O ścieżce dźwiękowej do gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”, trasie koncertowej Wild Hunt Live i pracy nad nową płytą z Mikołajem Rybackim – liderem zespołu Percival Schuttenbach – rozmawia Aleksander Wenglasz.

Nagraliście ścieżkę dźwiękową do „Wiedźmina 3: Dziki Gon”. Czy podejmując się tego projektu i zaczynając nad nim pracę, myśleliście, żeby swoje muzyczne pomysły dopasować do tej kultowej gry, czy bardziej przyświecała Wam wizja, aby dokonać muzycznej narracji „Wiedźmina”? Co było największym wyzwaniem?

Jeśli chodzi o sam wybór materiału dźwiękowego, to – na szczęście – nie my byliśmy za to odpowiedzialni. Mówimy „na szczęście” nie dlatego, że nie lubimy decydować i być odpowiedzialni, ale dlatego, że był tego ogrom. Nie dość, że oddaliśmy do dyspozycji materiał z czterech nagranych już przez nas wcześniej płyt, to do tego dograliśmy jeszcze masę dźwięków podczas kilku sesji w studio. Było w czym wybierać. Potrzebowaliśmy wielu godzin żmudnej pracy, aby to wszystkiego przesłuchać, uporządkować i ułożyć w jakąś sensowną całość. Tę pracę wykonał Marcin Przybyłowicz i to do niego generalnie należałoby kierować pytanie o to, czym kierował się przy swoich decyzjach. Nam przypadły w udziale najprzyjemniejsze części całego procesu – swobodne i niczym nieskrępowane tworzenie oraz słuchanie gotowej już całości.

Nieczęsto nadarza się okazja, aby na żywo posłuchać ścieżki dźwiękowej do filmu, nie wspominając już o grze komputerowej, a soundtrack do „Wiedźmina” to także wyjątkowe koncerty w ramach trasy Wild Hunt Live. Czym tego rodzaju występy różnią się od tych, które dotychczas graliście?

Różnica jest spora, przede wszystkim w kontekście rozmachu, ilości zaangażowanych ludzi, sprzętu, a co za tym idzie również kosztach takiego koncertu. Wild Hunt Live to wyreżyserowane widowisko, w którym wszystko ma swoje miejsce, wszystko jest zaplanowane i do granic naszych możliwości dopracowane. Nie ma tu za bardzo marginesu na luz, improwizację i – za czym akurat troszkę tęsknimy – kontaktu z publiką. Ale dzięki temu widz/słuchacz może w całości zatopić się w spektaklu, nierozpraszany przez nic. Jego zmysły są pobudzane z każdej strony. To uczta zarówno dla uszu, jak i dla oczu: piękne światła, wspaniałe animacje, niesamowite popisy taneczno-akrobatyczne Teatru Avatar, no i muzyka: energetyczna, wzbudzająca – zwłaszcza u osób, które w „Wiedźminie” grały – niesamowite emocje. Jeszcze nigdy nie słyszeliśmy tylu słów pochwały i uwielbienia, co właśnie po koncertach trasy Wild Hunt Live.

Innym ciekawym koncertem był występ zarejestrowany w 2014 roku na żywo we wrocławskim studiu unIQ z udziałem publiczności. Trasa Slavny Tur promowała wówczas projekt „Pieśni Słowian”, w ramach którego w 2012 roku wydaliście płytę „Pieśni Słowian Południowych”. Dwa lata później pojawiły się „Pieśni Słowian Wschodnich”, a w przygotowaniu są „Pieśni Słowian Zachodnich”. Czy oprócz Waszego naturalnego zainteresowania słowiańszczyzną przyświecał Wam jeszcze jakiś powód, żeby tego rodzaju projekt zrealizować?

Szeroko pojęta słowiańszczyzna to coś, co rzeczywiście leży mocno w kręgu naszych zainteresowań, stąd pomysł na trzy albumy prezentujące muzykę trzech grup Słowian: Południowych, Wschodnich i Zachodnich. Muzyka ta jest na tyle wspaniała, że chcielibyśmy, aby jak najwięcej osób mogło się z nią zapoznać i nią zachwycić. Po latach zachłystywania się kulturą Zachodu, czas na nasze! Mamy co pokazać, mamy być z czego dumni i mamy czym się inspirować. Pieśni ludów słowiańskich to nieprzebrane bogactwo, z którego chętnie czerpiemy my i inne zespoły związane z historią i folkiem. Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy spokojnie kontynuować nasz cykl i po nagraniu pieśni Słowian Zachodnich znowu nagrać płytę z kolejnymi utworami Słowian Południowych, Wschodnich i tak dalej. Zdajemy sobie sprawę, że to, co prezentujemy, to tylko niewielki wycinek, zaledwie muśnięcie tego tematu, ale mimo tego ma to ogromną wartość. Tym bardziej że nasze płyty docierają również do słuchaczy za granicą. Wiemy na pewno, że są słuchane zarówno w Europie, jak i w Azji, Australii i obu Amerykach.

 

Czym różnić się będzie najnowsza płyta od poprzednich?
Planujemy nagrać dwie płyty: wspomniane już „Pieśni Słowian Zachodnich”, a także album mocniejszego projektu Percival Schuttenbach. W obu przypadkach chcemy, aby były one jeszcze lepsze niż poprzednie. Dołożymy do tego wszelkich starań. Jako muzycy nieustannie się rozwijamy, więc zdobyte od czasów ostatniej płyty doświadczenie na pewno będzie słyszalne. Muzycznie natomiast nie będzie zbyt dużych rewolucji. Konsekwentnie trzymamy się wytyczonych przez siebie ścieżek. Słuchacze, którzy nas znają, nie będą zawiedzeni, choć mamy nadzieję, że zaskoczymy ich pozytywnie jakością nagrania i wykonania.

Wasze instrumentarium jest bardzo bogate i oryginalne. Czy na kolejnym albumie możemy spodziewać się nowych instrumentów? Czy pojawią się nowi muzycy?

Jeśli chodzi o muzycznych gości, na pewno się tacy pojawią choćby ze względu na to, że ostatnimi czasy przez nasz zespół przewija się sporo osób. Taki stan rzeczy nie był przez nas planowany, ale skoro już się to zdarzyło, wykorzystujemy go jak najlepiej. Co do instrumentarium, to z pewnością znowu sięgniemy po wiele różnorodnych instrumentów, choć jeszcze nie wiemy dokładnie, co to będzie. Często wiele rzeczy wychodzi spontanicznie w studio, już podczas sesji nagraniowej. Lubimy bawić się muzyką, brzmieniem. Na pewno i tym razem zaskoczymy czymś ciekawym.

Kiedy więc będą miały miejsce nagrania płyty „Pieśni Słowian Zachodnich” i kiedy możemy się spodziewać wydania albumu?

Nagrania zaplanowaliśmy na styczeń 2018 roku, kilka dni po Nowym Roku. Nie ma czasu na odpoczynek, ruszamy z kopyta od razu. Materiał, który zarejestrujemy we Wrocławiu, mamy zamiar wydać na wiosnę. Dokładnej daty premiery jeszcze nie znamy, ale na pewno niedługo ją ogłosimy.

Co sprawia, że zdecydowaliście się na wrocławskie studio: czy chodzi o zachowanie swoistej kontynuacji w kontekście trójalbumu?
Komfort przy nagrywaniu płyty jest niesamowicie ważny. W unIQ Studio nagrywa nam się doskonale. Spędziliśmy tam jak dotąd wiele godzin owocnej pracy. Obserwujemy rozwój tego miejsca, powiększanie się palety możliwości oraz nieustanny wzrost jego poziomu. To miejsce bardzo nam odpowiada i chętnie tam wracamy. Czujemy się tam dobrze również ze względu na niesamowicie profesjonalną obsługę.

Co więc wyszczególnia współpracę i jakie macie oczekiwania oraz wyobrażenia odnośnie do najbliższej sesji?

Marek Dziedzic, dzięki wielu wspólnym sesjom, doskonale zna nas, nasze instrumenty oraz możliwości. To niesamowicie profesjonalny człowiek, który wniósł wiele dobrego do naszych dotychczasowych nagrań. Teraz liczymy na rozwinięcie dotychczasowych doświadczeń i – jeśli to możliwe – na jeszcze większe poprawienie jakości naszej wspólnej pracy w oparciu o te doświadczenia. Spróbujemy podnieść poprzeczkę, jednocześnie zachowując spójność z dotychczasowym materiałem.

Jako że jesteście zespołem bardzo pracowitym, niezwykle kreatywnym, na koniec chciałbym poruszyć kwestię przyszłości i trochę prowokująco zapytać: czy możliwe, że oprócz zespołów Percival i Percival Schuttenbach pojawi się jeszcze trzeci projekt, który będzie musiał powstać, by znaleźć formę dla nowych pomysłów?

Na razie tego nie przewidujemy, ponieważ, po pierwsze, bardzo ciężko byłoby nam znaleźć na to czas, a po drugie oba projekty są na tyle elastyczne, że świetnie pozwalają wykorzystać nasze możliwości i tworzą szeroką przestrzeń dla naszej twórczości. Chociaż, gdyby się uprzeć, to można stwierdzić, że Wild Hunt Live stał się niejako osobnym projektem i być może w przyszłości rozwinie się z tego coś jeszcze większego. To jednak na razie plany, a właściwie zarysy planów na dalszą przyszłość. Tymczasem skupiamy się na naszych dwóch głównych projektach, które razem z innymi istniejącymi lub dopiero w przyszłości planowanymi podprojektami tworzą jedno zjawisko, jeden zespół – Percival Schuttenbach.