Bogactwo podwodnego świata fascynuje ludzi od zawsze. Tajemniczy, czasem przerażający, ale przede wszystkim piękny. Feeria barw i kształtów, którymi mieni się podwodna fauna i flora, jest nie do opisania.

Nie tak łatwo dojrzeć wszystkie kolory pod wodą. Im jesteśmy głębiej, tym mniej dociera światła słonecznego, zatem obraz zaczyna się robić coraz bardziej szary i mglisty. Tylko sztuczne oświetlenie pozwala dostrzec to bogactwo w pełni. „National Geographic” w 1927 roku jako pierwszy na świecie opublikował kolorowe zdjęcie zrobione pod wodą. Od tamtej pory fotografowie eksplorują głębiny w poszukiwaniu coraz ciekawszych ujęć. Jednym z takich fascynatów jest wrocławianin Paweł Ciechelski, którego zaprosiłam do rozmowy na temat spełnionych marzeń. Od dziecka interesował się zarówno nurkowaniem, jak i fotografią. Dziś zwiedza świat, odkrywając tajemnice i fotografując głębiny. Marzenia się spełniają, wystarczy tylko naprawdę chcieć.

Od czego to się zaczęło? Zawsze marzyłeś o takiej przygodzie czy po prostu był to przypadek?
Od najmłodszych lat marzyłem o nurkowaniu. Za czasów komuny, kiedy to było naprawdę kosztowne, takie hobby kojarzyło się z zajęciem dla wybranych i wydawało mi się niedostępne. W okolicach ulicy Kościuszki był jedyny we Wrocławiu sklep dla nurków. Jako dziecko, gdy przechodziłem koło niego, zawsze przystawałem i przyglądałem się z zachwytem tym wszystkim akcesoriom. Do tego dołączyły programy przyrodnicze, które emitowano w telewizji. Marzyłem, że będę nurkował w dorosłym życiu. Niezwykle fascynował mnie podwodny świat, chciałem to zobaczyć na żywo. W dorosłym życiu zmieniłem jednak plany, jakoś po prostu to mi przeszło.

To było Twoje jedyne marzenie w dzieciństwie?
Właściwie nie. Kolejną moją fascynacją była fotografia, ale skończyło się tylko na marzeniach. Potem przez długie lata nie wracałem do tego.

Kiedy wróciłeś do pomysłu nurkowania?
Marzenia wróciły w czasie mojej wycieczki do Hongkongu. Jak mieszkałem w Szkocji (po 3-4 latach życia tam), znajomi zaproponowali mi wyjazd do Hongkongu. Po dwóch tygodniach już całkiem przepadłem. Uznałem, że chcę przenieść się do Azji. Kiedy wróciłem z wyjazdu, zacząłem się zastanawiać, jak mógłbym się utrzymać, żyjąc na tym osobliwym kontynencie. Analizując różne opcje, przypomniałem sobie o nurkowaniu. W Azji to bardzo popularny sport. Postanowiłem zrobić odpowiednie kursy i zająć się tym zawodowo. Zaraz po powrocie do Szkocji zrealizowałem ten plan. Część kursów odbyłem w Polsce. To sporo skomplikowanej wiedzy, dlatego wolałem uczyć się w ojczystym języku.

 

Od razu pojechałeś nurkować do Azji?
Nie, mój instruktor przekonał mnie, bym zaczął nieco bliżej. Żebym po prostu spróbował, czy to jest naprawdę dla mnie, czy się w tym odnajdę. To ciężka praca: inaczej wygląda w mieście w centrum nurkowym, a inaczej w turystycznej miejscowości lub na wyspie.

Czyli od czego konkretnie zaczynałeś?
Zacząłem od pracy jako divemaster, czyli przewodnik podwodny i pomocnik instruktora. W wielu miejscach lokalne prawo nie pozwala na samodzielne wejście pod wodę. I tu pojawia się rola przewodnika, który asekuruje osoby nurkujące. Na początku zajmowałem się tym w Egipcie: półtora roku prowadziłem podwodne wycieczki i asystowałem przy kursach nurkowych, po czym zrobiłem kurs instruktorski. Poczułem, że jestem już gotowy. Kolejne półtora roku spędziłem w Egipcie już jako instruktor.

Rozumiem, że to dopiero początek przygody?
Po Egipcie zrobiłem sobie przerwę. Bardzo dużo pracowałem i potrzebowałem trochę odpoczynku. To naprawdę bardzo odpowiedzialne zajęcie: odpowiadasz za zdrowie i życie ludzi, którzy znajdują się z tobą pod wodą. W centrum nurkowym, w którym pracowałem, w szczycie sezonu obsługiwaliśmy około 370 osób dziennie; dlatego potrzebowałem przerwy. Pojechałem trochę świata pozwiedzać, byłem na Filipinach – oczywiście ponurkować. Ale to już zupełnie prywatnie, dla rozrywki. W końcu odwiedziłem Meksyk, żeby zrobić tam kurs nurka jaskiniowego. Jaskinie, w których można nurkować w Meksyku, są niesamowite. Niektóre mają nawet po 250 tysięcy lat. Przyroda w tym miejscu jest bajkowa, widoki są naprawdę niepowtarzalne. Podczas nurkowania również mapowaliśmy jaskinie, mierzyliśmy tunele, i – co ciekawe –odkryliśmy i zmierzyliśmy jeden nowy.

Zatem możesz śmiało powiedzieć, że jesteś odkrywcą?
Owszem, mapowaliśmy jeden tunel, w którym jeszcze nikt nie nurkował. Dlatego bez ogródek mogę powiedzieć, że nim jestem. Moje nazwisko widnieje na tablicy odkrywców.

Co dalej?
Wróciłem jeszcze na trochę do Egiptu, żeby zdobyć więcej doświadczenia, ugruntować je i podnieść moje kwalifikacje. Mieszkałem w mekce nurkowej, Dahabie, znanej w całym świecie nurkowym z uwagi na niesamowite położenie, podwodne kaniony i Blue Hole. To bardzo osobliwe miejsce: schodzi się w dziurę w rafie, zanurzasz się w niej najpłycej na 56-57 metrów, żeby przepłynąć pod łukiem zwanym archem o długości 35metrów i wypłynąć na pełne morze. W międzyczasie zrobiłem również kurs instruktora nurkowania technicznego. Potem zmiany polityczne spowodowały, że turystyka w Egipcie podupadła, zatem musiałem podjąć kolejną decyzję o zmianach. Po kilku przygodach trafiłem w końcu do Tajlandii.

Zatem kolejne marzenie się spełniło.
Owszem, kolega zaoferował mi współpracę przy prowadzeniu centrum nurkowego w Tajlandii. Tam też pracuje się sezonowo, zatem pół roku byłem tam, a pół roku w Europie. Tym razem w Chorwacji.

A co z fotografią, bo cały czas mówimy o nurkowaniu?
Po roku prowadzenia centrum zacząłem szukać kolejnych zmian. Postanowiłem podzielić się tym, co zobaczyłem pod wodą. Podwodna przyroda jest zagrożona w wyniku degradacji środowiska, zatem warto uwiecznić widoki dla potomnych. Dlatego postanowiłem zająć się fotografią. Uczyłem się od podstaw, nie mając zupełnie pojęcia o profesjonalnej fotografii. Kupiłem podstawowy sprzęt i zacząłem robić podwodne zdjęcia. Na początku zero rezultatów: wszystko prześwietlone i niewyraźne. Zatem zacząłem podpytywać fotografów, którzy robili to profesjonalnie. Uparłem się, zacząłem w internecie wyszukiwać informacji i tak do upadłego. Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. Po jakimś czasie dokupiłem sobie porządniejszą lampę. Co ciekawe, pod wodą, gdzie nie dochodzi światło słoneczne, wszystko wygląda mdło, kompletnie nie widać kolorów. Dopiero jak się dobrze doświetli, można zauważyć barwy, a one naprawdę są bajeczne.

 

Cały czas miałeś tryb pracy: pół roku w Azji, pół roku w Europie?
Tak, jak kończył się sezon w Tajlandii (zaczyna się w grudniu i trwa do kwietnia), to szukałem pracy w innym miejscu na świecie. Znalazłam pracę na Wyspach Kanaryjskich, już jako fotograf podwodny. W ciągu półrocznego sezonu zrobiłem 21 tysięcy zdjęć. Robiłem po prostu zdjęcia nurkom na pamiątkę. Dziennie wychodziło ich między 200 a 360, po czym kupiłem naprawdę profesjonalny sprzęt do tego rodzaju fotografii. To był tak wysoki koszt, że po powrocie do Tajlandii musiałem trzymać go w sejfie. Różnica między zdjęciami z jednego i drugiego aparatu jest kolosalna, więc warto było zainwestować. Jednak musiałem nauczyć się niemalże od nowa robienia zdjęć. To zupełnie inny aparat: opanowanie go zajęło mi około pół roku. W Tajlandii skupiłem się już tylko na fotografii: już nie pracowałem jako instruktor, tylko robiłem zdjęcia. W międzyczasie fotografowałem na Krecie, lecz poziom zarobków nie był zadowalający. W końcu zrobiłem sobie po 13 latach prawdziwe wakacje.

Gdzie pojechałeś?
Jak to gdzie? Do Polski, oczywiście do rodzinnego Wrocławia! Trzy miesiące przerwy dobrze mi zrobiły.

Zatem z pełnym wigorem wróciłeś do pracy.
Tak, jeszcze jakiś czas robiłem podwodne zdjęcia turystom, ale teraz jestem gotowy na kolejne zmiany. Chcę być w Europie: po prostu bliżej jest domu. Mam już dosyć ryżu po pięciu latach.

Czyli gdzie tym razem?
Na Malcie. Aplikowałem tam kilkukrotnie w poprzednich latach, żeby pracować jako instruktor, i dostawałem odmowę ze względu na fakt, że jestem przekwalifikowany. Jednak nie poddaję się i planuję sam otworzyć działalność związaną z fotografią turystyczną, oczywiście podwodną, oraz szkołę fotografii podwodnej.

Dlaczego akurat tam?
Malta jest jednym z najpopularniejszych miejsc na wyjazdy wakacyjne. Tam są naprawdę niesamowite i urokliwe zakątki. Sporo wraków i oczywiście przyroda. Chcę się wspomóc zdjęciami w wodzie, dla turystów. Należy pamiętać, że sesje pod wodą są nie tylko dla nurków. To zarówno fotografie w basenach blisko brzegu, jak również w wodzie otwartej i w lagunach. Myślę także o bardziej artystycznych ujęciach, podwodnych zdjęciach reklamowych. Wszystko jest jeszcze przede mną.

Kiedy wyruszasz w kolejną podróż?
Mam nadzieję, że jeszcze w maju.

Gdzie Cię można znaleźć w sieci, żeby zobaczyć więcej Twoich zdjęć?
Zapraszam na moją stronę internetową pawelciechelskiphotography.com oraz na FB Dive-Addiction, gdzie są dziesiątki, jeśli nie setki wspaniałych zdjęć uwieczniających moją podwodną karierę zawodową.