Jak wszyscy wiemy, miasto to smog i psie kupy, więc wyjście z dzieckiem na plac zabaw to ryzyko zachorowania na astmę lub ubrudzenia obuwia. Jednak rozwiązanie tego problemu znali już nasi przodkowie, zanim jeszcze problem stał się palący – ogrody działkowe.

Któż nie pamięta działkowania? Nie było ono aż tak pozbawione sensu, jak mogłoby się wydawać. Nasi rodzice zdobywali dzięki niemu cenne owoce i warzywa, które w mrocznych czasach PRL-u pozwalały uniknąć szkorbutu. Dziś mamy dostatek wszystkiego, ale męczą nas właśnie takie problemy jak jakość powietrza czy czystość trawników.

Własny ogródek działkowy, położony gdzieś na obrzeżach miasta lub wciśnięty pomiędzy osiedla, to miejsce ze wszech miar wielofunkcyjne – oprócz rzeczonych warzyw i owoców, których nikt nie tykał żadnym GMO, otrzymujemy trawnik, na który nie wejdzie żaden pies (prócz naszego), a także przestrzeń do zabaw, wypoczynku i grillowania. A naszym jedynym zmartwieniem będą kleszcze.

Jak zostać dumnym działkowcem?

Gdy opowiadam ludziom, jak wygląda droga do zostania ziemianinem, mało kto daje wiarę. A jest to rzecz niezwykle prosta, i nie aż tak bardzo kosztowna. Kluczem do tego fenomenu jest zrozumienie, czym tak naprawdę są rodzinne ogrody działkowe (w skrócie ROD). A konkretnie tego, że działek się nie kupuje, tylko… tak jakby anektuje.

Oczywiście jeżeli chcemy mieć działkę „na wypasie”, musimy znaleźć kogoś, kto będzie taką działkę posiadał, i zechce nam ją odstąpić za odpowiednią opłatą. Płacimy w tym przypadku za odstąpienie prawa do użytkowania rzeczy, które są na tej działce postawione przez poprzedniego właściciela: altankę, drzewa, zagony truskawek i marchewkę. Nie stajemy się posiadaczem ziemi. To bardzo ważne, bo za złamanie regulaminu ROD, możemy zostać z tej działki zwyczajnie wyrzuceni (nie wolno m.in. puszczać głośno muzyki, urządzać imprez, ani stawiać podejrzanych budowli).

Drugą, tańszą opcją, jest wzięcie działki, która nie posiada właściciela. Najczęściej jest to chaszczowisko, w którym mieszkają borsuki i szczury, ale odrobina chęci, ciężkiej pracy i nowoczesnej technologii w mig sprawi, że będziemy mieli względnie wyrównany kawałek terenu do zagospodarowania.

Ponadto ponosimy roczne koszty, które uzależnione są od konkretnych ogrodów działkowych, ale kwota ta zwykle nie przekracza kilkuset złotych w przypadku najbardziej bogatych wersji, z bieżącą wodą (niekoniecznie pitną) i prądem. No i jeszcze trzeba odbyć szkolenie, jak dbać o matkę ziemię.

Co daje posiadanie działki?

Nie sposób wymienić na tak ograniczonej przestrzeni wszystkich zalet posiadania ogrodu działkowego. O niektórych napisałem już wcześniej – zabawy, warzywa i grille. Ale to nie wszystko. Własna działka jest także nośnikiem wartości edukacyjnych, zwłaszcza w świetle wszechogarniającej technologii, gdzie dzieci skupione są niemal wyłącznie na tym, co widzą na ekranach.

Sam fakt obcowania z przyrodą, możliwość obserwacji z bliska drobnych zwierząt (jaszczurki, krety i inne) czy roślin, to już wiele. Oddanie dziecku kawałka ziemi do samodzielnego zagospodarowania (czego efektem jest zazwyczaj powrót do stanu chaszczowiska) to również eksperyment o wartości dydaktycznej, której nie da się przecenić. Dziecko może się nauczyć, że żywność nie powstaje w cudowny sposób w sklepie, ale że wytwarza się ją właśnie na przykład z ziemi, i że trzeba do tego często dużo pracy. Czy istnieje lepszy sposób na to, by nauczyć potomka szacunku do ziemi, jedzenia i pracy? Nie istnieje.

Poza zabawami i tradycyjnymi pracami ogrodowymi, możemy także wykonać całą masę eksperymentów, których nie odważylibyśmy się wykonać w domu np. powiesić dom dla robali. To w ostatnich latach bardzo popularna rzecz, która ma na celu zwiększenie populacji wszelkiego robactwa. Chodzi o to, że zanieczyszczenie środowiska sprawia, że owadów jest mniej. A są one niezwykle potrzebne, chociażby po to, żeby ptaki miały co jeść. Hotele dla owadów oraz kwiaty, które stanowią pożywienie dla owadów zapylających (w tym pszczół), to świetny sposób na to, by dorzucić swoje pięć groszy do troski o środowisko. I w dodatku możemy to zrobić razem z dziećmi!

Kolejną kwestią są budki dla ptaków. Możemy je przybić dosłownie do każdego drzewa, która uda nam się wyhodować. Dzięki temu ptaki będą wyjadać komary, a my będziemy mogli siedzieć wieczorami przy grillu.

Czy posiadanie działki ma jakieś wady?

Czas przejść do drugiej strony medalu, czyli wad. Największą są kleszcze, chociaż prawdę powiedziawszy, na miejskich trawnikach również jest mnóstwo kleszczy. Na działce jest o tyle lepiej, że możemy nasadzić roślin, których kleszcze rzekomo nie lubią – będzie kolejny eksperyment.

Druga największa wada to złodzieje. Na działce raczej nie powinno trzymać się cennych rzeczy. Zwłaszcza przed zimą należy zrobić porządek i wszystko, co zostawialiśmy latem (np. narzędzia) należy zabierać do domu. To nie jest tak, że jak coś zostawimy, to zaraz złodzieje nam ukradną, ale prawda jest taka, że bardzo trudno upilnować ogrodów działkowych.

Zdecydowanie największą wadą jest zakaz palenia ogniska. Jest to spowodowane troską o środowisko. Nie możemy sobie raz w miesiącu zrobić małego ogniska z kiełbaskami, bo jest to zabronione w regulaminie. To nic, że dwa kilometry dalej Kowalski grzeje w domu plastikowymi butelkami. Jest to naprawdę przykre. Szczególnie, że prawdopodobnie nie ma to najmniejszego sensu – jeżeli do ogniska nie wrzucamy dużych ilości mokrych liści i plastikowych butelek, to ono nie kopci więcej, niż mój diesel. Nie mówię o spalaniu śmieci, tylko o pieczeniu kiełbaski! Do którego wystarczy naprawdę mikre ognisko, magiczne ognisko, jakie znamy z dzieciństwa.

Kolejną wadą jest konieczność koszenia trawnika.

Podsumowując

Działka to wspaniała rzecz, która może dać naszym dzieciom wiele wspomnień z rodzaju tych, które i my sami mamy, o ile wychowaliśmy się przed epoką internetu. Jestem ostatnim na świecie przeciwnikiem technologii – kupiłem Minecrafta, żeby mój syn opanował obsługę myszki. Ale uważam, że dostarczanie dziecku zróżnicowanych bodźców, zwłaszcza w kontekście zabaw, form spędzania wolnego czasu i otaczającego go środowiska, to klucz do tego, żeby wychować fajnego, samodzielnego, myślącego człowieka.