: czy warto było dla nas kraść ogień?
Uwaga: w spektaklu wykorzystano lampę stroboskopową
Bilety: http://www.impart.art.pl/bilety
Kamil J. Przyboś scenariusz i reżyseria, scenografia, adaptacja muzyczna
Maja Lewicka choreografia
Anna Chadaj kostiumy
Tomasz Filipiak reżyseria świateł